Dawno podczas czytania nie miałam tak silnego wrażenia, że ktoś napisał książkę dokładnie pod mój gust. To niesamowite jak od razu zżyłam się z główną bohaterką i jak bardzo wczułam się w klimat tej porywającej opowieści. Takie thrillery właśnie lubię, a nie żadne tam nudne i rozciągnięte do granic możliwości kryminały skandynawskie. W Mrocznym zakątku nie ma ani jednego niepotrzebnego słowa, są za to fantastycznie skonstruowane postaci i do końca trzymająca w napięciu akcja. To naprawdę dziwne, ale byłam ciekawa końca pomimo tego, że wcześniej obejrzałam film. Choć w warstwie fabularnej film i powieść pozornie niewiele się różnią, to jednak reprezentują dwie zupełnie inne jakości.
Libby mały zgredek
Pierwszy szok to to jak wygląda Libby, drugi jaka w ogóle jest. Książkowa Libby Day niczym nie przypomina grającej ją w filmie, posągowo pięknej Charlize Theron. Kobieta jest bardzo niskiego wzrostu, ma płomiennie rude włosy, wychudzone ciałko, a do tego karykaturalnie wielki biust. Gdyby nie ten ostatni szczegół, ta trzydziestojednoletnia kobieta wyglądałaby zupełnie jak mała dziewczynka, jaką była gdy pewne tragiczne wydarzenia zatrzymały ją na zawsze w rozwoju fizycznym i emocjonalnym. Ważnym szczegółem są także trzy brakujące palce u nogi i obcięty koniuszek serdecznego palca u dłoni, przypominające jej co dzień o tragedii jaką przeżyła w dzieciństwie.
Dwadzieścia pięć lat temu mała Libby była świadkiem zabójstwa swej matki Patty i dwóch starszych sióstr. Patty została postrzelona i pokaleczona siekierą, którą śmiertelnie zraniono także jedną z jej córek, Debbie. Druga z sióstr została uduszona we własnym łóżku. Winą za wszystkie trzy morderstwa obarczono brata Libby Bena, który w owym feralnym roku miał zaledwie piętnaście lat, a obecnie spędził w więzieniu już ćwierć wieku. To jednak może się szybko zmienić.
Szczęśliwie, w chwili gdy bezrobotnej i pogrążonej w ciężkiej depresji Libby kończą się pieniądze na życie, zgłasza się do niej dość specyficzny młodzieniec. Lyle należy do Klubu Zbrodni, który pragnie zapłacić Libby za pomoc w rozwiązaniu zagadki wymordowania jej najbliższych. Członkowie klubu (prawdę mówiąc w większości to członkinie, psychofanki Ben) nie wieżą w winę nastolatka, mają za to wiele teorii i poświadczających je dowodów na to, że kto inny zabił Day’ówny. Po wielu wahaniach nasza depresyjna bohaterka zgadza się na współpracę, inkasuje pierwsze sumy i rusza w trasę.
Od spotkania do spotkania
Najbardziej chyba podoba mi się w tej książce to, że wraz z naszą bohaterką podróżujemy zarówno w głąb jej skomplikowanej przeszłości, jak i zwyczajnie w przestrzeni. Z pierwszym rodzajem podróżowania, do początku roku 1985 wiążą się dokładne, bardzo realistyczne opisy dzisiejszego stanu ducha Libby, ale także równolegle prowadzona narracja, której głównymi bohaterami są na zmianę Ben i matka całej czwórki Day’ów, Patty. Te fragmenty są tak sugestywne, że możemy niemal fizycznie poczuć, jak to jest być sfrustrowanym, nabuzowanym hormonami nastolatkiem z biednej amerykańskiej rodziny. Z drugiej strony równie mocno wczuwamy się w bycie samotną matką gromadki maluchów, dla której każdy dzień jest prawdziwą walką o przetrwanie. Patty i Ben już po kilku stronach wyrastają poza ramy zwykłych postaci literackich. Opisywani z dziwnym pomieszaniem czułości i bezwzględnej szczerości, do końca są tak samo prawdopodobnymi kandydatami na morderców jak na przykład dziewczyna Bena, jej rozwścieczony nieobecny ojciec czy wierzyciel Len. To naprawdę dziwne i zupełnie dla mnie nowe przeżycie, tak się zżyć z postacią na skraju załamania, która może w każdej chwili chwycić za siekierę.
Takich to mamy towarzyszy w podróży do przeszłości, ale w teraźniejszości Libby także ma wielu kompanów. Oprócz doradzającego jej co jakiś czas Lyle’a, kobieta spotyka wiele osób bezpośrednio lub pośrednio związanymi z masakrą swoich bliskich. Z każdym wyjazdem na poszukiwania, z każdym drobnym śledztwem czy wywiadem, nasza detektyw jest coraz bliżej prawdy, choć trafia także na wyjątkowo wiele ślepych zaułków. Jedno jest pewne, tego co jest na końcu kłębka sekretów i zbrodni nikt nie mógł się spodziewać.
Kryminalny super talent
Gillian Flynn ma umiejętność ożywiania napisanych przez siebie postaci i to tak wielką, że w przypadku rodziny Day’ów wydawali mi się oni niemal tak realni jak moja własna rodzina. W dodatku, dzięki plastycznemu językowi i pracowicie odwzorowanemu wszechświatowi amerykańskich realiów, tematyka powieści wykracza znacznie poza zbrodnię i karę. Jeśli tak jak ja uwielbiacie lekko depresyjne opowieści o amerykańskiej prowincji, będziecie zachwyceni tą lekturą.
Szczególnym jednak talentem wykazała się Flynn konstruując swoje postaci kobiece. Libby jest wspaniale zgorzkniała, ekscentryczna, inteligentna i zupełnie nieprzysiadalna. W dodatku ma dobry powód do bycia taką właśnie i nie zamierza się zachowywać inaczej niż ma ochotę by sprawić komuś przyjemność. Od pierwszych słów na jej temat znalazłam w Libby bratnią duszę. Jeśli jednak będzie was kusiło by odłożyć książkę bo Libby jest zbyt antypatyczna jak na wasz gust, poczekajcie aż pojawi się prawdziwy czarny charakter, czyli Diondra, dziewczyna Bena. Ta nastolatka to chodząca patologia i zepsucie, ale opisana z takim talentem, że nie sposób się od niej uwolnić nawet po skończeniu lektury. Naprawdę trzeba mieć bardzo wyostrzony zmysł obserwatorski, a do tego znać takie nastolatki, by stworzyć opis tak sugestywny i mocny.
Do tego wszystkiego, w charakterze smakowitych dodatków czy też kryminalnej wisienki na torcie, dostajemy jeszcze satanistów, dilerów narkotykowych, nałogowców, niewypłacalnego alimenciarza, gromadkę małych intrygantek i zagorzałego zwolennika wspomaganego samobójstwa. Jest mrocznie, soczyście i wciągająco. Już nie mogę się doczekać lektury Ostrych przedmiotów.
Komentarze