Pomiń zawartość →

Ania, nie Anna

Ach, co to były za emocje! Ostatni tydzień upłynął mi pod znakiem rudych warkoczy i kwiecistych fraz, i przyznam, że dawno nie bawiłam się tak dobrze. Nowa Ania jest taka, jak Netflix obiecywał, czyli świeża, zabawna, wzruszająca, a przede wszystkim jest bohaterką na dzisiejsze czasy. A że jest dość luźno powiązana z powieściową Anią z Zielonego Wzgórza, to już zupełnie inna sprawa. Serial to taka luźna interpretacja losów rudej sierotki, bardziej wariacja na temat niż wierna oryginałowi opowieść i jeśli właśnie tak będziemy ją oglądać, zabawa będzie przednia. Bohaterkę jak z powieści już mieliśmy, wcieliła się w nią Megan Follows w filmowej ekranizacji z 1985 roku i jestem pewna, że jej miejsce w naszych sercach, jako najwspanialszej ikonicznej Ani Shirley, nie jest zagrożone, gdyż serial z tą produkcją zupełnie nie konkuruje, jest od niej zupełnie różny i to mi się podoba.

Gdyby ktoś chciał się przyczepić…

Dawną Anię, tę powieściową i tę filmową, kochałam przede wszystkim za jej przebojowy charakter, ale też za cały ten świat, w który nas wciągała. Opowieść z początku XX wieku, mająca miejsce na egzotycznej dla mnie Wyspie Księcia Edwarda, niosła ze sobą magiczną atmosferę przeszłości, całą tę przytulność i ciepło, jakie dać może tylko ogień tlący się w kominku, skrzypienie drewnianego domostwa i naturalne ciepłe barwy sprzed ery rażących w oczy kolorami tekstyliów i plastiku. To udało się znakomicie zachować w nowym serialu. To, czego nie ma, to mentalności ludzi tamtych czasów, od których nasza główna bohaterka była tak zupełnie inna. W powieści źródłem wszelkich zabawnych, smutnych i wzruszających momentów był zawsze kontrast między roztrzepaną dziewczynką z bujną wyobraźnią i za długim językiem, a jej statecznymi i aż nazbyt powściągliwymi sąsiadami, przyjaciółmi i opiekunami. To są prości, uczciwi ludzie, którzy żyją skromnie, przestrzegają przyjętych zwyczajów, a to, jakie mają wartości i kim są, wolą udowadniać czynami, nie słowami. Pamiętam, że jako dziewczynka, byłam bardzo pokrzepiona tym podobieństwem społeczności, w której żyła Ania, do tej, w jakiej mnie samej przyszło dorastać. Gdy dorastałam dorośli byli właśnie tacy, a o uczuciach nie mówiło się zbyt wiele. To były czasy przed ,,bezstresowym wychowaniem”, ,,tolerancją” i rozwijaniem osobowości dziecka, gdyż dorośli byli zbyt zajęci ciężką pracą, by choćby o tym pomyśleć, ale przecież wiedzieliśmy, jak się sprawy między nami mają i bez słów. To do mnie przemawiało i za to także ceniłam powieść Montgomery, ale niestety, w pogoni za coraz młodszą widownią, nie udało się zachować tego specyficznego charakteru mieszkańców Zielonego Wzgórza i okolic. Małomówny Mateusz, który w powieści niemal nigdy nie zabiera głosu, tutaj staje się niemal wylewnym tatusiem dla gadatliwej sieroty. Powściągliwa, surowa i konsekwentna Maryla, to dobra mamcia, której często zdarza się pokrzepić Anię dobrym słowem lub gestem, co w oryginale niemal się nie zdarzało. Nie ma większej ewolucji rodzeństwa Cuthbertów, gdyż po początkowych trudnościach, niemal natychmiast przechodzą w rodzicielstwo bliskości, przy okazji poruszając wiele aktualnych kwestii związanych z wychowywaniem dzieci czy z pomocą uczniom gnębionym w szkole. Zacne to i pożyteczne, jednak odpływa daleko od oryginalnego ducha opowieści.

Podobnie jest z innymi bohaterami, którym znacznie rozbudowano wątki i poprzestawiano chronologię głównych wydarzeń z ich biografii. Nic to jednak, bo serial jest ładny, a przede wszystkim odpowiada współczesnym potrzebom. Jeśli się komuś nie podoba, to zawsze można wrócić do starszych wersji filmowych lud do Drogi do Avonlea (pamiętacie ten serial, w którym wszyscy wyglądali jak myszy?).

Ania taka jak ja

Ania, odgrywana z takim wdziękiem przez Amybeth McNulty (dokładnie tak wyobrażałam sobie tę chudzinkę podczas pierwszej lektury) nie zabierze nas już do bezpowrotnie utraconego świata z przeszłości, gdyż na jej na nowo opowiedzianą historię bardzo wpłynęły czasy współczesne. Dziewczynka jest przedstawiona tak, jak się pokazuje obecnie na ekranach żyjące w XXI wieku nastolatki. Dzięki licznym retrospektywom rozumiemy jej traumę z pobytu w domu dziecka i w domach zastępczych, widzimy jak podczas pierwszych w dni w szkole rozwija się klasyczny przykład nękania i prześladowania, oglądamy ją podczas alkoholowej libacji z Dianą, która niczym się nie różni od wygłupów dzisiejszej młodzieży, kosztującej po raz pierwszy procentów. Co więcej, dziewczyny rozmawiają tu o seksie, o pierwszych miesiączkach i o tym, kiedy wyrosną im piersi. Wyobrażacie sobie coś podobnego w cyklu powieściowym Montgomery? :)

Choć my, starsi, możemy się na to krzywić, młodszym z pewnością nowa podrasowana Ania przypadnie do gustu. Mogą zobaczyć w niej odbicie siebie samych, swoich szkolnych i miłosnych kłopotów i trosk. Ja już tego raczej nie poczuję, bo dla mnie Ania to była przede wszystkim wzorowa uczennica, mała kujonka, czytająca ukradkiem powieści podczas lekcji, która przez lata motywowała mnie do ambitnego wysiłku w szkole i poza nią.

W tym, że serial już cieszy się wielkim powodzeniem, sporą zasługę ma bezbłędna oprawa wizualna. Czołówka jest małym hipsterskim dziełem sztuki, a pierwszoplanowi aktorzy to typy wyjęte żywcem z początku XX wieku. Oczywiście Ania jest najlepsza, a grająca ją wyrazista panna McNulty będzie miała wyjątkowo łatwy start w aktorskiej karierze. Cudnie dobrana jest także Maryla (Geraldine James), z twarzy lekko czerstwa i skwaśniała tak jak trzeba. No i choć nadal nie rozumiem jakim cudem Rachela stała się Małgorzatą, przyznam, że na grającą ją Corrine Koslo patrzy się z radością i trwogą jednocześnie (bo nie wiadomo kiedy znowu kogoś zruga). Podobał mi się także Mateusz, czyli R.H. Tomson i to przy scenach z jego udziałem najczęściej łezka się w oku zakręciła. Mniej przypadła mi do gustu obsada postaci drugoplanowych. Diana (Dalila Bela) wygląda na nie całkiem normalną, a do powieściowej posągowej piękności raczej jej daleko. Gilbert (Lukas Jade Zumann) też jakiś nie taki, zupełnie nie umywa się do przystojniaka z wersji filmowej. Wszystkim jednak występującym tu dzieciom trzeba przyznać, że rzeczywiście wyglądają jak dzieci, a nie jak dorośli aktorzy grający dzieci, co jest wielkim plusem jak dla mnie i naprawdę miłą odmianą. Aż dziwnie mi było z tym, że te maluchy obarcza się czasem wielką, całkiem dorosłą odpowiedzialnością i że dają radę (wyprawa Ani i jej małego pomocnika do miasta aż mnie zmroziła, tyle tam na nich czeka niebezpieczeństw).

Ania, nie Anna to serial, który ogląda się z wielką przyjemnością, jeśli oczywiście zbyt surowo nie porównuje się go do powieściowego oryginału. Twórcy postawili na realizm, wzbogacili wiele wątków i wprowadzili nowe, a co najważniejsze, nadali postaciom współczesny rys psychologiczny, przez co cały mikroświat Zielonego Wzgórza wydaje się nam jak najbardziej realny. Jest mi bardzo przykro, że na razie dostaliśmy tylko siedem odcinków, bo wciągnęłam się w oglądanie i wsiąkłam zupełnie. Mam nadzieje, że na więcej nie przyjdzie nam zbyt długo czekać.

Opublikowano w Seriale

4 komentarze

  1. Świetna recenzja ! Cieszy mnie, że Ania odrobinę różni się od powieściowego oryginału :) Jestem dopiero po pierwszym odcinku, jednak przyznaję, że serial jest naprawdę godny polecenia.

  2. Ola Ola

    Zazdroszczę bardzo, że jeszcze tyle do obejrzenia. Ja już skończyłam i czuję się z tym niewyraźnie. Trudno opuścić przytulne Zielone Wzgórze gdy się człowiek na nim tak dobrze zasiedział i rozgościł.

    Dziękuję za przychylny komentarz :)

  3. I.S. I.S.

    Podoba mi się nowa bohaterka, którą gra Irlandka. Skupię się na takim drobiazgu, jakim jest powierzchowność. Rudowłose brzydactwo rzeczywiście odpowiada opisom w książce, a Ania narzekając na swój wygląd, ani trochę nie jest kokietką. Bohaterka jednak ma w sobie coś, co zapowiada niezwykłą urodę. Na taką dziewczynę pewnie wyrośnie. Gilbert wodzi za nią oczyma, bo też to dostrzegł. Powieść Montgomery pokazuje metamorfozę brzydkiego kaczątka w łabędzia i ta Ania, w odróżnieniu od poprzedniczek, jest pod tym względem wiarygodna.

  4. Ola Ola

    Dziękuję za ten komentarz. Zgadzam się z nim w stu procentach. Zobaczymy jak się sprawa rozwinie w kolejnym sezonie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *