Pomiń zawartość →

Tag: Gutek Film

Dziewczyny nie mają lekko (Thoroughbreds i Thelma)

Oba filmy, choć nie wyjątkowe arcydzieła, to jednak w ciekawy sposób przedstawiają temat kobiecego dorastania i tego, co się może roić w głowie młodej osoby, szczególnie gdy opresyjni rodzice próbują jej czegoś zakazać. Mnie to bardzo interesuje, bo sama byłam dość specyficzną nastolatką z dziwnymi problemami, a poza tym uważam, że ten temat nie został jeszcze należycie zeksplorowany przez kino. Zachęcam do obejrzenia obu propozycji, choćby dlatego, że chodzi w nich o coś więcej niż zwykłe dziewczyńskie sprawy typu ubrania i chłopcy :)

Skomentuj

Nigdy cię tu nie było

Cokolwiek napiszę o tym filmie, nie mogę mieć pewności, że będzie prawdą. Na pewno nie powinnam wypowiadać się na temat treści, która jest tu dość problematyczna, ale i forma sprawia problemy. Jedno jest pewne – to kolejna znakomita rola Joaquina Phoenixa, który nawet jak nic nie mówi i tylko pomrukuje, to robi to w wielkim stylu. Nigdy cię tu nie było to takie filmowe połączenie Taksówkarza z Drive, ale ze scenami tak poszatkowanymi, że nie wiadomo, czy to główny bohatera, czy reszta świata zwariowała.

Skomentuj

The Square

Kolejne dzieło z gatunku tych, które albo się kocha, albo nienawidzi. Skuszona Złotą Palmą w Cannes, miłymi wspomnieniami z poprzedniego filmu Rubena Östlunda, Turysty, a także zapewnieniami Almodovara, że to „Niesamowicie śmieszny film!” poszłam wczoraj do Pioniera, by sprawdzić, w której grupie ja się znajdę. Niestety, należę do nienawistników, którzy daliby wiele by The Square odzobaczyć. Przy całym moim zrozumieniu głównego zamysłu wyśmiania obłudnej mieszczańskiej stabilizacji bogatych mieszkańców Zachodu za pomocą filmu o współczesnej sztuce, który sam jest zagadkowy i prowokacyjny jak owa sztuka, zwyczajnie, wręcz fizycznie tego dzieła nie trawię, jest mi przykro, że spędziłam wieczór na patrzeniu na zakłopotaną twarz głównego bohatera i z wielkim trudem biorę się dziś za cokolwiek, czując, że obraz Östlunda wyssał ze mnie całą życiową energię. Uczciwie jednak muszę donieść, że większość (lepiej wykształconej zapewne i obdarzonej lepszym filmowym gustem) widowni, bawiła się świetnie, śmiejąc się nawet w zupełnie zagadkowych dla mnie momentach. Cóż, nigdy nie ukrywałam, że jestem tylko prostym, zwyczajnym widzem, a nie wybitnym krytykiem.

Skomentuj

Martwe wody

Komedia Bruna Dumonta to jeden z tych filmów, przed którymi należy się widzom jakieś ostrzeżenie. Powinno się informować nas o tym, że może to być ciężka próba dla naszych nerwów i jeżeli nie dysponujemy dokładnie takim poczuciem humoru, jakiego oczekiwałby od nas reżyser, to powinniśmy sobie darować seans (byłby tu przydatny jakiś test psychologiczny, dostępny przy kasie biletowej, czy coś w tym rodzaju). Uniknęłoby się wtedy takiej sytuacji, jaka ma miejsce obecnie, czyli wychodzenia wielu widzów z kina w czasie pierwszej godziny filmu oraz nienawistnych komentarzy tych, którzy zostali. Podczas naszej projekcji w Pionierze, gdzie widownia jest raczej kulturalna i wyrobiona, po raz pierwszy mogłam zaobserwować wybuchy panicznego śmiechu, nie będącego bynajmniej wynikiem komizmu filmu, ale frustracji, poczucia absurdu sytuacji, a potem osłabionych nerwów i wielkiej ulgi z powodu tego, że film się skończył. Zapewniam, że ostatni raz tak bardzo cieszyłam się z wyjścia z kina chyba po Apollo 13. Jednocześnie muszę przyznać, że choć za żadne skarby świata nie obejrzałabym Martwych wód po raz kolejny, był to pod względem wizualnym najpiękniejszy obraz jaki widziałam w całym swoim życiu. Taki to film!

Skomentuj

Służąca

Zacznę może od tego, że jeśli chcecie mieć prawdziwą przyjemność z oglądania, nie czytajcie za dużo o tym filmie przed seansem. Najbardziej zaskoczeni i zadowoleni będą ci widzowie, którzy ani nie widzieli serialu BBC, ani nie czytali wspaniałej powieści Sarah Waters. Ja osobiście obie te rzeczy poznałam lata temu, więc to, co się działo na ekranie, nie było dla mnie całkowitym zaskoczeniem. Z przyjemnością jednak wspominałam pierwsze zetknięcie się z tą historią. Gdy zaczęłam czytać Złodziejkę, nie wiedziałam nic o tej historii i jej autorce. Myślałam, że mam do czynienia z kolejną mroczną wiktoriańską powieścią. Dlatego też zwrot akcji w połowie był dla mnie prawdziwym szokiem. To chyba pierwsza książka, którą (pomimo znacznej objętości) skończyłam czytać w jeden dzień. Takich emocji się nie zapomina! Mam nadzieję, że dla widzów idących teraz do kin, film będzie równie wielkim przeżyciem.

Skomentuj

Neon Demon

Jeśli wybraliście się już lub zamierzacie wybrać na ten film, to zapewne wiecie co wielcy krytycy mają na jego temat do powiedzenia. Słyszeliście, że wygwizdano to ,,dzieło” w Cannes, że pełno tu symboli, psychoanalizy, lynchowskiego mroku i metafizyki oraz, że warstwa wizualna (te wszystkie migające światełka i pulsujące obrazy) znacznie przyćmiewają szczątkowe dialogi. Mnie jednak nie bardzo interesują sugestie tego, co o filmie powinnam myśleć, tylko to jak ja i inni, zwykli, przeciętni widzowie, go odebraliśmy. Przez pierwsze pół godziny wieje nudą, a to jeszcze ta faza, w której można mieć nadzieję na rozwój akcji. Potem na sali kina Pionier, gdzie widownia raczej z tych bardziej kulturalnych i wyrobionych przychodzi, słychać było śmiechy i zabawne komentarze. Wreszcie w finale przychodzi rozczarowanie tą neonową wydmuszką, a także mdłości związane z czysto fizyczną ekranową prezentacją atawistycznych, popędliwych procesów, których lepiej bym tu nie opisywała.

Skomentuj

Nasza młodsza siostra

Poprzedni film Hirokazu Koreedy pt. Jak ojciec i syn opowiadał o męskich więziach rodzinnych, a w nowym dziele przyglądamy się zdecydowanie bardziej kobiecej perspektywie, jakby uzupełniającej spojrzenie z wcześniejszego dzieła. Wczoraj, w ramach wyciszenia i ukulturalnienia, pospieszyliśmy na seans do Pioniera i naprawdę polecam to każdemu, kto chce na naprawdę długi czas (film trwa ponad dwie godziny) totalnie oderwać się od otaczającej go znajomej rzeczywistości. Nasza młodsza siostra to możliwość obcowania z czymś świeżym i zupełnie innym niż hollywoodzkie schematy ckliwych opowieści o rodzinie. Ciepło i spokój aż emanowały z ekranu podczas seansu, a nieliczne osoby na widowni (dlaczego nie było tłumów?) reagowały na kolejne wydarzenia w życiu sióstr bardzo żywiołowo. Tylko naprawdę czepialscy mogliby uznać, że to nudny film, w którym nic się nie dzieje. Nie słuchajcie malkontentów i idźcie do kina, szczególnie jeśli, tak jak ja, interesuje was wszystko co japońskie.

Skomentuj

Zupełnie Nowy Testament

Jestem tym filmem po prostu oczarowana. Od czasów Amelii żadna francuska komedia aż tak mi się nie podobała i sądząc po odgłosach z sali kinowej, inni widzowie podzielają mój entuzjazm. Z zapowiedzi wynikało, że będzie to coś w rodzaju biblijnej parodii, a dostajemy piękną, wręcz magiczną opowieść o miłości i tolerancji. No i co najważniejsze, śmiechu jest co niemiara. Humor tu raczej szalony, surrealistyczny i pomysłowy, ale zapewniam, że wszystko podane jest tak uroczo, iż z pewnością nikt nie poczuje się obrażony. Trzeba być chyba naprawdę pozbawionym poczucia humoru, ponurym i zgryźliwym katolikiem, by czuć się dotkniętym żartami z Pana Boga i jego całej nieboskiej rodziny, a przynajmniej tak mi się nieempatycznie wydaje.

Komentarz

Amy

Nie jestem wielką fanką twórczości Amy Winehouse (ani w ogóle jakiejkolwiek muzyki), ale nawet ja jestem w stanie docenić jej niesamowity głos. Bardziej jednak niż urok piosenek, licznie prezentowanych w filmie Asifa Kapadii, doceniłam osobę kryjącą się za tym olbrzymim talentem. Oglądamy oto dziewczynę znajdującą się w tragicznym położeniu, nie mającą właściwie szans na szczęśliwe zakończenie. Zakładniczka wielkiego daru, głosu który dostała od natury i wspaniałego jazzowego gustu muzycznego, nie została jednocześnie wyposażona w osobowość, która byłaby w stanie unieść to, co się z tym wiąże. Wszystko było przeciwko niej, media, mężczyźni jej życia i ona sama. Film Amy to kolejna cegiełka budująca współczesną mitologię wielkich artystów zmiażdżonych przez kochający je świat.

2 komentarze