Pomiń zawartość →

Tag: Lili Taylor

Aż do kości

Dobrze przyjęty na festiwalu w Sundance film Marti Noxon jest od piątku dostępny na Netfliksie. Zapowiedzi były na tyle zachęcające, że od razu, jak tylko się pojawił, usiadłam do oglądania, ale niestety, po dobrym początku, każda kolejna minuta okazywała się rozczarowaniem. Nie bez przyczyny wielu widzów wskazuje na podobieństwa Aż do kości z kontrowersyjnymi Trzynastoma powodami. Obie produkcje, patrząc obiektywnie, zamiast ostrzegać przed niebezpiecznymi dla młodych ludzi zachowaniami, mogę je wprost powodować, przed czym zresztą Netflix ostrzega na początku filmu. Mnie osobiście przeszkadzało bardziej coś innego (bo uważam, że nie tylko filmy, ale cała współczesna kultura odpowiedzialna jest za to, że nastolatkom, i nie tylko, nie chce się żyć i popełniają samobójstwa na różne sposoby), a mianowicie nuda, przewidywalność i banalność przekazu. Tak jak Trzynaście powodów przypominało wypracowanie na temat samobójstw wśród nastolatków, napisane po przeczytaniu jednego artykułu w niezbyt dobrej gazecie, tak Aż do kości także sprawia wrażenie solidnie odrobionego zadania domowego, zrobionego przez kogoś, kto zna ogólnodostępne fakty na temat zaburzeń odżywiania. Takie filmy to się robiło dwie dekady temu, gdy świat po raz pierwszy zaczął się bardziej interesować anoreksją i bulimią. Marti Noxon i Lily Collins opowiadają w wywiadach o własnych doświadczeniach z zaburzeniami odżywiania, ale jakoś w filmie nie wyczułam osobistej perspektywy.

2 komentarze

Almost Human

Niby to taki typowy serial kryminalny, a jednak bardzo przewrotnie pomyślany. Akcja Almost Human rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, oczywiście w USA (bo gdzieżby indziej). Dobra wiadomość jest taką, że ludzkość jest już bardzo, ale to bardzo zaawansowana technologicznie. Zła wiadomość to to, że jak cała ludzkość, to niestety przestępcy także. Mamy zatem bardzo pomysłowych i okrutnych złoczyńców oraz stadko dzielnych policjantów, którzy cyfrowymi-magicznymi drogami ścigają kryminalistów. Niby taka typowa zabawa w kotka i myszkę, w której kotek-glina zawsze wygrywa, ale za to ile świetnej zabawy z gadżetami.

Komentarz

Obecność

Naprawdę dawno już się tak nie wystraszyłam jak na Obecności (The Conjuring), ale to może dlatego, że mam słabe nerwy i z premedytacją unikam horrorów. Jak już mi się zdarzy jakiś obejrzeć, to opłacam to kilkoma nieprzespanymi nocami i nie inaczej było w tym przypadku. Mój poziom przerażenia był niebezpiecznie blisko tego, co czułam oglądając Widmo (Shutter), co chyba jest dobrą reakcją na film, który z założenia ma nas zdrowo przestraszyć (choć osobiście w długowłosych Azjatkach wegetujących na czyiś ramionach nie widzę ni zdrowego). Obecność wywołała u mnie ciarki i podwyższone ciśnienie tyle razy, że aż zaczęłam się zastanawiać jakim specjalistą od neuroprogramowania ludzi i badania ich atawistycznych instynktów trzeba być, by kręcić coś takiego. Głównie ,,czynnik zastrachania” i ilość nadnaturalnych stworzeń manifestujących swą obecność znienacka, zadecydowały o uznaniu, nie tylko przeze mnie, ale i przez widzów na całym świecie, Obecności za bardzo porządny (jeśli nie naprawdę dobry) horror, a wszyscy wiemy jak trudno o takie w dzisiejszych czasach.

Komentarz