Ta książka była jednym z prezentów urodzinowych od mojego kochanego męża, a o jej wyjątkowości może świadczyć fakt, że (i to mimo opinii dziewczyńskiej powieści) to on pierwszy się do niej dobrał i przeczytał wyjątkowo szybko. Ja na tę przyjemność pozwoliłam sobie dopiero teraz i zapewniam, że warto poświęcić na Zdobywam zamek te dwa lub trzy wieczory. Jak już zaczniecie, nie będziecie chcieli przestać; powieść Dodie Smith wciągnie was do swojego świata i już nie wypuści. Pamiętajcie jednak, żeby nie trzymać tej frajdy tylko dla siebie. Jest to wręcz idealny prezent (na przykład świąteczny, jeśli jeszcze nic nie macie) dla córki, siostry, mamy czy koleżanki, choć zapewne także dla wielu czytelników płci męskiej.
Zdobywam zamek to z rozmysłem skomponowane i zdumiewająco lekkie połączenie motywów z twórczości sióstr Brontë i Jane Austen, reklamowane także jako nawiązanie do Błękitnego zamku Lucy Maud Montgomery. Zapaleni bibliofile znajdą tu również odnośniki do wielu innych wielkich dzieł, jakie wydała literatura angielska w XIX wielu, wiele z nich zresztą jest tu wprost cytowana i podejrzewam, że dla wyjątkowo młodych czytelniczek może stać się ta powieść dopiero początkiem i mapą podróży po świecie bardzo romantycznej literatury. Akcja powieści rozgrywa się na angielskiej wsi w latach 30-tych minionego wieku. Jej główna bohaterka, Cassandra, mieszka wraz z rodziną w dość specyficznym miejscu. Jej ojciec, dawniej znakomity pisarz, wynajął dla całej rodziny ogromne i bardzo stare zamczysko (są nawet średniowieczne mury, ruiny i wieża), w którym Mortmainowie pozostali pomimo dokuczającej im z czasem ogromnej biedy. Nastoletnia Cassandra, jej siostra Rose, brat Thomas oraz ich młoda macocha Topaz, niemal umierają z głodu czekając aż głowa rodziny weźmie się znów do pisania, ale niestety, tatuś ma blokadę twórczą i jakoś nie garnie się do roboty. Wyjście z dramatycznej sytuacji Cassandra widzi już tylko w udanym zamążpójściu pięknej Rose i akurat nadarza się ku temu okazja, ponieważ w okolicy pojawiają się dwaj przystojni, a co ważniejsze bardzo zamożni, bracia Simon i Neil Cottonowie. No i zaczyna się cyrk.
Opis może i brzmi bardzo typowo i możecie pomyśleć, że to kolejne tanie romansidło dla nastolatek, ale zapewniam, że tak nie jest. Jeżeli kochacie Dumę i uprzedzenie, to z pewnością pokochacie i tę, prowadzoną w formie pamiętnika opowieść. Główna bohaterka i jednocześnie narratorka ma co prawda te siedemnaście czy osiemnaście lat (jej ojciec nie wydawał się pewny co do wieku), ale może się poszczycić sporą inteligencją, dystansem i ironią w tworzeniu rodzinnych opowieści. Ta lektura to prawdziwa lekkostrawna uczta dla umysłu. Można się przy tym wzruszyć, pośmiać, a nawet przenieść w odległą przeszłość (ja osobiście czytając Zdobywam zamek czułam się jakbym miała 15 lat mniej). Jest to także wyjątkowo prawdziwe studium twórczego umysłu. Narratorka wnikliwie obserwuje zarówno swoje pierwsze próby pisarskie (czyli właśnie dziennik, który czytamy), jak również wszystko to, co wiąże się z pisarstwem jej ojca. Opisy są tak realistyczne, a przy tym ciepłe i wzruszające, że czytelnik całym sercem kibicuje obojgu Mortmainom w ich zmaganiach z oporną materią słowa.
Od pierwszych stron zapałałam ogromną sympatią do głównej bohaterki, ale oprócz niej są tu także inne, niezwykłe i czarujące postaci. Muszę przyznać, że zakochany w Cassandrze syn służącej Stephen (który praktycznie utrzymuje całą tę familię) to najfantastyczniejsza męska postać, z jaką miałam do czynienia od lat. Każde jego pokorne słowo wywołuje uścisk w gardle i łzy w oczach, a zapewniam, że mnie wcale nie tak łatwo wzruszyć. Jeżeli jednak jesteście odporni na męskie wdzięki zdrowego wiejskiego chłopaka w ogrodniczkach, który za dnia pracuje na roli, a wieczorami pisze wiersze, to z pewnością uwiedzie was Heloiza. Heloiza to wierna towarzyszka Cassandry, będąca suczką rasy pitbull. Ta dość spora i niezbyt urodziwa psina ma talent do zjednywania sobie ludzi oraz do znajdowania się w najmniej oczekiwanych miejscach. Wielbiciele psów będą mieli sporą uciechę. Od razu widać, że tę powieść napisała autorka 101 dalmatyńczyków i że robiła to z myślą o przyszłej adaptacji filmowej.
Gdy będziecie czytać Zdobywam zamek, zwróćcie uwagę na to, jak bardzo ta książka różni się od tego wszystkiego, co obecnie proponuje się młodzieży. Nie mówię, że nie ma tu zła czy seksu, bo są, ale zupełnie inaczej podane. To dla tej czystości spojrzenia, niewinnych uniesień i romantycznych perypetii w wielu przypadkach traci się głowę nim przejdzie się do poważniejszej literatury. To dlatego ciągle wracamy do nieśmiertelnych książek Jane Austen i Lucy Maud Montgomery. Podejrzewam, że podświadomie wszyscy bardzo tęsknimy za światem (choćby takim literackim, wymyślonym) gdzie nastolatki są twórcze i inteligentne, a nie mroczne, wulgarne czy agresywne. Gdybym miała córkę to podejrzewam, że Zdobywam zamek, wraz z innymi klasykami, byłoby jedną z jej pierwszych nastoletnich lektur. Zapewniam, że Cassandra to kolejne, nieco ironiczne wcielenie Elisabeth Bennet i Ani z Zielonego Wzgórza. Czy może być lepsza rekomendacja dla postaci literackiej?
[…] wszystko plastyczne. Nie inaczej jest u Dodie Smith. Przez pierwszą połowę powieści bohaterowie Zdobywam zamek są boleśnie biedni. Są tak biedni, że nie mają ręczników, a z dachu kapie woda. Oczywiście […]