Pomiń zawartość →

Eliza Graves (Stonehearst Asylum)

Eliza Graves to jeden z tych filmów, o których zapomina się bardzo szybko. Niby wszystko jest tu w porządku, mamy lekko horrorowy gotycki klimat, wyraziste postaci i zaskakującą intrygę, ale jakoś podczas oglądania nie można pozbyć się wrażenia, że gdzieś już to wszystko widzieliśmy (i nie napiszę wcale, w którym filmie z Di Caprio, żeby nikomu nie psuć niespodzianki), że słyszeliśmy wszystkie te banalne frazy i poznaliśmy już te typy postaci. Gdyby był to pierwszy film o chorobach psychicznych, który widziałam w życiu, to prawdopodobnie by mnie zachwycił. Niestety nie był, a po seansie pozostało mi przykre uczucie zawodu, że Lot nad kukułczym gniazdem to to nie jest i tyle.

Młody doktor w wariatkowie

Opowieść rozpoczyna się w jednej z dziewiętnastowiecznych sal wykładowych, w której młodzi mężczyźni poznają tajniki medycznego fachu. Trafiamy na wykład o niegdyś najpopularniejszym kobiecym schorzeniu, czyli o histerii. Wykładowca nie ogranicza się jedynie to suchej teorii, są też żywe eksponaty. Studenci mogą obserwować atak ogromnego pobudzenia (podobny do padaczki lub orgazmu) wywołany przez profesora na pacjentce z zakładu dla obłąkanych. Od razu możemy się zacząć zastanawiać, czy to przypadkiem nie psychiatrzy są monstrami bez serca, pastwiąc się nad niewinnymi kobietami i to przy tylu świadkach. Nim zabrniemy w rozważaniach za daleko, przenosimy się w mroźne leśne okolice sąsiadujące z zakładem dla psychicznie chorych w Stonehearst. Do zakładu przybywa młody student medycyny, który twierdzi, że pomaganie chorym umysłowo jest jego życiowym powołaniem. Edward Newgate (Jim Stugess) od razu zostaje wzięty pod skrzydła dyrektora tego dziwnego przybytku, Silasa Lamba (Ben Kingsey), który w młodzieńcu dostrzega siebie samego sprzed lat. Jak się szybko okazuje, Lamb nie jest typowym psychiatrą. Nie wmusza w podopiecznych pokarmu przez rurkę, nie trzyma ich w celach, a za najlepszą terapię uważa włączanie ich do normalnego życia i potwierdzanie ich wszystkich urojeń (mężczyzna, któremu wydaje się, że jest koniem, jest tu karmiony i czesany jak koń). To dość nietypowe podejście do choroby, na pierwszy rzut oka pełne współczucia i zrozumienia, robi na młodym doktorze wielkie wrażenie, jednak nie aż takie, jak pewna piękna pacjentka. Newgate niebywale interesuje się niejaką Elizą Graves (Kate Beckinsale), która okazuje się być ową pacjentką z histerią.

Niestety miłosna intryga będzie musiała poczekać, ponieważ w piwnicy czeka na naszego bohatera szokująca niespodzianka.

stonehearst asylum

Jakaś mdła ta Eliza

Atmosfera jak z filmów Tima Burtona nie sprzyja temu, żebyśmy wczuli się w losy bohaterów lub przynajmniej potraktowali ich poważnie. Patrząc na nadekspresyją grę głównych aktorów, słuchając ich banalnych kwestii, miałam wrażenie, że oglądam jakoś parodię horroru. Już bardziej się wczułam w American Horror Story: Asylum, choć tam też nie wszystko było na poważnie. Eliza Graves byłaby może dobrym pojedynczym odcinkiem tego serialu, ale jak na cały film to za mało grozy, za mało stylu.

Sytuacji nie poprawiają aktorzy. Mdła gra Jima Stugessa grającego młodego doktora sprawia, że nie pamiętamy jego twarzy już podczas napisów końcowych. Ten człowiek jest totalnie bez właściwości i zaskakujący finał nic w tej kwestii nie zmienia. Gorsza od niego jest tylko Kate Beckinsale. Jej wyraźnie sztucznie konserwowana i pozbawiona subtelnej mimiki z młodości twarz ma tylko jeden, oczywiście histeryczny, wyraz. Podobnie jak Nicole Kidman, ta niegdyś zjawiskowa aktorka, umie już tylko zrobić przestraszoną rozdziawę. To jej ciągłe trzepotanie się i miotanie, te omdlenia i jęki są straszne. Nie przemawia do mnie argument, że musiała tak zagrać, ponieważ jej postać jest histeryczką. Czegoś takiego jak histeria nie ma, a w filmie wyraźnie się sugeruje, że jej stan jest wynikiem złego traktowania przez męża-zboczeńca. Po co więc odtwarzać na ekranie wszystkie kanoniczne objawy ,,histerii”. Jakby jej zależało jednocześnie na potwierdzeniu szkodliwego medycznego mitu i na zirytowaniu widzów swoją ułomną grą.

Kate Backinsale

Jak zwykle w takich przypadkach bronią się tylko starzy wyjadacze, czyli Ben Kingsey i Michael Caine, którzy są dla siebie równorzędnymi partnerami i rywalami. Mnie osobiście podobał się szczególnie także David Themlis w roli pomocnika Lamba, Mickey’a Finna. Tego faceta można się naprawdę przestraszyć, ma prawdziwe szaleństwo w oczach, w przeciwieństwie do reszty obsady, która jest albo autoironiczna jak Kingsley, albo nieudolna jak Stugess i Beckinsale.

 

Opublikowano w Filmy

Komentarz

  1. Oglądałam ten film tydzień temu, ale mi się podobał bardziej, niż tobie ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *