Pomiń zawartość →

Miesiąc: luty 2016

Dwa tygodnie do końca głosowania na Książkę Roku 2015

Pozostały już tylko dwa tygodnie żeby oddać głos w największym plebiscycie dla czytelników w Polsce. Prawie 3 miliony internautów od początku lutego wybiera Książki Roku 2015. Głosowanie odbywa się za pośrednictwem lubimyczytać.pl – najpopularniejszego serwisu dla miłośników książek.

Skomentuj

Agatha Christie, I nie było już nikogo

Są dwa aspekty tego, że przed obejrzeniem znakomitego miniserialu BBC z ostatniego roku nie znałam literackiego oryginału. Z jednej strony to oczywiście nie świadczy o mnie najlepiej, że pomimo filologicznego wykształcenia nie przeczytałam jednej z najważniejszych fabuł dwudziestego wieku, a także nie obejrzałam jej niezliczonych filmowych adaptacji, które z pewnością wiele by wniosły do mojej erudycji i pozwoliły już lata temu inaczej spojrzeć na współczesne kryminały (będące w sporej części wykorzystaniem schematu zaproponowanego przez Christie). Z drugiej jednak strony, nie miałabym aż tak dobrej zabawy i wielkiej niespodzianki na koniec (choć jako widzka Gry o Tron powinnam od początku wiedzieć, kto zabił). Trzeba też przyznać, że mogłam, jak na pierwszy raz, znacznie gorzej trafić, gdyż nowa adaptacja jest po prostu rewelacyjna. Jeśli jeszcze nie widzieliście, obejrzyjcie jak najszybciej. Po seansie już nie będzie wyjścia i trzeba będzie przeczytać literacki pierwowzór.

Skomentuj

Charlotte Cho, Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji

Jeśli jeszcze nie wiecie, że koreańska pielęgnacja urody jest teraz najmodniejsza, albo nie słyszałyście jeszcze o koreańskim rytualne urodowym w dziesięciu krokach, to chyba ukrywałyście się w jakiejś medialnej pustelni. Informacje o magicznie działających kosmetykach z Seulu napływają do nas z każdej strony i nawet ja (osoba, mówić dość oględnie, obojętna na te sprawy) obejrzałam już kilkadziesiąt filmików youtuberek zachwalających eliksiry, ampułki, toniki i maski w płachcie, jakie udało im się kupić w Seulu. Nawet jeśli nie zamierzacie stosować dziesięciostopniowej pielęgnacji (choć, jak zapewnia Charlotte Cho, to żaden wysiłek i trwa tylko kilka minut) to z pewnością warto dla celów rozrywkowych obejrzeć kilka takich filmików, a dla celów poznawczych, przeczytać ten zabawny poradnik w uroczej różowej okładce. Przy okazji można się naprawdę wiele dowiedzieć o koreańskiej kulturze, co szczególnie mi się spodobało.

2 komentarze

Rupert Smith, Antrakt

Choć czytelnicy porównują styl Smitha do twórczości wielu wielkich pisarzy, w tym do samego Nabokova, mnie wydał się on od początku specyficzny, oryginalny i wyjątkowy. Choć może się wydawać, że autor ma pretensje do czegoś więcej niż jest w stanie kiedykolwiek osiągnąć, wkrótce, w miarę zagłębiania się w jego powieść, łatwo można przejrzeć tę jego podwójną grę. Podobnie jak główny bohater Antraktu, Edward Burton, Smith prawdopodobnie ma świadomość, że jego książka nie jest wybitnym, wyrafinowanym arcydziełem, ale co z tego, skoro czyta się ją tak przyjemnie, a czytelnicy są zachwyceni. Choć akcja toczy się na przestrzeni całego XX wieku, wszystko opisane jest bardzo plastycznym, przejrzystym językiem, bez artystycznych popisów i wygibasów. Już sama fabuła, często zahaczająca (zapewne świadomie) o melodramatyczny kicz, jest wystarczająco widowiskowa. Jeśli lubicie czytać o niesamowitościach i skandalach w artystycznym światku, a do tego pociągają was retro klimaty, to właśnie może być lektura dla was.

Skomentuj

Marta Guzowska, Głowa Niobe (audiobook czytany przez Rocha Siemianowskiego)

Jeśli lubicie klasykę kryminału i historię sztuki, to Głowa Niobe jest czymś dla was. Druga powieść Marty Guzowskiej (którą przeczytałam jako trzecią) to nie tylko kolejna historia o profesorze Yblu, ale przede wszystkim fascynująca wariacja na temat Dziecięciu małych Murzynków (lub jak ktoś woli I nie było już nikogo) Agathy Christie, kryminału będącego we wszystkich topowych zestawieniach wszech czasów i jednej z najważniejszych narracji dwudziestego wieku. Co prawda bohaterowie Christie zostali uwiezieni i systematycznie wymordowani na osamotnionej wyspie, a postaci Marty Guzowskiej są uwięzione w zabytkowym pałacu w Nieborowie, ale w porównaniu z rozszalałym morzem, śniegi i mrozy polskiej zimy atakujące miejsce akcji Głowy Niobe są przynajmniej tak samo groźne. No i jak zwykle w przypadku cyklu o Yblu, możemy się bardzo dużo dowiedzieć o niesamowitej historii miejsca zbrodni, do którego antropolog akurat trafia.

Skomentuj

Deadpool

Zazwyczaj nie chodzę na marvelowskie komiksówki, ale przekonała mnie opinia specjalisty (czyli młodszego brata), że Deadpool nie jest filmem o standardowym superbohaterze. Właściwie to jest wręcz odwrotnie, gdyż tytułowa postać robi absolutnie wszystko byśmy ani przez chwilę nie podejrzewali go o szlachetne zamiary, czy dobre intencje. I tak, zamiast pisać o kolejnej adaptacji klasyki, wybrałam się w piątkowe przedpołudnie do kina, by razem z kilkudziesięcioma gimnazjalistami zasiąść do tego bardzo niepoprawnego seansu. Przyznam, że naprawdę było warto. Po generacji płaskich i nudnych facetów w rajtuzach, po mrocznych, ciężkich i poważnych serialach o Daredevilu i Jessice Jones, nadszedł czas na zupełnie nową jakość w kinie komiksowym. Deadpool robi wszystko by być oryginalnym, ironicznym i po prostu tak meta, jak się tylko da.

2 komentarze

Wojna i pokój

Ostatnio bardzo zdziwiła mnie informacja, że Wojna i pokój Lwa Tołstoja jest jedną z dwudziestu pięciu książek, na temat których Brytyjczycy kłamią najczęściej, że je przeczytali. Z jednej strony wypada się zżymać, że ta znakomita powieść nie jest już tak pociągająca dla współczesnego czytelnika, jak to było jeszcze kilkadziesiąt lat temu, a z drugiej strony ten ranking pokazuje, że przynajmniej ludzie zdają sobie sprawę z tego, ze twórczość Tołstoja wypada znać. Osobiście należę do tych osób, które Wojnę i pokój przeczytały od deski do deski, ale w tak młodym wieku, że zapewne wiele spraw zrozumiałam na opak. Dlatego też bardzo mnie ucieszyło to, że brytyjska telewizja zabrała się za kręcenie serialu. Jest okazja by sobie przypomnieć fabułę i uporządkować zawarte w niej idee.

Skomentuj

Billions

Miało być jak House of Cards, a wyszło bardziej jak Suits, czyli raczej nie na plus. Zresztą wszystko zależy od tego, kto się czego spodziewa. Ja miałam nadzieję na rozrywkę na naprawdę wysokim poziomie, inteligentną, stylową i dopracowaną w najdrobniejszym szczególe, a dostałam poszatkowaną akcję, nieskładne, bełkotliwe dialogi pełne maklerskiego żargonu oraz aktorów zupełnie bezbarwnych i tak mało charakterystycznych, że wciąż większości z nich od siebie nie odróżniam. Podobnie jak w Suitsach postawiono na udowadnianie na każdym kroku jak sprytnym i przebiegłym lisem jest główny bohater oraz na zewnętrze atrybuty jego finansowej potęgi, zapominając zupełnie o głównym przesłaniu Franka Underwooda, mówiącym, że władza jest cenniejsza od pieniędzy.

2 komentarze

Wersal. Prawo krwi

Od razu się przyznam, że to mój nowy ulubiony serial. Podoba mi się w nim absolutnie wszystko, od świetnej czołówki z muzyką, która momentalnie zapisuje się w głowie (M83 – Outro) po ostatnie spojrzenie Filipa Orleańskiego. Jest akcja, są intrygi i romanse, są wreszcie piękne kobiety, wnętrza i stroje, dzięki czemu każdy odcinek to prawdziwa estetyczna uczta. Oczywiście zdajemy sobie chyba wszyscy sprawę, że nie wszystko na dworze króla Ludwika XIV wyglądało tak jak na ekranie, ale (o ile jestem w stanie to ocenić po lekturze książek historycznych) widać, że scenarzyści naprawdę się postarali i zadbali o zachowanie realiów epoki. Spodziewałam się jakiś popłuczyn po Tudorsach, a to jest o dwie klasy lepsze niż większość seriali historycznych (i jakichkolwiek innych) jakie oglądałam.

15 komentarzy

Kathryn Taylor, Barwy miłości. Czerwień

Po emocjach, jakich dostarczyła mi lektura Pięćdziesięciu twarzy Greya, nie sądziłam, że jeszcze kiedyś wrócę do podobnych literackich ekscesów. O infantylnej prozie E. L. James mam bardzo złe zdanie, dlatego tym bardziej zaskoczyła mnie lektura Czerwieni. Ta powieść to druga z cyklu Barwy miłości pozycja, jawnie inspirowana Greyem, ale na szczęście napisana w znacznie dojrzalszy, normalniejszy sposób. Czytając Pięćdziesiąt twarzy musieliśmy się rumienić nie tyle z powodu odważnych scen erotycznych, co z powodu nieudolności stylu autorki, co chwila wplatającej swoje ,,O jejku!” i ,,O rany!” w wypowiedzi głównej bohaterki. Przy lekturze Czerwieni możecie liczyć tylko na zdrowy rumieniec emocji.

Skomentuj