Pomiń zawartość →

House of Cards – Jaki był czwarty sezon (same spoilery)

Po dłużącym się, nudnawym i męczącym (choć nadal lepszym niż większość innych produkcji) trzecim sezonie, nieco opadł nam entuzjazm. Na szczęście sezon czwarty to powrót Domku z kart z mocą i przytupem. Dostajemy dokładnie to, za co tak kochamy Franka i Claire i dużo, dużo więcej. Wreszcie mamy możliwość poznania bliżej pierwszej damy, jej rodzinnych relacji i najbardziej skrywanych myśli, a także niemal dosłownie wchodzimy do głowy prezydenta, gdy ten ma halucynacje podczas ciężkiej walki o życie. Do tego mamy powrót do makbetowskich korzeni (niektóre sceny, choć bardzo estetyczne, wręcz ociekają przemocą) i mnóstwo kobiecych wątków. To już jest historia ponad polityką, ponad małżeństwem i ponad walką o władzę. W ogóle w czwartym sezonie wszystko jest BEYOND.

Zaczynamy mocno, od sceny, którą wielu widzów od razu chciałoby odzobaczyć, czyli od Lucasa Goodwina werbalnie wspomagającego dogadzającego sobie na pryczy współwięźnia (nie macie pojęcia jak długo myślałam jak taktownie opisać tę scenę). Część z nas zapewne myślała sobie patrząc na to, że to obrzydliwe, a część, że jednak lata na uniwersytecie i dziennikarska robota na coś się Lucasowi przydały. Naszemu nieszczęsnemu pismakowi udaje się wydostać z więzienia dzięki współpracy z wymiarem sprawiedliwości, co ma daleko idące konsekwencje. Nim jednak Lucas zastrzeli Meechuma (wielka szkoda, bo sympatyczny był z niego chłopak), przyjrzymy się bliżej małżeństwu Underwoodów. Frank i Claire podejmują walkę tam gdzie ją skończyli w poprzednim sezonie. Pierwsza dama czmychnęła, jak się okazuje do rodzinnego domu w Texasie, a połowa tego sezonu poświęcona będzie na pokazanie starań Franka o jej powrót. Wreszcie nasi bohaterowie się jednoczą i to na jej nie jego warunkach, ale chyba nikt od początku nie miał wątpliwości, że Lady Makbet potrafi postawić na swoim. Druga część sezonu to wspólne staranie się o nominację dla Claire na kandydata demokratów na wiceprezydenta, co trzeba przeprowadzić tak, by wyglądało, że to naród ją prosi, a nie, że ona bardzo chce. No i to tyle, jeśli chodzi o fabułę, ale chyba niepotrzebnie to piszę, bo skoro to czytacie, to już widzieliście. Nie wyobrażam sobie by ktoś chciał się dobrowolnie pozbawić tylu szokujących niespodzianek. A jakie były największe?

Screen-Shot-2015-12-16-at-17.17.40

Dla mnie osobiście nie było to postrzelenie prezydenta przez rozwścieczonego i załamanego Lucasa, który stracił ukochaną i kilka klepek po drodze, ale to, że Claire znowu okazała się wyrachowaną i stalowo zimną okrutnicą. W trzecim sezonie rozmiękła bardzo, stała się sentymentalna i niezdecydowana, a w tym mamy powrót takiej Claire, jaką poznaliśmy w pierwszych odcinkach. By jej polityczny duet z mężem umocnił swoją pozycję, jest gotowa na absolutnie wszystko i jeszcze trochę więcej, co sama bardzo dobitnie podkreśla. Gdy mąż praktycznie umiera w szpitalu, ta lata po świecie i negocjuje z serialowym odpowiednikiem Putina. Gdy mamusia choruje na raka, dokonuje eutanazji, bo to pomorze w jej kampanii. Negocjacje z muzułmańskim terrorystą, podpuszczanie konkurentów politycznych i niezliczone pokazy siły, które są jednocześnie taktowne i potworne. Nikt tak jak pani Underwood nie potrafi spokojnym i uprzejmym głosem grozić wrogowi. Jak nic, nasza bohaterka jest tu w szczytowej formie. Naprawdę podobało mi się to, że otaczają ją w tym roku inne silne kobiety. Matka, doradczyni wizerunkowa grana przez Neve Campbell czy Catherine Durant. Ani razu panie nie podnoszą tu głosu, a jednak są dla siebie okrutniejsze niż mężczyźni, bo ewidentnie lepiej rozwinęły niezbędne do przeżycia i wygrania instynkty.

Drugą fantastyczną niespodzianką był dla mnie Joel Kinnaman w roli rywala Franka. Startujący w wyborach prezydenckich Will Conway ma to wszystko, czego nie ma Underwood: jest wysoki, przystojny i budzi zaufanie swoją chłopięcą twarzą, do tego ma uroczą żonę i dwójkę idealnych dzieci, o czym ciągle przypomina wrzucając do Internetu filmiki z życia rodzinnego. Conway jest też inteligentny i cyniczny, podobnie jak pani Conway, i także nie boi się pobrudzić sobie rąk. Z wielką przyjemnością patrzy się na to, jak raz za razem próbuje ograć Franka, co nieco przypomina zabawę energicznego szczeniaka ze starym doświadczonym brytanem.

Ostatnią wielką niespodzianką i chyba najlepszą (poza finałowym zbliżeniem w ostatnim odcinku) sceną, jest konfrontacja Franka ze stawiającą coraz większy opór Catherine Durant. Kevin Spacey daje niesamowity popis swoich aktorskich umiejętności, godny najlepszych teatralnych scen. Z jednej strony wyznaje całą zbrodniczą prawdę o sobie, a z drugiej obraca wszystko w żart. Grozi koleżance śmiercią, ale z zawadiackim uśmieszkiem, by nie była do końca pewna, czy on tak na poważnie (widzowie nie mają co do tego wątpliwości). Mogłabym tę scenę oglądać bez przerwy.

W ogóle czwarty sezon pełen jest takich perełek. Oprócz gróźb Franka, przemówiło do mnie bardzo zestawienie dwóch stron Claire. Jej nieposzlakowany do tej pory wizerunek ma kilka rys, widzimy ją płaczącą przy matce czy bezbronną w ramionach nowego kochanka. Wreszcie dostajemy też sygnał, że ta posągowa piękność przechadzająca się z gracją łani lub charta po korytarzach Białego Domu i to zawsze w szpilkach i gustownym wdzianku (bez względu na porę dnia czy okoliczności pierwsza dama jest stylowa do granic możliwości, beyond po prostu) też jest istotą cielesną, która musi czasem zakleić odcisk na stopie. Niby błahostka, a ile mówi o tej postaci. No i gdy już zaczynamy ją lubić, nadchodzi scena, w której chce wyjść beyond chaos i zaszczepia w głowie prezydenta ideę wojny, a potem spokojnie patrzy na egzekucję przeprowadzaną przez islamskich terrorystów i nawet jej powieka nie drgnie. Tak, po ostatnim odcinku wiemy już na pewno, że takich socjopatów telewizja jeszcze nie widziała, a kto dał się nabrać na słabą, ludzką twarz Claire ten trąba.

Takie emocje i nagle koniec. Jak poradzić sobie z tym oczekiwaniem na kolejny sezon? Jak wrócić do szarych rzeczywistości i zwykłych seriali, które nie dorównują HoC? Czy tylko ja mam z tym problem?

Opublikowano w Seriale

2 komentarze

  1. Ja Ja

    Beyond beyond beyond- nie za duzo tego? Wkurzalo mnie to czytajac Pani opinie o serialu.

  2. ola ola

    Miało być za dużo:) Zależało mi na podkreśleniu wagi tego słowa, które oddaje wszystko, co dzieje się w tym sezonie. Nie zamierzałam wywoływać ,,wkurzenia”, liczyłam co najwyżej na lekkie rozbawienie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *