Pomiń zawartość →

Kategoria: Filmy

Obecność

Naprawdę dawno już się tak nie wystraszyłam jak na Obecności (The Conjuring), ale to może dlatego, że mam słabe nerwy i z premedytacją unikam horrorów. Jak już mi się zdarzy jakiś obejrzeć, to opłacam to kilkoma nieprzespanymi nocami i nie inaczej było w tym przypadku. Mój poziom przerażenia był niebezpiecznie blisko tego, co czułam oglądając Widmo (Shutter), co chyba jest dobrą reakcją na film, który z założenia ma nas zdrowo przestraszyć (choć osobiście w długowłosych Azjatkach wegetujących na czyiś ramionach nie widzę ni zdrowego). Obecność wywołała u mnie ciarki i podwyższone ciśnienie tyle razy, że aż zaczęłam się zastanawiać jakim specjalistą od neuroprogramowania ludzi i badania ich atawistycznych instynktów trzeba być, by kręcić coś takiego. Głównie ,,czynnik zastrachania” i ilość nadnaturalnych stworzeń manifestujących swą obecność znienacka, zadecydowały o uznaniu, nie tylko przeze mnie, ale i przez widzów na całym świecie, Obecności za bardzo porządny (jeśli nie naprawdę dobry) horror, a wszyscy wiemy jak trudno o takie w dzisiejszych czasach.

Komentarz

Byzantium

Przy okazji wyprodukowania kolejnego filmu o wampirach, jego twórcy są zazwyczaj pytani o to, dlaczego te tajemnicze istoty są w naszej kulturze wciąż tak popularne. Większe emocje wywoływały chyba tylko we wczesnym romantyzmie, gdy sam Byron, a za nim również i nasz Mickiewicz, powołali pierwsze krwiożercze upiory do życia (nie licząc oczywiście ludowego folkloru). Po dokładne wyjaśnienia należałoby się zwrócić do książek profesor Marii Janion, ale jeżeli ktoś, tak jak ja, jest zwykłym widzem, to nie będzie sobie tym zawracał głowy i uwierzy w to, co mówi na przykład Neil Jordan, reżyser Byzantium. Zamiast strzelać wprost frazami typu ,,Chcieliśmy dużo zarobić”, mówi, że współczesny świat kocha fantastykę, bo rzeczywistość jest taka bezbarwna i pozbawiona aury tajemniczości. Ja tam w żadną tajemniczość nie wierzę, zwłaszcza oglądając filmy takie jak Byzantium, gdzie wszystko właściwie wiadomo od początku, a kwestie finansowe nie bardzo mnie obchodzą. Zresztą nie byłoby kasy, gdyby wampiry tak dobrze się nie sprzedawały, a kupujemy je dlatego, że kipią seksem (przynajmniej do czasu aż Bradley Cooper nie zagra jakiegoś). Tradycyjny wizerunek zmartwychwstałego upiora, utrwalony przez Wywiad z wampirem i powielany przez Zmierzchy, Pamiętniki wampirów i Czystą krew, to arystokratyczny, długowłosy i zabójczo przystojny umarlak o nienagannych manierach, ale i niepowstrzymanym temperamencie. Zmysłowe posilanie się na ciałach ekstatycznie wijących się dziewic to kwintesencja dzikiej seksualności i raczej Ameryki tutaj nie odkrywam. Piszę o tym przy okazji Byzantium tylko dlatego, że jest to chyba pierwsza pozycja tego typu, która nawet pod tym względem zawodzi.

Skomentuj

Total Fitness Ewa Chodakowska i Tomek Choiński

Jak niedawno sama autorka zapowiedziała w dość słabym wywiadzie do Vivy, kolejnej książki guru finessu możemy się spodziewać dopiero jesienią. Na pocieszenie jednak cały czas wychodzą jej kolejne płyty, zatem ciepłej i motywującej obecności Ewy Chodakowskiej w naszych domach raczej w najbliższym czasie nie zabraknie. Jej ostatni owoc współpracy z Shapem to płyta z serii Total Fitness, na której dla odmiany nie ona sama, ale doświadczony i doceniany instruktor Tomek Choiński, prezentuje trening… no cóż, nazwijmy go ogólnorozwojowym. Od razu zaznaczę, że jeżeli miałyście/mieliście wrażenie, że poprzednie płyty były za ciężki i za dziwne, to ta wyda Wam się zadziwiająco prosta. Ćwiczenia, zdaje się wymyślone wspólnie przez Chodakowską, Shape’a i trenerów fitnessu z całej Polski (choć tłumaczenie o co chodzi było wyjątkowe mętne) i prezentowane przez sympatycznego pana Tomka, chyba nikomu nie wydadzą za ciężkie lub za trudne. Problemy mogłaby mieć ewentualnie tylko schorowana emerytka z zaburzeniami równowagi i jednym okiem, ale i tak pewno by sobie poradziła z tym ,,treningiem”. Coś mam wrażenie, że pani Chodakowska przejęła się tym, co niektórzy mówili o jej killerach i postanowiła pokazać bardziej przyjazne oblicze fitnessu, tyle, że moim zdaniem za bardzo przegięła w drugą stronę. Choć przećwiczyłam ten trening wiele razy, w tym na głodniaka i w strasznym upale, to jednak ani razu się nie zmęczyłam. Jeżeli zatem jesteście początkujące/początkujący, to najlepiej zacznijcie od tej właśnie płyty z lipcowego numeru. Oczywiście jako początkujący rozumiem to, że ostatnie 3 lata spędziliście w łóżku lub na kanapie, ruszając jedynie palcem po pilocie lub klawiaturze.

4 komentarze

Sierota

Po obejrzeniu paru odcinków Bates Motel wiedziałam, że nie będzie to mój ulubiony serial, ale za to byłam pewna Vera Farmiga, grająca Normę Bates (matkę psychopaty z Psychozy) będzie jedną z moich ulubionych aktorek. Gwiazda partnerująca George’owi Clooney’owi w W chmurach, okazała się niestety specjalistką od dreszczowców, niekoniecznie najwyższej klasy, ale i tak za każdym razem miło jest podziwiać na ekranie jej oryginalną urodę i talent. Na ekrany polskich kin właśnie wchodzi Obecność, ale ja zachęcam najpierw do obejrzenia Sieroty z 2009 roku. Nie dość, że aktorka nic się nie zmieniła od tamtego czasu, to również wciela się (podobnie zresztą jak w Bates Motel) w rolę zatroskanej, lecz zaradnej matki walczącej z rodzinnymi koszmarami.

Skomentuj

Mój najgorszy koszmar

Francuskie komedie romantyczne chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. W porównaniu na przykład z amerykańskimi romansidłami, jest to przebogaty gatunek, w którym nie chodzi jedynie o kilka durnych żartów i cukierkowo słodkie szczęśliwe zakończenie. Francuskie komedie bywają słodko-gorzkie lub surrealistycznie odjechane, ale jeszcze nigdy na żadnej się nie nudziłam. Każdy tytuł to kolejna niespodzianka. Podobnie było też z Moim największym koszmarem. Już po kilku minutach wydawał mi się, że wiem jak to się musi skończyć. Oczywiście, że sztywna, bogata, artystyczna i intelektualna Agathe (Isabelle Huppert) w końcu zakocha się z wzajemnością w trochę obleśnym, biednym, źle wychowanym Patricku (Benoît Poelvoorde). Z grubsza tak się właśnie później dzieje, ale jak do tego dochodzi, to naprawdę niesamowita sprawa.

Skomentuj

Jack Reacher: Jednym strzałem

Pamięta ktoś jeszcze Toma Cruise’a ? Tak, to ten przystojny, niewysoki facecik opętany religią scjentologiczną, którego pełno w gazetach o celebrytach. Niektórzy znają go także jako męża Katie Holmes, który ją dręczył przez lata i stosował bardzo dziwne metody wychowawcze względem ich córki Suri (tradycyjne amerykańskie imię; no nie mogła być przecież gorsza od Shiloh Jolie-Pitt). Ale czy ktoś jeszcze ogląda filmy, w których gra ten utalentowany aktor? Raczej nie bardzo i dzięki Jackowi Reacherowi wiem już dlaczego. W filmie opartym na książce Lee Childa, który stworzył aż 17 niezbyt dobrych, ale chętnie czytanych powieści o genialnym i tajemniczym żandarmie, zawarte są wszystkie atrybuty przebrzmiałej męskości, której symbolem był właśnie Tomek Cruise jeszcze w latach 90-tych.

Komentarz

1000 lat po Ziemi

A mówili mi ,,Nie oglądaj tego filmu”. Ostrzegały mnie setki negatywnych recenzji i tysiące komentarzy rozczarowanych widzów, którzy już po kilku minutach seansu zorientowali się, że wszystko co najlepsze znalazło się w zapowiedziach. Nie posłuchałam i teraz jakoś muszę przeboleć te dwie godziny wyrwane z życia. Pocieszam się myślą, że (zapewne dlatego, iż film był w zamyśle familijny) nie był na tyle okropny by pozostawić w mojej pamięci trwały ślad. Za tydzień nie będę pamiętała pewno nawet kto tam gra, a tymczasem… Tymczasem pamiętam i już wam mówię, jakie rozczarowanie mnie spotkało. Tak w skrócie to wypada stwierdzić, że tak by wyglądał Pan Kleks w Kosmosie, gdyby Piotr Fronczewski miał nastoletniego syna z ambicjami aktorskimi. Nawet już to widzę oczyma wyobraźni, a wizja szczególnie się wyostrza na pomyśle by zamiast generała Cyphera Raige’a (no co to za imię Cyfer?) głównym bohaterem był, jeśli nie sam Ambroży Kleks, to może komandor Max Benson. I jeszcze wam powiem, że film by na tym zyskał.

Skomentuj

Wspaniała

Wspaniała to kolejna francuska komedia romantyczna zalewająca widzów ogromem wdzięku i bardzo pozytywnych doznań estetycznych. Może nie jest to jakiś wybitny obraz, ale z pewnością dość oryginalny. Wspaniała to produkcja retro, której akcja toczy się w latach 50. Główną bohaterką jest śliczna Rose (Déborah François), której jedyną szansą na wydostanie się z zapyziałej (choć przytulnej i uroczej) prowincji jest zostanie sekretarką w dużym mieście, co jej się w końcu udaje. Dziewczyna zatrudnia się w biurze agenta ubezpieczeń Louisa (Romain Duris), który od razu widzi, że roztrzepana trzpiotka nie nadaje się do pracy w biurze. Czemu jednak ją zatrudnia? Okazuje się, że jedynym, ale za to wielkim, talentem Rose jest błyskawiczne pisanie na maszynie. Gdy drobna blondyneczka (wyglądająca jak klon Mii Wasikowski) siada przy maszynie do pisania i zaczyna stukać, wstępują w nią jakieś tajemnicze pisarskie demony. Urzeczony i trochę już zakochany Louis postanawia zgłosić podopieczną do zawodów w błyskawicznym pisaniu, które z niewiadomych w sumie względów, są szalenie popularne w retro Francji.

Skomentuj

Gorący towar

Nie mogłam sobie odmówić przyjemności obejrzenia The Heat, zwłaszcza, że tę komedię niby kryminalną wyreżyserował Paul Feig, reżyser moich ulubionych Druhen (tak, nie wstydzę się przyznać, że oglądałam Druhny z 50 i obejrzę pewno jeszcze ze 100). Muszę przyznać, że były to najprzyjemniej spędzone chwile w kinie od wielu miesięcy, choć dziewczyna w fotelu obok dziwnie pachniała, a kobieta po lewej komentował ekranową akcję komuś do słuchawki. Wszystkie seansowe niedogodności ginęły w salwach niepohamowanego śmiechu, a trzeba przyznać, że naprawdę rzadko się słyszy takie wybuchy nieposkromionej wesołości. The Heat nie jest żadnym wybitnym dziełem, nie ma tu za wiele golizny, a scenariusz trudno by nazwać oryginalnym, jednak ta produkcja doskonale spełnia swoje zadanie, czyli po prostu rozśmiesza i to nie zawsze w rubaszny, obleśny sposób. Coś czuję, że właśnie znalazłam kolejny niezawodny film na wieczory po naprawdę złych dniach. Patrząc na to co wyczyniają na ekranie dwie stuknięte przedstawicielki prawa, po prostu nie można się nie uśmiechnąć.

3 komentarze

Ten Inch Hero

Ten Inch Hero / Jensen AcklesOd razu może zaznaczę, że osoby, które nie oglądają Supernaturala, nie powinny dalej czytać. Jeśli jesteście zbyt poważni i ,,intelektualni” na to by przez lata śledzić absurdalne perypetie dwóch dziwacznie niepodobnych braci Winchesterów, którzy w swojej egzorcystycznej misji uwalniają świat od demonów, duchów, wampirów, lewiatanów i zbuntowanych aniołów, to sio mi stąd. Jeżeli jednak rozumiecie, dlaczego Jensen Ackles (skrzyżowanie Dolpha Lundgrena z lalką Barbie) jest aktorskim fenomenem, koniecznie musicie obejrzeć inne filmy z jego udziałem i naprawdę dobrze jest zacząć od Ten Inch Hero.

Skomentuj