Pomiń zawartość →

Virginie Despentes, Vernon Subutex – Tom 1 (audiobook czytany przez Rocha Siemianowskiego)

Nie jest to powieść przyjemna w odbiorze, ale niezbędna do tego, by zrozumieć pokolenie dzisiejszych francuskich pięćdziesięciolatków. Jest to opowieść o Paryżu widzianym oczami byłego rockendrolowca, który nie może sobie znaleźć miejsca w rzeczywistości zbudowanej przez jemu podobnych ludzi. Od chwili, w której usłyszałam o tej książce, bardzo mnie ona zaintrygowała, prawdopodobnie przez moje tegoroczne paryskie doświadczenie. Mając głowę pełną francuskich klasyków i komedii romantycznych, zderzyłam swoje wyobrażenia z rzeczywistym miastem. Paryż okazał się najbrudniejszym i najbardziej cuchnącym miastem, jakie dane mi było zwiedzić. Jeśli zaś chodzi o ludzi, to rodowici paryżanie zachowywali się tak, jakbym samym swoim istnieniem czyniła im osobistą zniewagę. Kolejnym szokiem były materacowe obozowiska imigrantów z Afryki, zajmujące każdą wolną przestrzeń. Naprawdę trudno mi pojąć jak w cywilizowanym państwie może dochodzić do podobnych sytuacji. I właśnie dlatego, by zrozumieć bezradność i wkurzenie Francuzów, zabrałam się za słuchanie Vernona Subutexa.

Paryska odyseja

Subutex jest panem w średnim wieku, który nie bardzo wie co z sobą począć. Poznajemy go w momencie, gdy jego życie wali się w gruzy, a on robi wszystko, by było jeszcze gorzej. Do niedawna pracował w sklepie z płytami, ale po stracie pracy grunt usunął mu się spod nóg. Pozbawiony instynktu samozachowawczego, jest teraz eksmitowany z mieszkania i zmuszony do szukania pomocy w trudnej sytuacji materialnej u bliższych i dalszych przyjaciół. Trudna sytuacja Subutexa zgrywa się w czasie ze śmiercią bliskiego mu gwiazdora rocka. Samobójstwo muzyka staje się punktem odniesienia rozmyślań Subutexa, wędrującego od domu do domu i dzielącego się z nami obserwacjami na temat mieszkańców Paryża. I tak poznajemy kolegów z czasów szalonej młodości, którzy dzisiaj są statecznymi starszymi panami lub totalnymi wyrzutkami społecznymi. Krążymy po salonach bogaczy, odwiedzamy byłe gwiazdę porno po operacji zmiany płci i poznajemy rozkład dnia i jadłospis pewnej bezdomnej. Mnóstwo tu ekscentryków, dziwaków i zupełnych popaprańców, praktycznie co rozdział to ktoś ciekawszy, a wszystkich łączy to, że są zgorzkniali, nieszczęśliwi, zdesperowani i zawiedzeni swoimi życiowymi wyborami. Ci z przyjaciół Subutexa, którym się finansowo powiodło, potrafią się jeszcze okłamywać co do swojego życiowego sukcesu, ale nawet oni (a zwłaszcza one) są na najgłębszym dnie rozpaczy.

Smutny portret zbiorowy

Gorzej niż rodowitym Francuzom, jest w tej powieści chyba tylko obcokrajowcom, którzy na każdym kroku przekonują się o tym, że opowieści o równości i tolerancji to absolutne kłamstwo, a społeczeństwo francuskie jest tak samo uprzedzone, tak samo strzeże granic klas społecznych, jak dwieście lat temu. Największym smutkiem napawały mnie jednak niezmiennie bardzo szczere, a czasem nawet okrutne, portrety kobiet, szczególnie tych starszych, choć i ich młodszym koleżankom się dostaje. Byłe kochanki Subutexa, znajome z czasów buntowniczych lat młodości, to dziś zdesperowane, cyniczne i do bólu samotne harpie, krzywdzące nie tylko innych, ale przede wszystkim siebie. Ich młodsze o pokolenie odpowiedniki to zadziorne, samolubne i do przesady samoświadome osoby, których głównymi cechami zdają się być bezwzględność i agresja.

Choć praktycznie nikogo z bohaterów nie da się polubić, to jednak naprawdę chce się to czytać, czy jak w moim przypadku, chce się tego czytać. Autorka nie owija niczego w bawełnę, nie osładza gorzkich przymiotów charakteru, nie wygładza żadnych krawędzi osobowości. Dzięki temu czytelnik/słuchacz może dotrzeć aż do jądra zbiorowej świadomości bohaterów.

Nie myślcie sobie jednak, że ta paryska odyseja nie ma jaśniejszych momentów. Co prawda można odnieść wrażenie, że wszystkim tu jest źle i że powinno się zacząć budować nowe społeczeństwo do początku, ale to nie znaczy, że nie bywa pięknie. Moim ulubionym fragmentem tej powieści jest ten, który opisuje Subutexa jako chwilowo bezdomnego. Zakolegowuje się on z pewną rudą olbrzymką, od lat żyjącą na ulicy. Gdy spotyka ich dawny kolega Vernona ze szkoły, dochodzi do czegoś niezwykłego. Nasz główny bohater przez chwilę odchodzi w cień, a dwoje jego przypadkowych towarzyszy zaczyna rozmawiać ze sobą o śmierci swoich ukochanych pupili. Okazuje się, że jeśli chodzi o uczucia do zwierząt, to nawet zatwardziała bezdomna komunistka i konserwatywny burżuj, znajdą nić porozumienia. Śmierć małej kanapowej suczki Colette oraz wielkiego psa o imieniu Atylla, łączy tę dziwną parę w chwilowym przypływie wspólnej czułości i współczucia.

Możliwe, że osoby, które poznały wersję papierową tej książki, nie były opowieścią o psach aż tak zszokowani, ale dla mnie to był wstrząs. Powieść Despentes czyta Roch Siemianowski, lektor, którego bardzo lubię i cenie, ale nigdy nie podejrzewałam, że może ze swego głosu wycisnąć tyle czułości (najczęściej jest lekko ironiczny i inteligentnie zdystansowany do bohaterów). Może i postaci ludzkie są tu potraktowane z okrutną szczerości, ale zwierzęta to coś zupełnie innego. Pan Siemianowski przeczytał to tak, że nawet ktoś o sercu z kamienia by się rozczulił, przy czym nie ma tu zupełnie taniej czułostkowości, bo przecież psy są tylko symbolicznymi figurami klęski swych właścicieli. Wiele już przeczytałam na temat zwierząt, ale to w tej powieści najpiękniej opisano je same i ich relację z ludźmi. Autorka uwzględniła nawet tak błahe dla niepsiarzy, a tak ważne dla opiekunów czworonogów szczegóły, jak psie rzęsy i zapach.

Zupełnie nie spodziewałam się, że w audiobooku, po którym spodziewałam się suchych rozważań politycznych i społecznych, znajdę dodatkowy bonus w postaci perełki literatury zwierzęcej.

vernon-subutex-despentes-audiobook-front500px

Audiobooka wysłuchałam dzięki Bibliotece Akustycznej za co bardzo dziękuję.

Opublikowano w Audiobooki Książki

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *