Jak zapewne pamiętacie, Gone Girl bardzo mi się podobała, zatem idąc za cisem, zasiadłam radośnie do Mrocznego zakątka. Nie jest już tak dynamicznie czy elektryzująco, film jest (jak tytuł) mroczny, duszny i niepokojący, ale pod wieloma względami znacznie lepszy, w moim subiektywnym odczuciu, od produkcji z Affleckiem w roli głównej. Pod względem aktorskim, są to absolutne wyżyny, na które z pozorną łatwością wzbijają się Charlize Theron i Christina Hendricks. I naprawdę nic nie szkodzi (przynajmniej tak sobie powtarzam), że to kolejne dzieło filmowe skażone i zbrukane przez obecność na ekranie Chloë Grace Moretz. Jestem naprawdę wdzięczna autorce bloga Kulturalnie Po Godzinach, na zwrócenie mojej uwagi na twórczość Gillian Flynn. Zainspirowana najpierw obejrzałam adaptacje, ale już dziś (jak tylko uporam się z cegłą Donny Tartt) rozpocznę lekturę Mrocznego zakątka. Jestem pewna, że ta historia ma jeszcze dla mnie wiele atrakcji.
Komentarz