Pamięta ktoś jeszcze Toma Cruise’a ? Tak, to ten przystojny, niewysoki facecik opętany religią scjentologiczną, którego pełno w gazetach o celebrytach. Niektórzy znają go także jako męża Katie Holmes, który ją dręczył przez lata i stosował bardzo dziwne metody wychowawcze względem ich córki Suri (tradycyjne amerykańskie imię; no nie mogła być przecież gorsza od Shiloh Jolie-Pitt). Ale czy ktoś jeszcze ogląda filmy, w których gra ten utalentowany aktor? Raczej nie bardzo i dzięki Jackowi Reacherowi wiem już dlaczego. W filmie opartym na książce Lee Childa, który stworzył aż 17 niezbyt dobrych, ale chętnie czytanych powieści o genialnym i tajemniczym żandarmie, zawarte są wszystkie atrybuty przebrzmiałej męskości, której symbolem był właśnie Tomek Cruise jeszcze w latach 90-tych.
Jack Reacher to opowieść o tym, jak to pewnego pięknego dnia, były wojskowy snajper strzela z ukrycia do pięciu przypadkowych osób, zabijając wszystkich na miejscu. Mężczyzna daje się głupio złapać, a zanim koledzy z aresztu pobiją go do nieprzytomności, zdąży jeszcze tylko poprosić, by jego sprawą zajął się niejaki Jack Reacher. Ten oczywiście przybywa niezwłocznie i błyskawicznie rozprawia się z całą sprawą. Dzięki swojej niesamowitej spostrzegawczości (zachowuje się jakby miał laser w oku i jeszcze w paru innych miejscach), fotograficznej pamięci i niebywałej przenikliwości, wyjaśnia zagmatwane wątki zbrodni, przy okazji uwodząc przepiękną panią prokurator (Rosamund Pike). Nie wiadomo przy tym nic pewnego o jego przeszłości. Nie wiemy jak udaje mu się ukrywać przed wszelkimi specsłużbami, ani skąd posiada tak wiele rzadkich umiejętności. Wychodzi na to, że snajperskie sokole oko, umiejętność rajdowego prowadzenia samochodu czy tajniki sztuk walki zostały mu po prostu zesłane przez Bozię.
Jednym strzałem to bardzo irytujący film, głównie dlatego, że jest tu dużo drobiazgów, ale brak jakiegoś szerszego, głębszego zamysłu. Do tego film wygląda jakby nakręcono go w jedno popołudnie. Pełno tu kuriozalnych zbiegów okoliczności. Wszystko się Reacherowi zbyt gładko układa, tak jak na przykład to, że nowo poznany właściciel strzelnicy już po kilku godzinach jest wręcz gotów oddać za byłego żołnierza życie w strzelaninie z dziwnymi zbirami (uwaga, głównym czarnym charakterem jest tu wybitny reżyser Werner Herzog i to chyba największa atrakcja tej produkcji). Bardzo nie lubię też gdy tak jak tu, najpierw tworzy się atmosferę tajemniczości, ale na koniec filmu nikt wielkiej zagadki nie rozwiązuje. Przecież nikogo naprawdę nie obchodzi, kto kogo kazał zabić. Widzowie woleliby poznać historię Reachera, a tego nie dostajemy.
Tom Cruise dalej będzie tracił na popularności właśnie dlatego, że tak dobrze się stapia z takimi bohaterami jak Jack Reacher. Takie filmy jak ten pokazują, że czas bohaterów ze stali, prawdziwych macho, którzy jednym palcem rozwalają całą armię, a dziewczyny wprost mdleją na ich widok, definitywnie się skończył. Będąc raczej typową widzką, muszę stwierdzić, że ani panowie, ani panie, nie chcą już na ekranie idealnego Cruise’a (który swoją drogą jak na pięćdziesiątkę trzyma się zadziwiająco dobrze). Wraz z wywyższeniem na aktorski piedestał Ryana Goslinga, nastała era wrażliwych, normalnych chłopaków z licznymi wadami i słabościami, którzy są bohaterami skromniejszych, bardziej prywatnych historii. Lubimy ich podziwiać i się z nimi identyfikować, a do Tomków Cruise’ów już raczej nikt nie tęskni. Dlatego właśnie Jack Reacher, choć zrobiony w zeszłym roku wydaje się taki odległy i przestarzały.
Tradycyjne amerykańskie imię to np. Tatanka Yotanka.