Właśnie skończyłam seans trzeciego sezonu Black Mirror i jestem po prostu porażona jego rozmachem i wysokim poziomem. Moim zdaniem ta seria nie ma żadnych słabych momentów, a wszelkiego rodzaju dystopie dla nastolatków mogą się po prostu schować. Zamiast chodzić do kina na kolejne kiczowate wizje przyszłości, można przecież oglądać po odcinku tej produkcji i, choćbyśmy oglądali to wiele razy, nigdy nie poczujemy, że zmarnowaliśmy czas. Black Mirror to świeże, oryginalne, ale i odwołujące się do historii kultury, a także do tego, co dzieje się w naszym świecie już teraz, wizje niedalekiej przyszłości i tego, jaką rolę mogą w niej odegrać nowoczesne technologie. Odcinków w serii jest sześć, a każdy stanowi osobną całość. Można obejrzeć cała serię naraz jak ja (po raz kolejny dochodzę do wniosku, że warto jednak inwestować w Netflix), albo rozłożyć sobie przyjemność na wiele tygodni.
Zaglądamy do przyszłości przez lustro, ale z racji tego, że jest ono czarne, wizje są raczej pesymistyczne. Serię trzecią rozpoczyna odcinek pt. Nosedive, który jest prawdziwą pastelową estetyczną ucztą. To bardzo mocny początek, nadający ton całej serii. Lacie (Bryce Dallas Howard) jest ładną, młodą i samodzielną kobietą, która ma dobrą pracę i niemal satysfakcjonujący ją status społeczny. Żyje w świecie, gdzie praktycznie każdą interakcję (nawet taką z kelnerem czy z panią w windzie) można ocenić w pięciu gwiazdkach. Lacie ma ocenę 4.2, a do pełni szczęścia brakuje jej jeszcze kilku punktów. Od 4.5 zaczynają się prawdziwe profity i nie jest to tylko jej wymysł, czy fanaberia kilku panienek z Instagrama. Całe społeczeństwo jest tu sterroryzowane przymusem dbania o pozory, tak by nikt nie mógł ich negatywnie ocenić. Zresztą nie ma co się nad tym rozpisywać, gdyż podobnie jest już dziś, choć najwidoczniej nie osiągnęliśmy jeszcze maksimum absurdu. Jednym słowem Nosedive to odcinek pokazujący czym grozi życie na pokaz, sztuczne relacje i niewolnicze podporządkowywanie życia temu, co myślą o nas znajomi z sieci. Niebezpiecznym skutkiem ubocznym oglądania tego odcinka może być też to, że poczujecie, iż wasz profile w mediach społecznościowych wymagają poważnego dopracowania:)
Nosedive to mój ulubiony epizod trzeciej serii, ale pozostałe są równie dobre, jak nie obiektywnie lepsze. Playtest pokazuje czym grozi zanurzenie się w świecie gier komputerowych i rozwój związanych z nim technologii. Man Against Fire to dramat wojenny ukazujący sposób, w jaki wszczepiane w mózgi żołnierzy implanty mogą poprawić ich skuteczność i wpłynąć na losy całych narodów. Jest w tej antologii wizji z przyszłości także kameralny thriller psychologiczny, opowiadający o dziewiętnastolatku, szantażowanym przez anonimowych obserwatorów, którzy dzięki kamerce komputerowej mają na niego haka i teraz wymagają posłusznego wykonywania rozkazów (brzmi bardzo znajomo). To co dzieje się w finale, jak to jest zagrane, skłania mnie do myśli, że grający głównego bohatera, niepozornego i nijakiego Kenny’ego Alex Lawther, może być największą aktorską gwiazdą swojego pokolenia. Zresztą, kto w tym serialu nie jest gwiazdą? Szczerze, to tu nie ma słabych aktorów, nie ma słabych dialogów, nie ma przypadkowych ujęć. Wszystko jest zapięte na ostatni guzik, dopracowane z maniakalną precyzją i ciężkie od znaczeń.
Koniecznie muszę napisać także o tym, że nie wszystko w tej serii Czarnego lustra jest tak jednoznacznie pesymistyczne. Jest na przykład epizod, który spokojnie można nazwać love story, który mnie osobiście przyprawił o serię prawdziwych wzruszeń. Z początku widzimy, że Mackenzie Davis (Halt and Catch Fire) znów się przeniosła do lat 80-tych i spoko, bo jej pasują. Potem człowiek zaczyna się zastanawiać skąd to się wzięło w serii o przyszłości, a potem jest już czyste science fiction.
Na koniec trzeciego sezonu dostajemy wielkie bum, które musiało kosztować zapewne tyle, co porządny kinowy hit. Oto Kelly McDonald (Zakazane imperium) wciela się w rolę policjantki próbującej wyjaśnić sprawę morderstwa najbardziej znienawidzonej przez Brytyjczyków dziennikarki. Gdy ginie kolejny ulubieniec hejterów i okazuje się, że w sprawę są zamieszane mechaniczne pszczoły (prawdziwe wyginęły, jak można się było tego spodziewać), sprawa zyskuje znacznie szerszy kontekst. Nieograniczona inwigilacja, pytania o reakcje na internetowy hejt i o granice ponoszenia konsekwencji za swoje działania – są tu wszystkie ważne kwestie związane z nowoczesnością, z którymi borykamy się już dzisiaj.
Podsumowując, kolejny raz dostaliśmy zbiór niesamowitych, a jednak prawdopodobnych opowieści o tym, co ludzie mogą robić sobie i innym za pomocą technologii. Niestety, tylko w jednym przypadku nie jest to wizja pełna grozy i beznadziei.
Komentarze