Pomiń zawartość →

Tag: Netflix

The Defenders

Jak siadłam w piątek rano, tak skończyłam oglądać wieczorem. Nie kierowała mną żadna ciekawość, bo o tym w przypadku takich bohaterów nie może być mowy, ale raczej sentyment do specyficznego klimatu, który dominował w każdej z serii poświęconej osobno poszczególnym Defendersom. Przyznam, że się nie zawiodłam, bo to naprawdę porządna produkcja. Widać, że twórcy wyciągnęli wnioski z przeszłości, dzięki czemu ograniczyli się do ośmiu (a nie do trzynastu) odcinków, które nie męczą widza aż tak, choć nadal trudno stwierdzić, że akcja jest szybka, dynamiczna czy zaskakująca, ale i nie o to w tym chodzi. W serialach takich jak Daredevil, Jessica Jones, Iron Fist czy Luke Cage chodzi o pokazanie różnego rodzaju bohaterstwa, herosów, którzy czasem, jak panna Jones, wbrew sobie, zawsze muszą zrobić swoje, zachować się dobrze, uratować swoje miasto. To te ich wszystkie dość poważne dialogi o wewnętrznych konfliktach i systemach wiary, walkę nie tyle na pięści, co psychologiczną wewnętrzną z własnymi demonami, kochają lub nienawidzą (albo też kochają nienawidzić) widzowie i czytelnicy komiksów na całym świecie. Tego i wspomnianego klimatu, zdecydowanie nie zabrakło w The Defenders.

Skomentuj

GLOW

Spodziewałam się czegoś zupełnie innego po serialu opowiadającym o narodzinach kobiecego wrestlingu w latach 80-tych. Sądziłam, że to będzie jakieś głupkowate, seksistowskie show, a tymczasem to naprawdę wciągająca, momentami bardzo poważna, ale częściej rozczulająco zabawna opowieść o kobiecej sile. GLOW to jeden z moich ulubionych seriali tego lata i polecam go wszystkim, nawet tym, którzy nie lubią kiczu i tandety amerykańskich nibyzapasów, bo tych jest tu minimalna ilość, a prawdziwa akcja zdecydowanie toczy się poza ringiem.

5 komentarzy

Aż do kości

Dobrze przyjęty na festiwalu w Sundance film Marti Noxon jest od piątku dostępny na Netfliksie. Zapowiedzi były na tyle zachęcające, że od razu, jak tylko się pojawił, usiadłam do oglądania, ale niestety, po dobrym początku, każda kolejna minuta okazywała się rozczarowaniem. Nie bez przyczyny wielu widzów wskazuje na podobieństwa Aż do kości z kontrowersyjnymi Trzynastoma powodami. Obie produkcje, patrząc obiektywnie, zamiast ostrzegać przed niebezpiecznymi dla młodych ludzi zachowaniami, mogę je wprost powodować, przed czym zresztą Netflix ostrzega na początku filmu. Mnie osobiście przeszkadzało bardziej coś innego (bo uważam, że nie tylko filmy, ale cała współczesna kultura odpowiedzialna jest za to, że nastolatkom, i nie tylko, nie chce się żyć i popełniają samobójstwa na różne sposoby), a mianowicie nuda, przewidywalność i banalność przekazu. Tak jak Trzynaście powodów przypominało wypracowanie na temat samobójstw wśród nastolatków, napisane po przeczytaniu jednego artykułu w niezbyt dobrej gazecie, tak Aż do kości także sprawia wrażenie solidnie odrobionego zadania domowego, zrobionego przez kogoś, kto zna ogólnodostępne fakty na temat zaburzeń odżywiania. Takie filmy to się robiło dwie dekady temu, gdy świat po raz pierwszy zaczął się bardziej interesować anoreksją i bulimią. Marti Noxon i Lily Collins opowiadają w wywiadach o własnych doświadczeniach z zaburzeniami odżywiania, ale jakoś w filmie nie wyczułam osobistej perspektywy.

2 komentarze

Okja

Mam bardzo duży problem z tym filmem, obejrzenie go kosztowało mnie wiele negatywnych emocji, a jeszcze więcej nerwów przyniosło czytanie tego, co opowiadają o nim aktorzy. Piszę jednak, bo przesłanie Okja jest ważniejsze niż mój dyskomfort psychiczny. Reżyser bardzo docenianego Snowpiercera Joon-ho Bong stworzył kolejny dystopijny obraz przesiąknięty zarówno horrorem jak i czarnym humorem, który dla jednych może być uważany za mroczną wizję niedalekiej przyszłości, a dla innych (na przykład dla świadomych wegetarian i wegan) jest niemal dokumentalnym zapisem rzeczywistości, w której zysk wielkich korporacji z jednej strony oraz naiwność i hipokryzja mięsożernych konsumentów z drugiej strony, przekładają się na niewyobrażalne cierpienia wrażliwych, pięknych i inteligentnych ssaków takich jak krowy czy świnie. To film o tym jak wielkim złem jest chów przemysłowy i jego diabelskie wykwity, czyli farmy przypominające obozy zagłady. Jest to też obraz poświęcony temu, że pieniądz jest współczesnym bogiem i jeśli coś się opłaca to jest także do przyjęcia z moralnego punktu widzenia. Niestety jest to także produkcja ośmieszająca wszelkiego rodzaju ekoterrorystów walczących o prawa zwierząt. Poza tym wszystkim jednak Okja to wspaniały film przygodowy z fantastycznie wygenerowaną komputerowo tytułową bohaterką, który może się spodobać nawet starszym dzieciom, nie tylko ich rodzicom.

Komentarz

House of Cards – wrażenia po 5 sezonie [SPOILERY]

Największe telewizyjne wydarzenie tej wiosny okazało się nie aż tak wspaniałe, jak na to wszyscy liczyliśmy (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu), ale to nie zmienia faktu, że House of Cards to i tak jeden z najlepszych seriali wszechczasów i choćby powstało jeszcze kolejnych 5 sezonów znacznie gorszej jakości niż te początkowe, to i tak będziemy nadal grzecznie zasiadać przed telewizorami i laptopami w dniu premiery. Główną przyczyną mojego rozczarowania jest chyba prosty fakt, że tej magii pierwszych odcinków z 2013 roku nic nie jest w stanie powtórzyć. Wtedy Frank Underwood i jego Lady Makbet byli nowi, oryginalni, groźni i nieobliczalni, a do tego tak stylowi, pełni wdzięku i klasy, jak to się do tej pory jeszcze nie zdarzyło ani na ekranie, ani w prawdziwej polityce. Underwoodowie to prototypy nowej generacji czarnych charakterów, którym widz intensywnie kibicuje i których podziwia, zamiast trzymać kciuki za normalnych, przyzwoitych ludzi, nudnych, bo grających według reguł i mających jakieś moralne skrupuły. Gdy do nas dotarło, że Frank i Claire ich nie mają, rozpoczęła się nowa era telewizji. Niestety, wszystko co piękne jest, przemija, także mroczny urok nowości serialu Netflixa, w którym wszystko jest szare bądź czarne, a jedyna biel jaką zobaczymy, to ta na stylowych wdziankach pani Underwoodowej.

3 komentarze

Szefowa

Jak dowiadujemy się z napisów przed każdym odcinkiem tego serialu, jest to dość luźna wersja prawdziwych wydarzeń, ale znajomość faktów nie jest jakoś szczególnie konieczna do tego, by dobrze się bawić przy tym całkiem udanym netfilxowym show. O pierwowzorze głównej bohaterki, Sophii Amoruso, założycielce odnoszącego wielkie sukcesu sklepu z odzieżą vintage, który ostatnio spektakularnie splajtował, poczytałam sobie dopiero po ostatnim odcinku i wcale nie czuję, żebym coś na tym straciła. Jedno jest pewne: jeśli oryginał jest w jakikolwiek sposób podobny do Nasty Gal z serialu, to osobiście nie chciałabym mieć z tą osobą nic wspólnego.

Skomentuj

Ania, nie Anna

Ach, co to były za emocje! Ostatni tydzień upłynął mi pod znakiem rudych warkoczy i kwiecistych fraz, i przyznam, że dawno nie bawiłam się tak dobrze. Nowa Ania jest taka, jak Netflix obiecywał, czyli świeża, zabawna, wzruszająca, a przede wszystkim jest bohaterką na dzisiejsze czasy. A że jest dość luźno powiązana z powieściową Anią z Zielonego Wzgórza, to już zupełnie inna sprawa. Serial to taka luźna interpretacja losów rudej sierotki, bardziej wariacja na temat niż wierna oryginałowi opowieść i jeśli właśnie tak będziemy ją oglądać, zabawa będzie przednia. Bohaterkę jak z powieści już mieliśmy, wcieliła się w nią Megan Follows w filmowej ekranizacji z 1985 roku i jestem pewna, że jej miejsce w naszych sercach, jako najwspanialszej ikonicznej Ani Shirley, nie jest zagrożone, gdyż serial z tą produkcją zupełnie nie konkuruje, jest od niej zupełnie różny i to mi się podoba.

4 komentarze

Trzynaście powodów (spoilery)

Po tym jak YT zalała fala filmików z reakcjami na serialową produkcję Netflixa, sama musiałam przekonać się o co tyle szumu. Wypowiedzi youtuberów są bardzo emocjonalne, wielu jest zafascynowanych fabułą i utożsamia się z głównymi bohaterami, jeszcze więcej jednak jest takich odbiorców, których serial zirytował, a nawet porządnie zezłościł. Muszę przyznać, że mimo dobrych chęci i bardzo uważnego, empatycznego oglądania, jestem w tej drugiej grupie odbiorców, którzy Trzynastoma powodami się nie zachwycają. Będąc siostrą nastolatka, osobą aż za dobrze pamiętająca traumę liceum (włącznie z nastoletnimi samobójstwami), a do niedawna też nauczycielką pracującą z młodzieżą, miałam wrażenie, że oglądam jakiś innych wszechświat, w którym psychika ludzka oparta jest na zupełnie odmiennych prawach niż te nam znane.

8 komentarzy

Minimalism: A Documentary About the Important Things

Od lat żyję przekonaniem, że jeśli nie weganizm, to na pewno minimalizm uratuje świat, dlatego nie mogłam odpuścić tak ważnego filmu (a przynajmniej liczyłam, że będzie on ważny nim go obejrzałam). Jeśli już wcześniej interesowaliście się minimalizmem, to z pewnością poznacie głównych bohaterów tego dokumentu: to Ryan Nicodemus i Joshua Fields Millburn, autorzy znanego bloga theminimalists.com. Ja z ich twarzami opatrzyłam się przy okazji pamiętnego wystąpienia na TEDzie, wciąż na YT. Podczas krótkiej przemowy Nicodemus, któremu pomaga przyjaciel, wygłasza tak rewolucyjne tezy, jak na przykład ta, że dostatek nie oznacza szczęście, a czasem wręcz im mniej, tym lepiej. Nicodemus dzieli się ze słuchaczami także swoją życiową historią chłopaka, który, wychowany w biedzie, chciał odnieść wielki sukces finansowy i wspinając się po szczeblach kariery zawodowej, szybko dotarł bardzo wysoko na Wall Street, co nie dało mu wymarzonej satysfakcji, a jedynie ogromny kryzys psychiczny. To z tego kryzysu i z rady kolegi Millburna, który był w podobnej sytuacji, narodziła się chęć prowadzenia prostszego, bardziej świadomego, czyli minimalistycznego życia.

3 komentarze

Jeong Kwan w Chef’s Table (1 odcinek 3 serii)

O netfliksowej serii Chef’s Table już pisałam, ale pierwszy odcinek nowego sezonu zasługuje na osobną uwagę. Jeśli, tak jak ja, uwielbiacie dokumenty o gotowaniu, ale razi was widok mięsa, a często nawet bardziej nachalne, wybujałe ego szefów kuchni, będące w centrum ich własnych zainteresowań, to na pewno pokochacie odcinek z Jeong Kwan. To nie jest rzecz o pokarmie dla ciała, a o pokarmie dla duszy. Zapewniam, że weganie mogą oglądać spokojnie. Ani razu nie skoczy wam tu ciśnienie na widok krwawej kuchennej jatki, no chyba że jakoś szczególnie współczujecie także warzywom i reszcie zieleniny :)

Skomentuj