Pomiń zawartość →

Dates

Dates to tylko kilka odcinków, ale ile radości. Jak tylko obejrzałam pierwszy epizod, nie mogłam przestać myśleć o tej intrygującej fabule i od razu pochłonęłam cały sezon. Uwielbiam takie nieodkryte rarytasy z nieodległej telewizyjnej przeszłości. Zapewniam, że ta produkcja naprawdę daje do myślenia, choć jest to zdecydowanie coś dla nieco starszych i bardziej doświadczonych widzów, w wieku serialowych bohaterów, czyli trzydziestokilkulatków. Patrząc na perypetie tych delikwentów, którzy przeżywają całą serię przyjemnych, ale i koszmarnych niespodzianek na pierwszych randkach, pomyślicie z ulgą, że jednak bycie w stałym związku, zwalniające poniekąd pary z wysilania się na krępujące starania w restauracji, ma także swoje zalety. Choć może się mylę, odnoszę to za bardzo do siebie, gdyż ja naprawdę randkowiczom współczułam. Może niejeden i niejedna z was zwróci przede wszystkim uwagę na magię pierwszych spotkań, niezwykłą chemię początku miłości, puszczając w niepamięć durne teksty partnera, krępujące pytania o życie osobiste i uwagi na temat powierzchowności osoby, z którą ktoś się umówił.

Internetowe randki w ciemno

Każdy z kilku bohaterów serialu Dates jest użytkownikiem popularnego brytyjskiego portalu randkowego, a fabuła wszystkich odcinków rozpoczyna się od pierwszego spotkania samotnych w realu. Z początku można podejrzewać, że co odcinek będą inni ludzie, jednak z tej grupy szybko wyłaniają się nasi stali bohaterowie, z determinacją szukający szczęścia w miłości. Z początku zupełnie nic o nich nie wiemy. Jest tylko restauracja, stolik i dwoje ludzi, którzy bardzo ostrożnie (jak to na randce) dozują informacją na własny temat. Pierwsze co się rzuca w oczy to ich zróżnicowany wygląd, zaraz potem też słyszymy różnice w akcencie i już wiemy, że poza Internetem, tych dwoje konkretnych ludzi miałoby słabe szanse na kontakt. Bogaci i biedni, inteligentni i inteligentni inaczej, oswojeni ze swoją seksualnością lub kryjący się w szafie. Są tu między innymi: lekarz, nauczycielka, kierowca, prostytutka, a także całe stado dziwaków, którzy są tak pokręceni, że ich zawód nie ma już żadnego znaczenia. Niby nic, dwoje ludzi rozmawia ze sobą przez półgodzinny odcinek o najbardziej prozaicznych sprawach, a jednak oczu nie można oderwać od ekranu.

Jak działa ta magia?

Podstawą sukcesu tego serialu jest niesamowity klimat i błyskotliwe dialogi. Nie ważne czy nasi randkowicze spotykają się w wykwintnej restauracji czy w pospolitym barze, bo za każdym razem bije od nich atmosfera intymności. Wyobrażam sobie, że inni widzowie, tak samo jak ja, nie mogli się doczekać finału każdego z epizodów, w którym zazwyczaj była spuszczana prawdziwa bomba. Fantastyczne jest też to, że tych ludzi zbliża do siebie zarówno wrogość, jak i bardziej przyjazne uczucia. Zawsze jest to pasja i jakby taka lojalna łączność oraz zrozumienie, bo przecież wszyscy (biedni czy bogaci, ładni i brzydcy) są w tej samej sytuacji, czyli po prostu szukają miłości. Świetnym przykładem tego zrozumienia ponad podziałami jest odcinek z piękną i delikatną lesbijką, którą brat umówił przez Internet na randkę z agresywnym i chamskim ogrem. Co za napięcie! Co za akcja! Oj wielu osobom przydałaby się taka chwila szczerości jak temu panu.

Oczywiście nie byłoby Dates bez wspaniałego brytyjskiego aktorstwa na najwyższym poziomie. Nie ukrywam, że zaczęłam oglądania ze względu na piękną Oonę Chaplin, która w tym serialu jest wprost zjawiskowa, ale jej koledzy i koleżanki radzą sobie także znakomicie. Ben Chaplin, Andrew Scott (Moriarty z Sherlocka :), Sheridan Smith czy Will Mellor, wiedzą jak skupić na sobie uwagę widzów (najwięcej mojej uwagi pochłonął mimo wszystko ząb Sian Breckin grającą Heidi, ale to już zupełnie inna, przykra estetycznie sprawa; widać dentyści, a szczególnie ortodonci na Wyspach, są tak drodzy jak wszyscy mówią). Dzięki nim Dates ogląda się jak jakiś hipnotyczny teatr telewizji.

Oona Chaplin i Will Mellor
Oona Chaplin i Will Mellor

Muszę koniecznie także wspomnieć, że pod wieloma względami Dates są jakby brytyjskim odpowiednikiem Seksu w wielkim mieście. Jestem pewna, że ci randkowicze często przewyższają (zwłaszcza niecodziennym doświadczeniem) samą Carrie Bradshaw, a gdyby Amerykanie chcieli kręcić kolejne odcinki, tu znaleźliby mnóstwo bardzo oryginalnych inspiracji. No i oczywiście Londyn, niespokojny, otwarty, pełen możliwości, ale i okrutny. Tak różny, a jednak w pewien sposób podobny do Nowego Jorku. To naprawdę wspaniałe i bardziej już swojskie dla Polaków tło dla romansu.

Opublikowano w Seriale

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *