O netfliksowej serii Chef’s Table już pisałam, ale pierwszy odcinek nowego sezonu zasługuje na osobną uwagę. Jeśli, tak jak ja, uwielbiacie dokumenty o gotowaniu, ale razi was widok mięsa, a często nawet bardziej nachalne, wybujałe ego szefów kuchni, będące w centrum ich własnych zainteresowań, to na pewno pokochacie odcinek z Jeong Kwan. To nie jest rzecz o pokarmie dla ciała, a o pokarmie dla duszy. Zapewniam, że weganie mogą oglądać spokojnie. Ani razu nie skoczy wam tu ciśnienie na widok krwawej kuchennej jatki, no chyba że jakoś szczególnie współczujecie także warzywom i reszcie zieleniny :)
Zen w kuchni
Jeong Kwan to mająca obecnie 59 lat Koreanka, mniszka mieszkająca w kompleksie świątynnym położonym na południe od Seulu. Przybyła tu jako nastoletnia dziewczynka i od tamtego czasu prowadzi życie zgodne z naturą i swoimi najgłębszymi pragnieniami. Gdyby nie wyjątkowy talent kucharski, świat zapewne nigdy by o niej nie usłyszał i jestem pewna, że w ogóle by ją to nie obeszło. Jako osoba prawdziwie oświecona (słuchając tego, co mówi, nie można mieć co do je oświecenia żadnych wątpliwości), Jeong Kwan zupełnie wyzbyła się ego, co stało się źródłem jej niesamowitej duchowej siły, wyrażającej się najpełniej w przygotowywanych w świątyni daniach. Ta mistrzyni koreańskiej kuchni świątynnej nie ma swojej restauracji, klientów, strony internetowej, ani konta na Instagramie. Jej życie, poza śmiercią matki, wolne było od większych zawirowań, a więc, sądząc po reszcie odcinków Chef’s Table, nie powinno jej w ogóle być w tym serialu. Mniszka jest zupełnie poza hierarchicznym systemem gwiazdek Michelina, ale najwięksi kucharze świata zachwycają się jej wysublimowanymi daniami.
Jaki zatem jest przepis na kulinarny sukces Jeong Kwan, skoro nie jest nim wiedza wyniesiona ze szkół gastronomicznych? Zwyczajnie, mniszka uważa, że by dobrze gotować, trzeba stać się tym, co się gotuje, a są to zazwyczaj rośliny, które ona sama wyhodowała we własnych ogrodzie. Patrząc na tę starszą kobietę wśród zielonych grządek, widz nie może mieć wątpliwości, że żyje ona w pełnej symbiozie z tym, co potem trafi do garnka. A poza tym ona sama mówi, że gotowanie jest dla niej formą medytacji, nie odróżnia się niczym od praktykowania buddyzmu.
Historia jak inne?
Ci, którzy oglądali pozostałe odcinki tego serialu, wiedzą, że każdy odcinek ma swoją określoną strukturę. Ważną częścią portretów poszczególnych mistrzów chochli i patelni są wspomnienia z dzieciństwa, które ich ukształtowały. W przypadku Jeong Kwan nie jest inaczej, a jednak to zupełnie inna bajka. Mniszka opowiada o tym, jak wyglądało życie w jej wielodzietnej rodzinie, o miłości do matki, która dała jej pierwszy impuls do gotowania, a także o pragnieniu wolności, które kazało jej przybyć do świątyni Baekyangsa. Wolność jest tu kluczowym słowem, choć może zdziwić ludzi Zachodu, którzy w surowej świątynnej dyscyplinie (wstawanie o 3 nad ranem) i w jeszcze surowszym, dzikim otoczeniu, są skłonni widzieć symbole zniewolenia. Jest to jednak życie wolne od emocjonalnego bagażu, za to pełne prawdziwej, głębokiej satysfakcji z wypełniania swego powołania.
Myliłby się zresztą każdy, kto by sądził, że ta mistrzyni kuchni jest jakąś pustelnicą, nie mająca bliższych relacji z ludźmi. O byciu mniszką mówi, że jest jak bycie matką dla wszystkich i tak też się zachowuje wobec pielgrzymów i innych mnichów, czyli karmi ich niczym matka. A że wkłada wto wiele serca, to nic dziwnego, że wyczarowuje potrawy najlepsze na świecie (rośliny z miłością uprawiane i z miłością gotowane). Jeong Kwan nie stroni także od wyjazdów do innych krajów, gdzie prezentuje swoje potrawy, a nawet uczy studentów uniwersytetu kuchni wegetariańskiej, czerpiąc z pracy nauczycielki ogromna radość. Patrząc na nią, od razu widzimy, że czuje się w życiu spełniona. Człowiekowi robi się lżej na duszy od samego wgapiania się w ekran.
Wegańskie, a smaczne
Choć ruch wegański zatacza coraz szersze kręgi, wielu ludzi nadal dziwi się jak można przeżyć na samych roślinach. Przykład osób takich jak ta koreańska mniszka pokazuje jak całe wspólnoty mogą się obywać bez zwierzęcego tłuszczu i protein, rozkwitając przy tym fizycznie i duchowo. Jeśli samo niejedzenie mięsa wydaje wam się zbytnim utrudnieniem w przyrządzaniu codziennych posiłków, to zapewne będziecie zszokowani dowiadując się, że Jeong Kwan, mistrzyni kuchni światowej sławy, nie używa oprócz mięsa, także ryb, jaj oraz nabiału. Za dużo ograniczeń? To dodajcie do tego też buddyjski zakaz spożywania pobudzających warzyw i przypraw takich jak cebula czy czosnek, stojących na drodze do oświecenia. Ilu z nas udałoby się sporządzić smaczny i zdrowy posiłek, który byłby wegański i na przykład bezcebulowy? A ona robi tak codziennie, wyczarowując dania, które jedzący porównują do najwyższych idei duchowych.
Sezonowe, lokalne i fermentowane składniki, nad którymi pracuje nie tylko Matka Natura, ale i Ojciec Czas, są pokarmem dla duszy osób, które Jeong Kwan obdarowuje swoimi potrawami. To co u nas dopiero staje się modne, dla niej jest częścią tradycji, ale też elementem filozofii. Posłuchajcie tylko tego, co mówi o naturze sosu sojowego. To dosłownie rozsadza umysł, sprawiając, że moje własne życie (pełne troski o zupełnie błahe sprawy) wydaje się jakąś pomyłką. Obejrzałam ten odcinek dwa tygodnie temu i ciągle jestem pod urokiem jego bohaterki. Też dajcie się oczarować i może nawet Go Vegan :)
Komentarze