Pomiń zawartość →

Kategoria: Japonia

Natsume Sōseki, Światło i mrok

Blogowanie o książkach jest, oprócz wszystkiego innego, przede wszystkim procesem wiecznego uczenia się, o czym książki takie jak Światło i mrok co jakiś czas mi przypominają. Myślisz sobie, a co mi szkodzi przeczytać?, dobrze się przecież nauczyć czegoś nowego. Cieszysz się już nawet na myśl, że dowiesz się czegoś o Japonii, kraju, który śni ci się po nocach i który (gdyby nie fundusze) mógłby być twoim domem. Wreszcie zabierasz się za lekturę, gratulując sobie w myślach, że tak naprawdę, dzięki czytaniu japońskich klasyków, fundujesz sobie darmowy kurs japonistyki i to bez konieczności uczenia się skomplikowanego alfabetu, nie do ogarnięcia dla twojego mózgu. No same plusy zupełnie, a potem zaczyna się walka. Nieszczególnie obszerny tom okazuje się pochłaniaczem czasu i uwagi na długie tygodnie, bohaterowie, niby zwyczajni i prości, stają się dla czytelnika sadystycznymi potworami (o tym, czym męczą, poniżej), a sam sposób opowiadania jest tak boleśnie wyrafinowany, że w pewnym momencie zaczynasz myśleć, że chyba łatwiej by było zgłębiać tajniki japońskiej gramatyki niż meandry życia wewnętrznego opisanych tu postaci. Zapewniam jednak, że warto dać się przewlec, przeczołgać, przez te opisy i dialogi, choćby dla końcowej satysfakcji, że daliśmy radę i że do naszej pamięci została załadowana cała wielka baza wiedzy na temat historii społecznej i kulturowej Kraju Kwitnącej Wiśni.

Skomentuj

Beata Pawlikowska, Blondynka w Japonii

Bardzo ucieszył mnie fakt wydania książki, która jest jakby idealnie skrojona dla mnie. Oto wspaniała podróżniczka Beata Pawlikowska, z którą dzielimy miłość do kotów i niechęć do jedzenia pochodzenia zwierzęcego, pojechała do fascynującej mnie od lat Japonii. To niemal tak, jakbym sama tam była, więc chyba nikt się nie zdziwi, że jestem Blondynką w Japonii wprost zachwycona. Pierwsze rozdziały były dla mnie szokiem, bo do tej pory żyłam marzeniem o emigracji do Kraju Kwitnącej Wiśni, gdzie ludzie są delikatni i uprzejmi, żyją długo i mądrze żywiąc się wyłącznie zdrowym jedzeniem. Sądziłam, że to prawdziwy raj dla roślinożerców znerwicowanych chaosem polskiej rzeczywistości, ale pani Pawlikowska wyprowadziła mnie z błędu. Okazuje się, że Japonia nie jest aż tak różowa jak ją malują (czy jak ładna okładka tej książki), ale naprawdę cieszę się, że moje złudzenia zostały rozwiane.

9 komentarzy

Takashi Hiraide, Kot, który spadł z nieba

Japoński poeta stworzył krótką opowieść o mężczyźnie, kobiecie i kocie, która zafascynowała czytelników na całym świecie i którą, z powodu mojej fascynacji wszystkim co japońskie, koniecznie chciałam przeczytać. Książka jest tak wspaniała, że po raz pierwszy od bardzo dawna naprawdę żałuję, że nie jestem w stanie wypowiedzieć się bardziej fachowo o literaturze, by oddać jej sprawiedliwość. Ta lektura wprowadzi was w stan medytacyjnej zadumy, otworzy oczy na piękno codzienności, nauczy jak patrzeć na przyrodę, a tym, którzy nie mają kota, wytłumaczy, jak można aż tak pokochać te niezwykłe stworzenia. Pasjonuję się Japonią i uwielbiam koty, więc dla mnie to była po prostu lektura idealna, ale zapewniam, że każdy czytelnik będzie w stanie docenić jej urok, a przede wszystkim artystyczny kunszt autora.

Komentarz

Nasza młodsza siostra

Poprzedni film Hirokazu Koreedy pt. Jak ojciec i syn opowiadał o męskich więziach rodzinnych, a w nowym dziele przyglądamy się zdecydowanie bardziej kobiecej perspektywie, jakby uzupełniającej spojrzenie z wcześniejszego dzieła. Wczoraj, w ramach wyciszenia i ukulturalnienia, pospieszyliśmy na seans do Pioniera i naprawdę polecam to każdemu, kto chce na naprawdę długi czas (film trwa ponad dwie godziny) totalnie oderwać się od otaczającej go znajomej rzeczywistości. Nasza młodsza siostra to możliwość obcowania z czymś świeżym i zupełnie innym niż hollywoodzkie schematy ckliwych opowieści o rodzinie. Ciepło i spokój aż emanowały z ekranu podczas seansu, a nieliczne osoby na widowni (dlaczego nie było tłumów?) reagowały na kolejne wydarzenia w życiu sióstr bardzo żywiołowo. Tylko naprawdę czepialscy mogliby uznać, że to nudny film, w którym nic się nie dzieje. Nie słuchajcie malkontentów i idźcie do kina, szczególnie jeśli, tak jak ja, interesuje was wszystko co japońskie.

Skomentuj

Sōseki Natsume, Wrota

Trafiła mi się nie lada gratka, bo mogłam oto przeczytać coś z absolutnej klasyki japońskiej literatury, powieść jednego z najbardziej cenionych w Kraju Kwitnącej Wiśni pisarzy, która, choć powstała w 1910 roku, okazała się bardzo nowoczesna w formie i przekazie. Przystępując do lektury miałam wiele obaw o to, czy w ogóle coś z tego zrozumiem, czy będę w stanie chociażby pojąć motywację bohaterów żyjących w tak innym niż mój świcie, jednak ich dylematy okazały się uniwersalne, a przemyślenia z początku dwudziestego wieku jak najbardziej aktualne i dzisiaj. Dlatego też zachęcam wszystkich wielbicieli literatury japońskiej (i w ogóle dobrej literatury z najwyższej półki) do spędzenia kilku godzin z pewnym spokojnym urzędnikiem z tokijskich przedmieść, który tylko z pozoru jest szarym obywatelem bez właściwości.

Skomentuj

Kwiat wiśni i czerwona fasola

To zdecydowanie nie jest film, który można obejrzeć w biegu, będąc myślami gdzie indziej. Nie spodoba się także zapewne tym, którzy nie wiedzą zbyt wiele o Japonii (dla nich będzie zbyt nudno by dotrwać do końca). Jeśli jednak macie akurat przed sobą leniwe popołudnie, a kwitnące jabłonie i bzy za oknem nastawiły was refleksyjnie do świata, to zdecydowanie zachęcam do seansu Kwiatu wiśni i czerwonej fasoli. Wiecie, że uwielbiam pisać o wszystkim co japońskie, a także zdarza mi się często notka do tzw. kącika gastronomicznego, w którym piszę o jedzeniu w książkach i filmach. To dzieło to dla mnie takie dwa w jednym. Japoński film o jedzeniu – czy może być coś lepszego?

Komentarz

Naomi Moriyama, Japonki nie tyją i się nie starzeją

Sposobami na zachowanie młodości i zdrowia zajmuję się na blogu dosyć często. Pisałam już o urodowych trikach z Francji (Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś) i z Korei (Sekrety urody Koreanek), a dziś pora na Japonki, bo w końcu Japanese is the new black jakby ktoś nie wiedział:). Japonki nie tyją i się nie starzeją to na poły poradnik, na poły bardzo fachowo napisana książka kucharska, która krok po kroku wprowadza nas w arkana tokijskiej kuchni, będącej sekretem zdrowia, urody i długowieczności Japonek i Japończyków. Dla wielu czytelniczek może to być początek rewolucyjnych zmian w patrzeniu na sposób przygotowywani posiłków i jego bezpośredni związek ze wszystkim co zachodzi w naszym ciele. Dzięki tej książce można odzyskać kontrolę nad swoją wagą, samopoczuciem, a także wydatkami na jedzenie, gdyż proponowany wariant jest nie tylko zdrowszy, ale i tańszy od tradycyjnych polskich dań, często składających się z drogich mięs i nabiału.

2 komentarze

Yoko Ogawa, Muzeum ciszy

Choć bardzo lubię japońskie klimaty i szukam ich wszędzie, na tę książkę trafiłam przypadkiem. Tak się złożyło, że będzie to kolejna pozycja obowiązkowa w naszym lokalnym DKK. Usiadłam do czytania bez jakichkolwiek informacji na temat autorki, bez oczekiwań, dzięki czemu spotkało mnie kilka miłych niespodzianek. Nie jest to może jakieś przełomowe czy wybitne dzieło, ale jeśli lubicie tajemnicze i dziwne opowieści ociekające metafizyką i japońskością, to Muzeum ciszy w pełni was usatysfakcjonuje. Prawdopodobnie, gdybym wcześniej nie znała powieści Koniec świata i hard-boiled wonderland to bardziej bym się zachwycała Ogawą. Niestety, przy dziele Murakamiego, opowieść o muzealniku na prowincji wydaje się przewidywalna i pozbawiona głębi, co jednak wcale nie przeszkadza cieszyć się jej (nieco tylko wymuszonym i sztucznym) nastrojem.

Skomentuj