W tym tygodniu obejrzeliśmy ostatni, piąty odcinek mini-serialu, który jest luźną adaptacją serii powieści Edwarda St Aubyna. Ze względu na fakt wcielenia się w tytułową rolę samego Benedicta Cumberbatcha, była to jedna z najbardziej oczekiwanych produkcji sezonu. Wyznam szczerze, że nie zawiodła moich nadziei, ale też ich nie przewyższyła, gdyż nie jest to jakieś spektakularne dokonanie fabularne czy aktorskie, ale i nie o to chodziło zapewne. W tym przypadku należy docenić przede wszystkim odwagę poruszania bardzo trudnego tematu, a także uniwersalizm przekazu, bo na pewnej płaszczyźnie jest to historia każdego z nas, ludzi uwikłanych w rodzinną historię, mających w sobie demony przeszłości i czasem z odrazą odkrywających, że jesteśmy jedynie połączeniem naszej matki i naszego ojca, czyli osób, do których nie zawsze czujemy jednoznacznie pozytywne emocje.
Biedny bogaty chłopiec
Patricka poznajemy od razu w wielu jego wcieleniach, bo jest i chłopiec, i dorosły mężczyzna, w retrospekcjach spoglądający na kluczowe momenty w swym życiu. Pierwszy odcinek traktuje o śmierci ojca Patricka, wrednego, sarkastycznego, sadystycznego alkoholika, Davida Melrose’a (Hugo Weaving), który jest uznawany i poważany przez społeczeństwo tylko ze względu na arystokratyczny rodowód i olbrzymi majątek, jakim dysponuje jego małżonka. Dowiadujemy się o nim wielu ciekawych rzeczy od chwili gdy do Patricka dzwoni przyjaciel rodziny z wiadomością, że tatuś właśnie umarł. Towarzyszymy naszemu bohaterowi w podróży z Wielkiej Brytanii do USA i w chaotycznych przygotowaniach do ostatniego pożegnania seniora rodu. Jest to pewne wyzwanie dla naszej cierpliwości, gdyż (na skutek traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, o których dowiadujemy się później), Patrick nie jest w stanie znieść siebie i rzeczywistości na trzeźwo, zatem odurza się wszystkim, co wpadnie mu w ręce, głównie alkoholem i narkotykami. Często też zdarza mu się uprawiać przygodny seks i ciskać w ludzi pociskami ironii i sarkazmu, wszystko by tylko nie być sobą i nie być szczerym.
Podczas rozmów z przyjaciółmi ojca i matki, a także odwiedzin w domu pogrzebowym, w przebłyskach wspomnień mężczyzna daje nam dostęp do swoich dziecięcych wspomnień, a te koncentrują się na pewnym lecie na południu Francji. Wtedy to mały, hasający jeszcze krótkich spodenkach Patryczek po raz pierwszy zostaje seksualnie wykorzystany przez ojca, co niestety ciągnie się potem latami i wypala na jego duszy niezatarte piętno. Nie dajmy się jednak zwieźć, gdyż oprawców jest tu dwóch, gdyż mamusia, Eleanor Melrose (Jennifer Jason Leigh), tłamszona przez męża histeryczna alkoholiczka, nie robi nic by ochronić synka, czym pogłębia jego cierpienie.
Kolejne odcinki to próby i zmagania Patricka, któremu jednak zależy na normalnym życiu, a przede wszystkim na tym, by nie być takim jak ojciec. Toczy się zatem ta historia od odwyku do odwyku, od fazy totalnego narkotyczno-alkoholowego dna do całych lat wyciszenia, a nawet zakładania rodziny. Niestety, ojciec, nawet zza grobu, nie przestaje dręczyć syna, który płonie z nienawiści i załamuje się pod ciężarem ogromnej krzywdy, która go spotkała.
Rodzina jak z obrazka
Z wieloma aspektami tej historii przeciętny widz nie może się utożsamić, gdyż jest mocno osadzona w brytyjskich wyższych sferach, których większość z nas nie będzie miała okazji oglądać nawet z daleka. Świat ludzi, którzy od pokoleń nie musieli pracować, a dni wypełniały im kolejne rozrywki, w których stopniowo degenerował się ich umysł, to dla mnie osobiście totalna abstrakcja. Mimo tego niemal byłam w stanie współczuć tym wszystkim damom i dżentelmenom, bo widać, że strasznie się męczą podczas tego powolnego, wieloletniego gotowania się we własnym sosie. Moją ulubienicą, najbardziej godną współczucia istotą na świecie, jest ciotka Patricka, Nancy (Blythe Danner), która w swej amerykańskiej posiadłości narzeka na to, że kiedyś, za czasów jej matki, księżnej, to dopiero miała fortunę. Ciekawa jest też Julia (Jessica Raine), będąca trochę taką żeńską wersją Patricka, z którym przygodnie sypia. Podobnie zblazowana i sarkastyczna, zepsuta przez pieniądze, zdemoralizowana, a jednak boleśnie samoświadoma. Nie zapominajmy jednak o ojcu i synu, bo to ich historia przede wszystkim. Ciekawe, że nie jest to prosta opowieść o winie i odkupieniu, a raczej pełna współczucia analiza tego, jak ktoś niespełniony, sfrustrowany i znudzony, przechodzi na ciemną stronę mocy i ze zgorzknienia i bezsilności krzywdzi najsłabszych. Patrick to rozumie i choć szczerze nienawidzi ojca i pogardza matką, to przyznaje także, że po ludzku im współczuje i w tym w końcu znajduje dla siebie ratunek.
W tym, że w głowie wciąż kłębią się naszemu bohaterowi przeszłe zdarzenia, słowa rodziców, trauma dzieciństwa, jest on bardzo podobny do reszty z nas, arystokratów czy nie. Podoba mi się, że to taka szczera wersja familijnej sagi, bo w końcu bardzo niewielu z nas może się poszczycić stuprocentowo szczęśliwą relacją z rodzicielami. Nie chodzi przecież tylko o to, że ktoś był molestowany w dzieciństwie (choć liczba takich przypadków jest szokująco wysoka), ale o liczne mniej lub bardziej uświadomione krzywdy, z którymi borykamy się aż do śmierci. I mam tu na myśli śmierć dzieci, nie rodziców, gdyż ci nawet gdy odejdą, nadal wywierają na nas wpływ. W sumie wszyscy jesteśmy tym jak nas dzieciństwo poobijało, czyż nie?
Na koniec muszę wyrazić swoje zdziwienie faktem, że to jednak grający demonicznego ojca Hugo Weaving został gwiazdą serialu, a nie charyzmatyczny, ale już w znajomy sposób odgrywający rolę przystojnego, inteligentnego i sarkastycznego mądrali, Benedict Cumberbatch. Starszy aktor pojawia się w mniejszej ilości scen, ale jest tak charakterystyczny i ma tak intensywne rysy twarzy, że zostaje z widzami na długo (aż za długo, może się w nocy przyśnić). Jeśli zaś chodzi o mamusię, czyli Jennifer Jason Leigh to nadal mnie denerwuje jej rozedrganie, które w połączeniu z rolą złośliwej, chorej staruszki, było dla mnie wręcz nie do zniesienia. Reszta obsady jak najbardziej na plus, podobnie jak scenografia i kompozycja scen, czyli przeplatanie różnych dekad w retrospekcjach. Gdyby to była epoka przed Westworldem, powiedziałabym może, że to nieco zagmatwane i chaotyczne, ale teraz to jak czytanie prostej historyjki dla dzieci.
No niestety przyznam się, że poległem. Skuszony recenzjami… wytrzymałem dwa odcinki. Mimo, że kocham brytyjskie seriale. Tym razem chaos, kakofonia obrazów, sytuacji, retrospekcji – zmęczyła mnie. I rozczarowała.
Warto zacisnąć zęby i doczekać do końca, nawet jeśli strasznie denerwuje Cię lekko chaotyczna fabuła. Pogrzeb mamusi wszystko wynagradza :)
Do brytyjskich seriali mam podejście neutralne, ale muszę przyznać, że nawet mi się podoba ten serial :P
Świetny serial. Benedict gra znakomicie, aż nie mogę się napatrzeć. Brawa dla Sebastiana, grającego małego Patricka. Jego rozpacz sprawia, że wszystkie odcinki oglądałam już przynajmniej że trzy razy, z wyjątkiem drugiego odcinka – nie mogę patrzeć na jego cierpienie. No i Hugo – znakomity. Jennifer – pomimo, ze zawsze lubiłam tą aktorkę tutaj denerwuje mnie jej gra.
[…] dla czytelników mało odpornych, czy nie grzeszących cierpliwością, zresztą podobnie jak znakomity pięcioodcinkowy serial, który mogliśmy niedawno obejrzeć na HBO. W.A.B. wydało właśnie wielki tom z serialową […]