Zaczęła się pora mroku i deszczu, a wraz z nią moja silna potrzeba oglądania brytyjskich filmów i seriali, zwłaszcza kostiumowych. Skąd mi się to bierze? Zapewne z prostego skojarzenia, że jak u nas pada, to u nich też. W końcu Anglicy mają równie pochmurny klimat co my. Do tego dochodzi potrzeba przytulności związana z pociesznymi historycznymi kostiumami oraz z iskrzącymi się w każdym kącie kominkami. Dlatego właśnie ostatnio tak dużo piszę o brytyjskich serialach. Dzisiaj z tej serii coś naprawdę szczególnego. Mój osobisty wieloletni już faworyt, czyli Lost in Austen.
Jeżeli po przeczytaniu ostatniej strony powieści masz ochotę zacząć od nowa bo tak ci było przyjemnie lub jeżeli zdarzyło ci się zastanawiać co w swoim świecie porabiają literaccy bohaterowie (mimo, że nie istnieją), to z pewnością pokochasz brytyjską mini serię Lost in Austen. Produkcja (dość starszawa, ma już 5 lat) może się nie podobać jedynie konserwatywnym fanom twórczości Jane Austen (i to tylko tym bez poczucia humoru, ironii czy inteligencji) ponieważ podobne zabiegi, do jakich doszło w tym przypadku, uważają oni za bezczelna profanację dzieła ich ukochanej autorki. Nimi się jednak nie trzeba przejmować. Ważne, że jeżeli lubisz grę z konwencją, romantyczne historie i kojarzysz mniej więcej o co chodzi w Dumie i uprzedzeniu, będziesz zachwycony Lost in Austen. Ten serial robi dla twórczości Jane Austen to samo, co Porwanie Jane E. Jaspera Fforde dla twórczości sióstr Brontë.
Wprowadzenie jest dość typowe. Mamy współczesną dziewczynę z Londynu, której życie znacznie odbiega od marzeń i oczekiwań. Romantyczna Amanda Price (Jemima Rooper) ucieka więc od rzeczywistości pogrążając się w ulubionej lekturze, czyli w Dumie i uprzedzeniu. Nie ma w tym jeszcze nic dziwnego. Wszak miliony dziewczyn na świecie kochają tę powieść, która jest po prostu kwintesencją romantyzmu. Jenak to tylko Amandzie marzenia się dosłownie zmaterializowały i to w łazience. Pewnego wieczoru bowiem w jej wannie pojawia się sama Elisabeth Bennet (Gemma Arterton) i oświadcza, że nie wróci do siebie (czyli do zmyślonego świata powieści). Nie mija chwila, a już Amanda dostaje się do XIX-wiecznego Hertfortshire i zostaje tam uwięziona. Znajduje się oczywiście dopiero na początku opowieści, ale i tak od pierwszych chwil udaje jej się pomieszać wątki i skomplikować całą fabułę, która przecież choćby z grubsza powinna się potoczyć tak, jak to Jane Austen zaplanowała. Niestety nic z tego.
Moim zdaniem Lost in Austen to uroczy prezent dla wielbicieli angielskiej klasyki. Szczególnie podoba mi się pomysł, by postaci okazywały się czymś więcej niż tylko tworami z liter i papieru, i by miały cechy i perypetie, o których nie wiedziała nawet osoba która je stworzyła. To genialne! Podoba mi się także to, że można przy okazji dowiedzieć się paru szczegółów na tema życia codziennego w dawnych czasach, czego nie doświadczymy za pośrednictwem tradycyjnych ekranizacji (na przykład jak wyczyścić zęby przy użyciu kredy i chrustu). No i oczywiście świetne jest podkręcenie wszystkich negatywnych cech postaci, które już w samej powieści były irytujące lub odpychające (,,repulsywny” to ważne słowo w tym serialu). Głupia gęś pani Bennet pozwala sobie na więcej gdy nikt nie notuje, Caroline Bingley ma nietypowe jak na tamte czasy upodobania seksualne, a pan Collins to po prostu arcydzieło w zakresie ukazania obleśności na ekranie (powinien dostać jakąś szczególną nagrodę za sam wstrętny gest wąchania palców).
Najmniej ciekawa w tym wszystkim jest niestety główna bohaterka. Uważam, że to wina grającej Amandę Gemimy Rooper, która jest zupełnie pozbawiona nie tylko urody, ale i wszelkiego uroku, choć nie można jej odmówić poczucia humoru i odwagi (jak ona się fantastycznie garbi przy Collinsie!). Za to sam pan Darcy jest przewspaniały. Osobiście uważam, że Elliot Cowan w roli Darcy’ego wypadł lepiej niż sam Colin Firth, zwłaszcza w scenie z mokrą koszulą. Serialowy Darcy jest uroczo mrukliwy, poważny, wzruszająco prawdomówny i szczery, a do tego tak przystojny jak tylko bohater filmu kostiumowego potrafi być.
Błyskotliwe i zabawne dialogi, przerysowane postaci i nietypowe połączenie przeszłości i współczesności oraz fikcji i realności, sprawiają, że chcę oglądać Lost in Austen na nowo co kilka miesięcy. Za każdym razem także myślę sobie, że spełnieniem moich wszystkich filmowych oczekiwań byłoby, gdyby ktoś zrobił to samo z Wichrowymi Wzgórzami (zamiast na przykład tej dziwnej wersji, w której Heathcliff jest czarny). Takie Lost in Brontë oglądałabym bez końca.
Austenowe szaleństwo ma się bardzo dobrze, o czym świadczy to http://www.youtube.com/watch?v=KbHr8YyjSlg
i to: http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,56480,14443502,200_lat_z_Jane_Austen___Duma_i_uprzedzenie___Reaktywacja.html
Przesyt (tak, tak…) nadciąga!
[…] o poznaniu własnego pana Darcy’ego. No ile można popsuć w takiej fabule?Zapowiadało się Lost in Austen z przytupem, bo oto Jane ma niepowtarzalną szansę spędzenia wakacji w świecie Jane Austen, […]