Przy okazji wyprodukowania kolejnego filmu o wampirach, jego twórcy są zazwyczaj pytani o to, dlaczego te tajemnicze istoty są w naszej kulturze wciąż tak popularne. Większe emocje wywoływały chyba tylko we wczesnym romantyzmie, gdy sam Byron, a za nim również i nasz Mickiewicz, powołali pierwsze krwiożercze upiory do życia (nie licząc oczywiście ludowego folkloru). Po dokładne wyjaśnienia należałoby się zwrócić do książek profesor Marii Janion, ale jeżeli ktoś, tak jak ja, jest zwykłym widzem, to nie będzie sobie tym zawracał głowy i uwierzy w to, co mówi na przykład Neil Jordan, reżyser Byzantium. Zamiast strzelać wprost frazami typu ,,Chcieliśmy dużo zarobić”, mówi, że współczesny świat kocha fantastykę, bo rzeczywistość jest taka bezbarwna i pozbawiona aury tajemniczości. Ja tam w żadną tajemniczość nie wierzę, zwłaszcza oglądając filmy takie jak Byzantium, gdzie wszystko właściwie wiadomo od początku, a kwestie finansowe nie bardzo mnie obchodzą. Zresztą nie byłoby kasy, gdyby wampiry tak dobrze się nie sprzedawały, a kupujemy je dlatego, że kipią seksem (przynajmniej do czasu aż Bradley Cooper nie zagra jakiegoś). Tradycyjny wizerunek zmartwychwstałego upiora, utrwalony przez Wywiad z wampirem i powielany przez Zmierzchy, Pamiętniki wampirów i Czystą krew, to arystokratyczny, długowłosy i zabójczo przystojny umarlak o nienagannych manierach, ale i niepowstrzymanym temperamencie. Zmysłowe posilanie się na ciałach ekstatycznie wijących się dziewic to kwintesencja dzikiej seksualności i raczej Ameryki tutaj nie odkrywam. Piszę o tym przy okazji Byzantium tylko dlatego, że jest to chyba pierwsza pozycja tego typu, która nawet pod tym względem zawodzi.
Po historii uciekających razem przez wieki matki i córki nie ma co się spodziewać nawet przebłysków seksualnego napięcia, choć potencjał był, a jakże. Jedną z głównych ról gra przecież nowy brytyjski symbol seksu, czyli apetyczna Gemma Arterton. To właśnie krągła brunetka o posągowych kształtach wciela się w postać Klary, pięknej wieśniaczki, która przed wiekami została wplątana w intrygę, w efekcie której wybrała nieśmiertelność jako wampirzyca. Niestety w tej opowieści całą zmysłowość zabija po prostu tandeta, jaka bije od Klary. Tak się jakoś stało (to zresztą świetny pomysł), że przemieniona na etapie życia, w którym była prostytutką, na zawsze zachowała wygląd, mentalność i maniery kobiety lekkich obyczajów. Zresztą nie jest tu nawet pełną postacią, tylko bladym odbiciem postaci, jaką powinien w każdej opowieści być dziki i krwiożerczy wampir. Wszystko to zapewne by przeciwstawić ją osobie córki, czyli cnotliwej Klary (Saoirse Ronan). Dla odmiany jest ona cnotliwa, irytująco prawdomówna (ciągle chce komuś opowiedzieć swoją historię, a dyskrecja nie jest jej najmocniejszą stroną), pruderyjna i świętoszkowata. Miał być dobry i zły potwór jak w Wywiadzie z wampirem, ale wyszła jakaś nieciekawa, pstrokata mieszanka cech charakteru i ponadgryzanych, ale nie zgłębionych wątków, która w najlepszym razie może pozostawić widza obojętnym, jak to się stało w moim przypadku.
Swoją drogą, może gdyby było tych wątków i opowieści w opowieści było nieco mniej, wyszłoby lepiej. A tak mamy żyjące przez wieki wampiry, konflikt matki z córką, tajemnicze bractwo upiorów, umierającego, zakochanego chłopaka, niespełnione ambicje pisarskie, kazirodczy (prawdopodobnie) związek (no dobra, to co robi Sherlock to właściwie jeden stosunek), a także wątek upadku moralności, męskiego szowinizmu, oraz…a tak, traktat o naturze czasu i grze na fortepianie. Łojzicku, coś mnogo!
Najbardziej rozczarowani, a nawet porządnie wkurzeni po seansie mogą być prawdziwi pasjonaci wampirycznych opowieści. W erze popkulturowej, w której wampiry z Czystej krwi krzyżują się z wróżkami, potrafią rzucić urok, nawiązują telepatyczną łączność, a nawet latają i przenoszą się do innych wymiarów, Byzantium Neila Jordana oferuje nam kameralną historyjkę o (tylko!) nieśmiertelnych istotach, które nie maja nawet kłów, a ich jedyna bronią jest blady ostry paznokieć u kciuka. Przez tego wyssanego tipsa można by pomyśleć, że to jakaś parodia, a nie dramat. Normalnie, w dzisiejszych czasach nawet wampiry nie stać na porządne cążki do paznokci, że o kosmetyczce już nie wspomnę. Szołbiznes schodzi na psy.
Komentarze