Po tym jak YT zalała fala filmików z reakcjami na serialową produkcję Netflixa, sama musiałam przekonać się o co tyle szumu. Wypowiedzi youtuberów są bardzo emocjonalne, wielu jest zafascynowanych fabułą i utożsamia się z głównymi bohaterami, jeszcze więcej jednak jest takich odbiorców, których serial zirytował, a nawet porządnie zezłościł. Muszę przyznać, że mimo dobrych chęci i bardzo uważnego, empatycznego oglądania, jestem w tej drugiej grupie odbiorców, którzy Trzynastoma powodami się nie zachwycają. Będąc siostrą nastolatka, osobą aż za dobrze pamiętająca traumę liceum (włącznie z nastoletnimi samobójstwami), a do niedawna też nauczycielką pracującą z młodzieżą, miałam wrażenie, że oglądam jakiś innych wszechświat, w którym psychika ludzka oparta jest na zupełnie odmiennych prawach niż te nam znane.
Powiem ci, jak mnie zabiłeś
Główną bohaterką serialu jest siedemnastoletnia Hannah Baker (Katherine Langford), która niedawno przeprowadziła się z rodzicami do nowej okolicy i zaczęła naukę w przedostatniej klasie liceum. Hannie nie dane było skończyć szkoły, gdyż popełniła samobójstwo. Tydzień po tym zdarzeniu, jeden z jej przyjaciół, Clay Jensen (Dylan Minnette), otrzymuje tajemniczy pakunek. Okazuje się, że jest to zbiór siedmiu kaset audio, na których Hannah wyznaje, dlaczego odebrała sobie życie. Nie byłoby jednak tak ciekawie, gdyby od razu przeszła do rzeczy. Nagrania ułożone są tak, że każda strona kasety poświęcona jest jednej osobie, która zdaniem nastolatki przyczyniła się do jej samobójstwa. Jest tu zatem trzynaście osób, które po kolei mają wysłuchać taśm, zrozumieć co zrobiły i przekazać pakunek kolejnej osobie. W razie, gdyby ktoś nie chciał się podporządkować życzeniom zmarłej, drugi zestaw tych nagrań ma być upubliczniony i wtedy wszyscy się dowiedzą co pechowa trzynastka zmalowała. Proste, prawda? Dodatkową atrakcją jest dołączona do taśm mapa, pokazująca miejsca bezpośrednio związane z kolejnymi nagraniami. Wraz z Clay’em (który jest numerem jedenastym na liście) słuchamy wyznań Hanny, jeździmy po okolicy i poznajemy bliżej „toksyczne” środowisko, w którym wrażliwa i krucha nastolatka nie mogła utrzymać się przy życiu.
Szybko orientujemy się, że Clay był zakochany w Hannie, ona odwzajemniała jego uczucie, ale coś poszło nie tak, skoro znalazł się na jej taśmach grozy. Poza tym, liceum, do którego oboje uczęszczali to tak typowe serialowe liceum, że można się poczuć, jakbyśmy sami do niego chodzili. Ileż to już razy widzieliśmy te schludne korytarze, nastolatków wyglądających jak trzydziestoletni modele o porcelanowej cerze, profesjonalnie urządzone klasy, a do tego te piękne domy rodzinne uczniów, koniecznie na przedmieściach. Jest pastelowo, cukierkowo i po prostu ślicznie. Do tego bohaterowie są chodzącymi stereotypami, płaskimi i płytkimi szablonami, boleśnie jednowymiarowymi tworami serialowymi, których nie powinniśmy już oglądać po ostatnich odcinkach Beverly Hills 90210, czy Jeziora marzeń. Widać jednak, te czasy nie umarły jeszcze, a wprost przeciwnie, nastoletnia pasteloza ma się w telewizji całkiem nieźle.
Co mnie drażni, co mnie wkurza?
Choć bardzo starałam się pamiętać, że to jeszcze nastolatki, dla których każdy dramat jest śmiertelnie poważny (nawet jeśli chodzi o złośliwą uwagę, plotkę czy choćby krzywe spojrzenie), to nie mogłam przestać się denerwować tym, co te dzieciaki uważają za problem. Hannah jest tu totalną królową dramatu, a ją i jej przyjaciółki uczniowie z polskiej szkoły zniszczyliby w tydzień. Nie mogłam znieść też tego, jak bardzo niesprawiedliwą hipokrytką jest główna bohaterka, która obarcza winą za swoje samopoczucie wszystkich dookoła, obdzielając winą po równo i tych złych, i tych dobrych, którzy naprawdę się starali. Nie rozumiem zupełnie po co na jej taśmach jest Clay i Jessica, z którymi poróżniły ją normalne koleżeńskie spory, mające się nijak do gwałtu, który mógł rzeczywiście wyrządzić młodej kobiecie wielką szkodę. To, co robi przyjaciołom, a nawet szkolnemu pedagogowi, jest nie do przyjęcia. Zwyczajnie traktuje samobójstwo jako zemstę i to na tych, którzy nawet nie wiedzieli jak wiele od nich zależy. Hannah prowadzi grę, w której sama ustala zasady, a potem dziwi się, że wychodzi z tego dramat.
Niesłychanie irytująca jest też jej bierność w niesieniu pomocy innym (szczególnie Jessice), podczas gdy sama co chwila domaga się sprawiedliwości. Zupełnie nielogiczne jest dla mnie to, że jeśli chodzi o przewrócony znak stopu, od razu chce dzwonić na policję, ale gdy gwałcą koleżankę to cicho sza.
Bardzo trudno było mi także uwierzyć w załamanie psychiczne osoby, która nie przejawiała żadnych symptomów. Rodzice i pedagodzy niczego nie zauważyli, ale nawet my, czyli widzowie mający wgląd w jej najskrytsze myśli, także nie widzimy tej rozpaczy. Po każdym straszliwym i dewastującym zdarzeniu, Hannah z nadzieją i radością podejmuje kolejną próbę nawiązania przyjaźni, zupełnie jakby była jakimś robotem niewyciągającym wniosków z poprzednich zdarzeń. W tym kontekście kulminacją głupoty jest jej nocna wycieczka do domu kolegi gwałciciela. Jest tam nie tylko Bryce, ale i prawie wszyscy, którzy wcześniej ją boleśnie skrzywdzili, a jednak Hannah ładuje się do jacuzzi w samej bieliźnie, licząc na to, że będzie miło. Jestem ostatnią osobą, która powiedziałaby, że sama się prosiła, ale ludzie! To tak jakby położyć się w środku dnia na ruchliwym skrzyżowaniu i liczyć na to, że samochód nas nie przejedzie.
Kolejnym mój zarzut dotyczy już samego sposobu opowiedzenia tej historii. Twórcy popełnili najgorszy z błędów, jakie można popełnić przy kręceniu filmów o nastolatkach, a mianowicie opowiedzieli wszystko z punktu widzenia dorosłych (choć sami się do tego nie przyznają, o czym ma świadczyć półgodzinny dokument po zakończeniu serialu). Niby ostrzega się nas przed realizmem przedstawień gwałtu i samobójstwa, niby jest mrocznie i groźnie, ale przecież mamy oczy i widzimy, że gorsze rzeczy pokazuje się w pierwszym lepszym serialu kryminalnym, że już nie wspomnę o drastycznych filmikach, w oglądaniu których lubuje się młodzież. Dzieciaki z tego serialu, to cały czas takie twory, jakie chcieliby widzieć ich rodzice. Nawet czarny charakter jest tak naprawdę niewinnym, zagubionym dzieckiem, potrzebującym pomocy, a z każdym należy obchodzić się jak z jajkiem, bo się posypie. I znowu muszę napisać, że jeden dzień z ukrytą kamera w polskim liceum lub gimnazjum, a klapki opadły by z oczu tym, którzy już zapomnieli jak okrutne potrafią być nastolatki. Oczywiście, to się nie stanie, a dorośli z lubością będą się teraz powoływać na Trzynaście powodów, w kontekście tego, jak to dobrze rozumieją młodzież i problemy współczesnego świata. Już widzę te tłumy dzieciaków zmuszanych do oglądania tego odcinek po odcinku na godzinach wychowawczych.
Moje kolejne uwagi dotyczą tego, że serial jest zwyczajnie słabo zrealizowany. Jak na produkcję Netflixa to poziom jest bardzo przeciętny. Szczególnie niedopracowane są dialogi, wszystkie polegające na tym, że ktoś się jąka, nie może z siebie wydusić sensownego zdania, po czym dostaje ataku złości i odchodzi. Po kilku odcinkach robi się to wprost nie do zniesienia nudne. Powiem też szczerze, że nie jest to materiał na trzynaście odcinków i gdyby zmieszczono się w sześciu czy siedmiu, historia by tylko zyskała. A tak mamy rozwlekanie i rozciągnie tej nudy, zapychacze w postaci długich ujęć miotającego się Clay’a i bardzo niewiele wnoszącej coś do tematu treści.
Na koniec wypada mi jeszcze napisać o tym, że Trzynaście powodów to serial, który może wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Oczywiście, starania wszystkich, którzy pracowali przy serii i którzy chcieli zwrócić uwagę na drażliwą tematykę znęcania się dzieci nad sobą nawzajem, są godne pochwały. Samobójstwo jest drugą najczęstszą przyczyną śmierci wśród amerykańskich nastolatków, co wskazuje na to, że coś jest bardzo nie w porządku z całym społeczeństwem. Niestety jednak, w moim osobistym odbiorze, serial może przyczynić się do tego, że młodzi widzowie zaczną mieć ciekawe pomysły na to, jak zakończyć swoje nastoletnie cierpienia. Cała historia jest tu pokazana tak sugestywnie, że rzeczywiście można dojść do wniosku, że Hannah nie miała innego wyjścia jak tylko się zabić. W dodatku jej odejście jest pokazane w dramatycznie romantyczny sposób. A to przecież była piękna, biała, dość zamożna nastolatka i aż boję się myśleć, co po obejrzeniu show pojawić się może w głowach kolorowych, biednych, grubych, uzależnionych od narkotyków, dotkniętych różnymi deficytami dzieciaków z trudnych domów, skoro nawet śliczna Hania, mająca wprost idealnych rodziców i pedagoga pod ręką, nie dała rady. Czy w takiej sytuacji, jaka panuje obecnie, odpowiedzialne jest wypuszczanie takiego serialu?
Wygląda na to, że ludzie odpowiedzialni za 13RW oraz ci wyżej, pod pretekstem dokształcania nastolatków w kwestii trudnych tematów, w rzeczywistości chcą im zrobić mętlik w głowie i doprowadzić do kolejnych tragedii.
Nie sądzę by tego ,,chcieli” bo to zakładałoby celowe działanie, ale obawiam się, że nie pomyśleli i przypadkiem właśnie tak im wyszło. Gdybym była rodzicem, wolałabym by moje dzieci nie oglądały tego serialu, który zamiast pomóc, mógłby im poważnie zaszkodzić. Mnie może wydawać się słaby i nudny, ale jak trafi na odpowiednio zagubionego i bezkrytycznego nastolatka, będzie dramat.
Recenzja o tym, że trzynaście powodów jest złe, dlatego że… w polskich szkołach jest gorzej.
Autorce polecam lepsze zapoznanie się z ludzką psychiką, o której wspomina na początku, jakby coś o niej wiedziała, bo zdecydowanie nie wie, jeśli dziwi się, że Hannah funkcjonowała do ostatnich chwil „normalnie” w społeczeństwie, czy że to seria zdarzeń, z których część osobno wydaje się błaha, doprowadziła ją do samobójstwa. Jeśli obcy jest jej mechanizm sparaliżowania w podbramkowych sytuacjach i późniejsze poczucie winy i chęć odkupienia w jakiś sposób (gwałt, a potem wypadek samochodowy), to znaczy że brakuje jej naprawdę podstaw.
Dziękuję za pouczający komentarz.
Jednocześnie jednak pragnę przypomnieć, że jest to blog, co wiąże się z tym, że wyrażam wyłącznie moją opinię o temacie, a nie bronię fachowego stanowiska psychologicznego w kwestii zachowania się nastolatków. Mnie się zachowanie bohaterów serialu wydało mało realistyczne i z tego co się orientuję, nie tylko ja tak je odebrałam.
Nie chodziło mi też o to, by podkreślić, że w polskiej szkole jest gorzej, bo podejrzewam, że w niemal każdej szkole (w tym amerykańskiej) są gorsze warunki niż w placówce serialowej. Razi mnie zwyczajnie takie potraktowanie tematu w klimacie telenowelowej dramy i tyle. Mój brak wiedzy psychologicznej (z pewnością, w porównaniu do autora komentarza, ogromny), czy raczej zwykłej ludzkiej empatii, to już zupełnie inna sprawa.
1. W dodatku jej odejście jest pokazane w dramatycznie romantyczny sposób. 2.A to przecież była piękna, biała, dość zamożna nastolatka i aż boję się myśleć, co po obejrzeniu show pojawić się może w głowach kolorowych, biednych, grubych, uzależnionych od narkotyków, dotkniętych różnymi deficytami dzieciaków z trudnych domów, skoro nawet śliczna Hania, mająca wprost idealnych rodziców i 3. pedagoga (psychologa) pod ręką, nie dała rady.
1. Taa zwłaszcza jak krzywiła się z bólu . Polecam książkę final exit – tam autor wyjaśnia że podcięcie żył to jedna z najgorszych metod i to nie tylko że boli jak cholera . 2. Tak zamożna była jej rodzina że rodzice chcieli wydłużyć czas otwarcia apteki bo na rachunki nie starczało. 3. Ten szkolny psycholog to było totalne nieporozumienie.
P.S. podsumuję swą wypowiedź tym, że poza tą akcją jak poszła do domu dupka gwałciciela, to nikt nie wie co dzieje się w głowie potencjalnego samobójcy (sam mam wahania nastrojów) a dzieciakiem jak Hannah już nie jestem
Czytając te subiektywne opinie autorki, musiałam naprawdę powstrzymywać się od głośnego wyrażania zaskoczenia, zdumienia i chwilami aż złości na taką łatwość w ferowaniu ocen, co do postaw i motywów samej Hannah jak i innych bohaterów. Widoczny jest brak znajomości przez autorkę psychiki nastolatków, mechanizmów psychologicznych działających w grupie. A już zupełnym przerażeniem napawa mnie tak lekko podana informacja, że w polskich szkołach jest jeszcze gorzej, więc (w domyśle) nad czym tak się rozczulać. Szczególnie, że autorka sama przyznaje, że miała epizod bycia nauczycielem. I całe szczęście, że tylko epizod. Przy takim braku refleksji, powierzchowności, wręcz niechęci do głębszej analizy przyczyn decyzji Hannah (to nie 13 osobnych powodów, tylko kumulacja stresujących wydarzeń, które doprowadziły ją do podjęcia tej decyzji) wcale mnie dziwi, że szkoła, rodziny są miejscem samotności młodych ludzi. Ponadto trudno oczekiwać od dzieciaków (a 17-latki są bardzo niedojrzałe – kłania się nieznajomość neuropsychologii), aby w sposób rozważny i z dystansem analizowały swoje emocje. To nie ten etap rozwoju. To, że Hannah nie potrafiła zwrócić się o pomoc, to nie jej wina, tylko dorosłych, którzy niewiele robią, aby zdobyć zaufanie swoich uczniów, czy dzieci. Albo nie robią w ogóle nic, bo uważają, że pełniona rola rodzica, pedagoga ma im to zapewnić niejako z urzędu. Tak nie jest – na zaufanie trzeba sobie zasłużyć. Swoją drogą umiejętność rozmawiania z dzieciakami filmowego pedagoga – poniżej wszelkiej dopuszczalnej granicy. Na koniec – najwięcej krzywdy nie wyrządzi serial (moim zdaniem bardzo mądry i doskonale zrealizowany), tylko właśnie takie mało empatyczne sądy zawarte w „recenzji”. Pozycja, którą powinien obejrzeć każdy rodzic, nauczyciel, szkolny pedagog. Może to coś da, pod warunkiem, że będzie przy oglądaniu chciał trochę pomyśleć.
Pójście na imprezę do Bryce’a choć jest zachowaniem irracjonalnym to nie patrzyłbym na nie jako na naciąganie scenariusza. Jeśli kogoś spotka ciąg nieszczęść, zostanie mu nadszarpnięte poczucie własnej wartości wtedy nie zachowuje się racjonalnie. Hannah mogła mieć w głowie przeświadczenie że nic złego się przecież nie stanie a gdy wiedziała że nie wygra z Bryce’em i chciała uciekać to było już za późno.
Hmm, zgadzam się częściowo z uwagami, które wymieniłaś – sama miałam zastrzeżenia do serialu, mimo że ostatecznie bardzo mi się spodobał. Myślę, że podchodzenie do sprawy z założeniem, że to mało realistyczne przedstawienie może być błędne. Są produkcje, w których świat nastolatków jest przedstawiony znacznie bardziej realistycznie i od brutalnej strony i to też się ceni. Jednak myślę że 13RW jest kierowane przede wszystkim do dzieciaków pokroju bohaterów – białych, mieszkających na przedmieściach, mających świetnych rodziców i dobry start. I niekoniecznie jest to złe – własne liceum wspominam raczej jako niemal sielankę i wiele sytuacji przedstawionych w serialu, nie miało szans zaistnienia u nas. Wcześniejsze szkoły były raczej obrazem klasycznego polskiego szkolnictwa, wiem doskonale jak wyglądają zachowania nastolatków. Jednak świadomość o aktach przemocy, również tej domowej, depresji, sytuacjach które w końcu skłaniają do samobójstwa, wśród osób z dobrą sytuacją życiową często jest dosyć nikła i czysto teoretyczna. Wtedy serial jest bardzo dobrą bazą do dalszej refleksji, mimo wszystko przedstawione w nim jest dosyć wiele problemów, z którymi spotykają się nastolatki – pogłębione są również postaci drugoplanowe, dzięki czemu przechodzimy również do problemów domowych. Jest to zrobione kosztem dłużyzn i braku wiarygodności w niektórych miejscach, ale cóż. Co nie zmienia faktu, że z zastrzeżeniami się zgadzam – chciałam po prostu dodać jak ja to widzę.