Pomiń zawartość →

Tag: David Thewlis

Anomalisa

Autor wielu docenianych scenariuszy Charlie Kaufman tym razem (dopiero po raz drugi) wziął się za reżyserię i trzeba przyznać, że wyszło naprawdę dobrze. Patrząc na Anomalisę obiektywnie, jest to bardzo udany film, który choć animowany, porusza wiele ważkich życiowych kwestii i niejednego widza wzrusza lub zasmuca do łez. Ja jednak mam z Anomalisą problem i choć rozumiem jej wagę, nie lubię tych bohaterów, nie zachwycam się pracochłonną animacja lalek, a nawet odwołania do zaburzeń psychicznych czy kafkowskiego oniryzmu jakoś do mnie nie przemawiają. Ta opowieść wydaje mi się oschła, bezduszna i ciężka, z pewnością już do niej nie wrócę, choć mnie samej wydaje się to dziwne, gdyż znalazłam w niej wiele odniesień do własnego życia, wiele moich myśli powiedzianych na głos.

Skomentuj

Makbet

Jeśli jeszcze się zastanawiacie czy iść do kina na Makbeta, to przypominam, że przecież lepiej iść na Szekspira niż na cokolwiek innego. Nie żebym się znała, ale na seanse do Multikina, czyli szekspirowskie transmisje z Londynu, chadzam dość regularnie i muszę przyznać, że jednak film był dla mnie łatwiejszym dziełem do przyjęcia. Jakoś nie rozumiem zupełnie tego psioczenia i wybrzydzania nad najnowszym obrazem Justina Kurzela, że za mało/za dużo teatralności, a że muzyka nie taka, że slow motion za dużo. Zanim dotarłam do kina już zdążyłam się dowiedzieć, że miało być jak w 300 czy w Grze o tron, że drętwe monologi nie pasują do kinowego ekranu. A to przecież bardzo dobry film! Co więcej, dzięki temu, że adaptacja Szekspira jest taka dynamiczna i hipnotyczna, ma szansę trafić do młodszej widowni, która do teatru raczej by się nie wybrała.

Komentarz

Legend

Tyle czekania i takie rozczarowanie! Jak nigdy, nawet się starannie przygotowałam do seansu, oglądając wszystko co wcześniej nakręcono o bliźniakach gangsterach, w tym dość nudną fabułę, bardzo specyficzny dokument (autorstwa pana, który cały czas powtarzał, że jest oficjalnym biografem braci Kray) i niespodziewanie dobry i klimatyczny drugi sezon Whitechapel (naprawdę polecam). Gdy już zatem usiadłam w fotelu kinowym, nie mogłam uwierzyć, że z tak medialnej rodzinnej historii można było zrobić coś tak pozbawionego emocji, a nawet groteskowo śmiesznego i to w złym sensie, gniota. Najbardziej przykre jest jednak to, że nawet ci, którzy pisali o tym, że co prawda film słaby, ale Tom Hardy w podwójnej roli wspaniały, kłamali (choć pewnie w dobrych intencjach). Zapewniam, że brytyjski aktor nie ma większej fanki ode mnie, a jednak już po godzinie miałam ochotę wybiec z kina i już nigdy nie patrzeć na tę wykrzywioną w przesadnych grymasach twarz. No przeholował chłopina.

7 komentarzy

Teoria wszystkiego

Po ostatnim odcinku The Big Bang Theory (tym, w którym pojawił się Hawking osobiście) nie mogłam nie obejrzeć wreszcie Teorii wszystkiego. Przyznam, że liczyłam na więcej, zwłaszcza że moją ciekawość podsycił artykuł o tym jak to mogło być naprawdę. Spodziewałam się zobaczyć złożony portret człowieka, który był nie tylko bardzo chorym geniuszem fizyki, ale też domowym tyranem czy erotomanem. Zamiast tego otrzymałam pastelową laurkę, w której jak dla mnie nie ma żadnego dramatyzmu. No, ale tak to chyba musiało wyglądać, skoro film nakręcono na podstawie wspomnień pierwszej żony naukowca, a oboje wciąż żyją. Okrucieństwem stałoby się pokazywanie wad charakteru heroicznych małżonków, nad losem których i tak zawisła ciężka choroba.

Skomentuj

Eliza Graves (Stonehearst Asylum)

Eliza Graves to jeden z tych filmów, o których zapomina się bardzo szybko. Niby wszystko jest tu w porządku, mamy lekko horrorowy gotycki klimat, wyraziste postaci i zaskakującą intrygę, ale jakoś podczas oglądania nie można pozbyć się wrażenia, że gdzieś już to wszystko widzieliśmy (i nie napiszę wcale, w którym filmie z Di Caprio, żeby nikomu nie psuć niespodzianki), że słyszeliśmy wszystkie te banalne frazy i poznaliśmy już te typy postaci. Gdyby był to pierwszy film o chorobach psychicznych, który widziałam w życiu, to prawdopodobnie by mnie zachwycił. Niestety nie był, a po seansie pozostało mi przykre uczucie zawodu, że Lot nad kukułczym gniazdem to to nie jest i tyle.

Komentarz