Pomiń zawartość →

Marek Bukowski, Maciej Dancewicz, Najdłuższa noc

Powieść ta reklamowana jest przede wszystkim jako źródło inspiracji dla mającego wczoraj premierę w TVN serialu Belle Epoque, ale warta jest Waszej czytelniczej uwagi także ze względu na swoje własne, osobne od produkcji telewizyjnej walory. Oglądając tylko serial, na pewno zauważycie inspiracje kostiumowymi kryminałami rodem z Wielkiej Brytanii i USA. Takie widowiska jak Ripper Street, Peaky Blinders, a ostatnio Taboo, to wzorce tego jak powinno się pokazywać w nowoczesnej odsłonie mroczne opowieści z przeszłości i z pewnością twórcy Belle Epoque właśnie na nich się wzorowali. Za to powieść panów Bukowskiego i Dancewicza przywodzi na myśl najlepiej napisane retro kryminały, w których to Polacy są od dekad prawdziwymi mistrzami. Choć akcja powieści toczy się w Krakowie, nie można podczas lektury nie pomyśleć o Wrocławiu z kart powieści Marka Krajewskiego, czy choćby o Lublinie Marcina Wrońskiego.

Zło mroczne jak krakowski smog

Akcja rozpoczyna się w połowie grudnia 1904 roku, kiedy to miejski latarnik ma nad ranem niecodzienne spotkanie. Pod jedną z latarni, na ławce, siedzi nieruchoma kobieta, która przy bliższym poznaniu okazuje się zwłokami z wyłupionymi oczami. Krakowska policja jest zszokowana, podobnie jak wszyscy zacni mieszczanie, nieświadomi tego, że czeka ich niedługo jeszcze wiele podobnie makabrycznych widowisk. Podczas gdy pocieszny, ale nie grzeszący rozumem austriacki komisarz Jelinek ściga cienie i mary, na światło dzienne wypływają kolejne zbrodnie. Oprawca wybiera na ofiary kobiety w różnym wieku, których ciała poddaje wymyślnym torturom i okalecza z niebywałą pomysłowością. Ale jaka jest metoda w tym szaleństwie?

Na szczęście nie każdy pracujący dla krakowskiej policji jest takim ograniczonym umysłem jak komisarz Jelinek. Kierujący śledztwem sędzia, a przede wszystkim pracujący w nowo powstałym laboratorium kryminalistycznym Henryk Skarżyński (któremu pomaga bystra i ładna siostra Weronika) ma otwarty umysł i liczne naukowe metody, pozwalające na trafną analizę dowodów rzeczowych, a nawet na bardzo nowoczesne, jak na ówczesne standardy autopsje całych zwłok lub tylko ich części. Seryjny zabójca szaleje tak, że w połowie powieści to już mamy dosłownie rękę, nogę, mózg na ścianie, ale Skarżyńscy nie dają się zbić z tropu. O ich bardzo naukowych, logicznych i skrupulatnych posunięciach czyta się z prawdziwą przyjemnością.

Nie oni jednak są głównymi bohaterami tego kryminału, ale ktoś, komu droga do Krakowa zajmuje bardzo dużo czasu. Jan Edigey-Korycki to młody człowiek skazany na poniewierkę po całym świecie. Przemierza morza i oceany jako prosty marynarz, próbując zapomnieć o miłosnej aferze zakończonej zgonem, która wypędziła go z rodzinnego Krakowa. Od wielu lat nasz młodzian żegluje zwiedzając najbardziej egzotyczne krainy, lecz przeszłość w końcu go dopada wraz z telegramem zawiadamiającym o śmierci matki. Jak nic trzeba pakować manatki, pożegnać piękny Madagaskar i wracać czym prędzej do domu. Dzięki temu wątkowi dowiadujemy się bardzo wiele o warunkach w jakich się podróżowało na początku XX wieku, a szczególnie o tym, jak wyglądały pociągi i dworce kolejowe.

Gdy Jan dociera wreszcie do Krakowa, zupełnie wbrew własnej woli trafia w samo oko cyklonu. Nim się zorientuje, już wciąga go śledztwo zajmujące całe miasto. W międzyczasie, niczym prawdziwy dobry szeryf, wymierza kary cielesne złoczyńcom, stając w obronie biednych i pokrzywdzonych. Jednym słowem klasyka, która przecież nigdy się nie nudzi.

Bardzo udany miks

Główną zaletą tego kryminału jest dla mnie to, że autorzy nie przeszarżowali. Nie jest to pastisz ani parodia, co się bardzo chwali, zwłaszcza w kontekście lektury ostatnich dzieł Marka Krajewskiego. Może jestem uprzedzona, ale naprawdę doceniam to, że ego autorów nie przysłania tu najważniejszej sprawy, czyli samej fabuły, a ta jest bardzo atrakcyjna. Każdy rozdział, oprócz wartkiej akcji, przynosi także bezcenną wiedzę na temat tego, jak wyglądała opisywana Belle Epoque. Sam główny bohater, czyli Jan Edigey-Krynicki jest tego najlepszym przykładem. Jest po części romantykiem, po części dekadentem, brzydzi go krakowskie kołtuństwo, ale pociągają pojedynki i wszelkiego rodzaju awantury, gdyż nie ma już absolutnie nic do stracenia. Część powieści poświęcona jego morskim podróżom silnie nawiązuje do zainteresowań epoki dalekimi krainami, a on sam staje się w oczach czytelnika trochę takim Lordem Jimem. O tym, że autorzy dobrze odrobili zadanie domowe świadczyć może znakomicie uchwycony koloryt lokalny Krakowa i całej Galicji. Miasto, znane ze swego konserwatywnego charakteru, rozplotokowane, pełne uprzedzeń i zabobonów, to miejsce pełne sprzeczności i zupełnie wyjątkowe. To, że w tym świętoszkowatym klimacie rodzi się tak przebrzydła zbrodnia, jest niemal paradoksem. Wszak to miejsce, w którym wszystko gorszy, nawet kobieta na rowerze.

,,Ówczesne panie z Krakowa (i nie tylko zresztą z Krakowa) uważały, że konstrukcja roweru – a zwłaszcza siodełko – może nawet ,,uczciwą” kobietę doprowadzić do moralnego upadku”.

Warte podkreślania wydaje mi się także to, że znakomicie uchwycono grozę, którą zbrodnia budzi w sercach krakusów. W tych fragmentach ma się wrażenie, czy czyta się coś znacznie lepszego niż dobrą powieść rozrywkową. Czytając, zwróćcie uwagę na te fragmenty, bo to tutaj dzieje się najwięcej, nie wtedy, gdy poznajemy prawdziwe, ludzkie oblicze zła, czyli sprawcę morderstw.

,,-Nie wymawiaj z ironią imienia Złego – powiedział stanowczo ojciec Antoni głosem, którego siła zachwiała płomieniem świecy, tak że omal nie zgasł. – Dla ciebie może on być tylko hipostazą ludzkiego zła, ale jest to byt jak najbardziej realny”.

Na koniec przyznam się, że jednym z wielu powodów, dla których chyba jednak uzupełnię lekturę o serial telewizyjny, jest chęć zobaczenia tych wszystkich cudów na ekranie. Najdłuższa noc to, oprócz mrocznego kryminału, powieść oddająca hołd miastu z tamtej epoki. Kraków jest tu co prawda duszny, mroczny i konserwatywny jak cała Galicja, ale przy tym także nastrojowy i piękny. Młoda ruda dziewczyna wyglądająca z okna sypialni na wieczorne planty, patrząca na otulone słomą chochoły róż, to bardzo ładne odniesienie do Wyspiańskiego, a podobnych znajdziecie na kartach tej książki jeszcze wiele. Aż żal by było nie przenieść na ekran tych wszystkich pięknych strojów i secesyjnych zdobień, dla których z ochotą zasiądę przed ekranem.

Opublikowano w Książki

2 komentarze

  1. Gandalf Gandalf

    Belle époque, urok Krakowa, brutalne zbrodnie, wyraziste postaci i wciągająca narracja. Przepis na książkę doskonałą nawet, jeśli jest mieszanką kilku gatunków literackich. Ważne, że to mieszanka wybuchowa! :) Świetna recenzja! :)

  2. Ola Ola

    Dziękuję za komentarz :) Rzeczywiście wybuchów fabularnych jest w tej powieści sporo. Choć z serialem nie zaprzyjaźnię się chyba na dłużej, to jednak kolejną część powieści chętnie bym przeczytała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *