Do tej pory nie byłam fanką franczyzy Ocean’s (wiem, że jestem w mniejszości, ale zwyczajnie nie lubię pana Clooney’a), ale to się właśnie zmieniło wraz z pojawieniem się żeńskiej wersji fabuły o kolejnym skoku stulecia. Przy okazji muszę zaznaczyć, że nie rozumiem zupełnie oburzenia co niektórych widzów, którym nie podoba się „przymusowa feminizacja” serii, bo sorry, ale nie jest to żadne kultowe arcydzieło, którego filmowcy powinni się bać zmieniać, a po drugie, to wyszło moim zdaniem zdecydowanie na plus w stosunku do męskiej wersji. Nie wiem jak panom (bo może i są tacy, którzy nie lubią na ekranie oglądać pięknych, inteligentnych i utalentowanych kobiet :), ale większości widzek ta lekka komedia z pewnością przypadnie do gustu. Jeśli szukacie czegoś niezobowiązującego, relaksującego i bardzo miłego dla oka, a do tego interesujecie się światem mody, seans Ocean’s 8 będzie dla was idealnym początkiem wakacji.
Sekretny gang super dziewczyn
Po odsiedzeniu niemal sześciu lat za oszustwo, Debbie Ocean (Sandra Bullock), siostra niesławnego Danny’ego, wychodzi z więzienia i od razu wprowadza w życie plan spektakularnego skoku. Do współpracy angażuje swoją byłą partnerkę Lou (Cate Blanchett), wraz z którą kompletuje niesamowitą ekipę specjalistek w swoich dziedzinach. Co mogą zdziałać hakerka (Rihanna), jubilerka (Mindy Kaling), złodziejka na dużą skalę (Sarah Paulson) i na mniejszą, wymagającą sprawnych rąk (Awkwafina) oraz projektantka mody (Helena Bonham Carter)? Zapewne dużo dziwnych rzeczy, ale w tym przypadku chodzi o kradzież wartego 150 mln dolarów naszyjnika Cartiera, który nie opuszczał sejfu przez kilka minionych dekad. Bardzo ciekawe jest miejsce i czas, w jakim dziewczyny planują dokonać tego śmiałego skoku. Ma do niego dojść podczas dorocznej Met Gali, czyli najbardziej elitarnego eventu w USA. Co roku takie przyjęcie, odbywające się w nowojorskim muzeum, organizuje sama Anna Wintour, naczelna amerykańskiej edycji Vogue’a. Na tym targowisku próżności zbierają się celebryci z pierwszych stron gazet, w tym aktorzy, modelki i artyści. Każdy prezentuje co ma najlepszego, mniej więcej trzymając się zadanego przez gospodynię tematu. Tym razem tematem są klejnoty koronne arystokratów, zatem wiadomo, że złoto i diamenty będą oślepiać. Trzeba tylko nakłonić pewną kapryśną aktorkę, Daphne Kluger (Anne Hathaway), by zechciała łaskawie ubrać akurat ten naszyjnik, który Debbie i jej wspólniczki chcą ukraść. Drobnostka.
Kryminalistki w wersji glamour
Dostałam na tym seansie dokładnie to, czego oczekiwałam, czyli półtora godziny dobrej rozrywki i możliwość zapomnienia o całym chaosie życia toczącym się poza salą kinową. Podobały mi się błyskotliwe dialogi, ciekawa chemia między bohaterkami i pomysł na ogranie stereotypowych męskich ról fałszerzy, kieszonkowców czy włamywaczy. A że miało być kobieco, to było ultra kobieco, bo czy jest coś bardziej niewieściego niż Vogue i jego niepowtarzalna atmosfera, którą udało się kolejny raz (po Diabeł ubiera się u Prady) przenieść na ekran? Ten film w podobnym stopniu ogląda się dla wciągającej intrygi, bo plan Debbie rzeczywiście jest bardzo śmiały i pomysłowy, co dla warstwy wizualnej. Nasze bohaterki są fantastycznie ubrane, każda ma swój indywidualny styl i osobowość, co widać w każdej scenie. No i nie zapominajmy o tym, że dzięki sporej dawce autoironii, wiele sław gra tu samych siebie na gali Met, a to oznacza nieprawdopodobne wręcz zagęszczenie gwiazd. Z wdziękiem i poczuciem humoru we własnej osobie występują na przykład Anna Wintour czy Heidi Klum. No coś fantastycznego, jeśli kogoś obchodzą takie klimat.
Jeśli jednak kogoś nie obchodzą, to może warto przed seansem obejrzeć dokument o tym jak naczelna Vogue’a szykuje się do tego corocznego wydarzenia towarzyskiego. Film nazywa się The First Monday in May. Polecam.
Oczywiście najważniejszym powodem by pójść na film jest doborowa obsada. Tu każdy jest kimś, nie ma anonimowych twarzy, czy trzeciplanowych zapełniaczy. Zachwyca przede wszystkim pierwszy plan, czyli panie Blanchett i Bullock pokazujące w każdej scenie jak wielką maja klasę. Oczywiście, można się oburzać, że tak wielkie artystki marnują talent w wakacyjnym hicie komediowym, ale ja uważam, że nawet im wolno czasem się zabawić na planie czegoś lżejszego, a przy okazji zarobić okrągłą sumkę. Mnie osobiście przyjemnie się patrzyło na to, jak panie ogrywają własny wizerunek. Najlepsza jest w tym niezastąpiona i cudowna Helena Bonham Carter, wystrojona tak, jak tylko ona potrafi. No i Anne Hathaway w roli kapryśnej młodej aktoreczki, za którą przecież wciąż ją mają plotkarskie media, a tam przecież tyle głębi się kryje. Wszystkie artystki, włącznie z Rihanną, Sarą Paulson czy Mindy Kaling, łączy to, że w swoich dziedzinach, tak jak ich bohaterki, osiągnęły już tyle, że nie muszą nikomu nic udowadniać i teraz nikt im nie będzie mówił, czy wypada wystąpić w wakacyjnym hicie czy nie.
[…] ze zdrową żywnością, czyli jednym słowem cywilizacja), a raz byliśmy w kinie Vesmir na Ocean’s 8, którego w Polsce jeszcze nie puszczają. Mała rzecz, a […]
Faceci też mogą iść? Czy umrą z nudów ?
Myślę, że mogą iść spokojnie. Mojemu mężowi się podobało ;)
A ja się z kolei strasznie na filmie wynudziłem. Przez dwie godziny w tym filmie nic się nie dzieje, tylko gadajo gadajo gadajo. I jeszcze żebym którąś z bohaterek polubił… Niestety, nie :(. Zabrakło uroku częsci poprzednich.