To nie jest książka dla czytelników mało odpornych, czy nie grzeszących cierpliwością, zresztą podobnie jak znakomity pięcioodcinkowy serial, który mogliśmy niedawno obejrzeć na HBO. W.A.B. wydało właśnie wielki tom z serialową okładką, składający się z pięciu osobnych powieści poświęconych Patrickowi Melrose’owi. Zapewne niewiele osób sięgnie po książkę, zważywszy na to, że serial spotkał się z mieszanymi recenzjami, jednak ja to tomiszcze polecam. Z pewną masochistyczną przyjemnością od kilku tygodni zgłębiam bowiem psychiczne i fizyczne traumy tytułowego bohatera, od których najzdrowszy czytelnik (a co dopiero ja) może się poważnie rozchorować.
Anatomia nałogu
O tym, z jak bardzo intelektualną i wyrafinowana lekturą będziemy mieli do czynienia, świadczyć może już wstęp, napisany przez samą Zadie Smith (ja nie przepadam, ale wiem, że jestem w mniejszości). Są to przede wszystkim słowne fajerwerki, kunsztowna forma, którą zauważa się na pierwszym planie, a dopiero potem dociera do nas, z jak przenikliwie bolesną treścią obcujemy. Każda z pięciu powieści, dość wiernie przeniesionych na ekran, przedstawia osobne stadium rozwoju Patricka Melrose’a, syna brytyjskiego arystokraty i amerykańskiej dziedziczki. Oglądamy zatem małego Patricka, który jest z rodzicami na wakacjach we francuskiej posiadłości, w której jego zdeprawowany ojciec zgwałcił go po raz pierwszy. Następnie nasz bohater jest młodym mężczyzną w szponach nałogu, mierzącym się ze śmiercią ojca. Potem jest coraz mniej akcji, a kolejne odsłony to już strumienie świadomości bohatera, który mimo wszystko próbuje żyć normalnie, zerwać z nałogami i założyć rodzinę, a którego bolesna przeszłość i tak dopada za każdym razem, strącając go w najczarniejszą otchłań.
Nie jest to jednak portret tylko jednego arystokraty, ale całej warstwy społecznej, z nadmiaru wolnego czasu i pieniędzy, a także na skutek pokręconego wychowania, dosłownie gnijącej od środka. Przyjaciele Patricka i jego rodziny to same antypatyczne typy, ludzie zepsuci, nieszczęśliwi, nie wiedzący za bardzo co ze sobą zrobić i nienawidzący wszystkich wad swojej sfery, które zresztą dziedziczą i dumnie reprezentują. St Aubyn nas nie oszczędza, zmuszając do przysłuchiwania się myślom bogatych i wpływowych kobiet i mężczyzn, z których świat nie ma żadnego pożytku. Ci znudzeni hipokryci, podobnie jak Patrick, także reprezentują całe spektrum nałogów, od narkomanii i alkoholizmu, po hazard, seksoholizm i bardziej wyrafinowanie pastwienie się nad innymi dla sportu. Nie o takiej brytyjskiej arystokracji myślimy rozmażając się nad kolejnym royal wedding.
Aż mnie zabolało
Ta lektura miała dla mnie wymiar głęboko edukacyjny, gdyż stroniąc od wszelkich używek, o narkotykach nawet nie wspominając, nie miałam o ich działaniu zbyt dużego pojęcia. Tymczasem Patrick Melrose jest jak instruktaż tego co i jak zażywać, a co najważniejsze jak się człowiek po tym czuje. Długie intensywne godziny, jakie nasz bohater spędza w samotnych pokojach lub w łazienkach, są dla czytelników bardzo pouczające, choć też szalenie przykre. Autor z chirurgiczną precyzją, przedłużając opisy w nieskończoność, wyjaśnia gdzie się wbić, jak przygotować narkotyk i jakim kolejnym specyfikiem złagodzić jego niechciane skutki. Igła spotyka się tu z krwiobiegiem niemal na poziomie komórkowym. Niczego nam nie oszczędzono, ani strupów, ani ran, ani wymiotów. Do tego jeszcze morze alkoholu i leków, a także bardzo nieapetycznie spożywane posiłki. Wszystko to by zapełnić czymś dziurę w duszy po nieszczęśliwym dzieciństwie.
Uniwersalne ludzkie doświadczenie
Choć i serial, i powieści, są poświęcone warstwie społecznej, do której niewielu z nas ma dostęp, to niosą jednak ze sobą przesłanie wspólne wszystkim ludziom. Patrick jest wyjątkowym bohaterem, gdyż w swej głębi i wielowymiarowości potrafi jednocześnie nienawidzić ojca i się nim brzydzić, równocześnie być dla niego pełnym zrozumienia i współczucia, gdyż z Davida także ktoś zrobił potwora, nie urodził się w końcu paskudnym pedofilem, choć jego syn żartuje, że od małego był jak Damian z Omena. Wśród powtarzających się tu co chwila pytań o tożsamość, przewija się myśl o tym, jak mało mamy wpływu na to jacy i kim będziemy. Czy pięcioletni chłopiec miał wpływ na to, co zrobił mu ojciec? No nie miał, a jednak to właśnie doświadczenie sformatowało go na resztę życia.
Czuję, że by w pełni docenić tę prozę, szczególnie bogaty język St Aubyna, powinnam przebrnąć przez to tomiszcze przynajmniej jeszcze dwa razy i to w oryginale. Obawiam się, że zdrowia mi nie starczy na taki eksperyment, ale pocieszam się, że i tak dużo wyciągnęłam z tych powieści i z serialu. Nie pamiętam bym gdzieś mogła ostatnio poznać taką galerię pełnokrwistych paskudnych oryginałów jak tu. Co ciekawe, zupełnie mi nie przeszkadzało, że mieli oni twarze serialowych bohaterów, których znakomicie obsadzono. Jeśli zatem dysponujecie kilkudziesięcioma wolnymi godzinami i mocnym żołądkiem, zachęcam do lektury.
Dzięki za ostrzeżenie :)
Zupełnie bez związku z tematem: przeczytałam właśnie „Gretel i ciemność” – książkę, którą dostałam od ciebie (wygrana, ze 3 lata temu?…) i jestem pod dużym wrażeniem, więc jeszcze raz dziękuję.
Od tygodnia już się zastanawiam, czy nabyć tę książkę. Serial uwielbiam i mam obawy czy się nie rozczaruję książką.
Na pewno warto sięgnąć po książkę, choć to zupełnie inne doświadczenie niż serial. Nie jest to lektura lekka i przyjemna, ale bardzo pouczająca. No i literacko to są prawdziwe wyżyny, pierwsza klasa i szczyt wyrafinowania, prawdziwie brytyjski klasyk :)
Serdeczne pozdrowienia dla fanki Benedicta Cumberbatcha :)