Pomiń zawartość →

Tag: Joel Kinnaman

House of Cards – wrażenia po 5 sezonie [SPOILERY]

Największe telewizyjne wydarzenie tej wiosny okazało się nie aż tak wspaniałe, jak na to wszyscy liczyliśmy (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu), ale to nie zmienia faktu, że House of Cards to i tak jeden z najlepszych seriali wszechczasów i choćby powstało jeszcze kolejnych 5 sezonów znacznie gorszej jakości niż te początkowe, to i tak będziemy nadal grzecznie zasiadać przed telewizorami i laptopami w dniu premiery. Główną przyczyną mojego rozczarowania jest chyba prosty fakt, że tej magii pierwszych odcinków z 2013 roku nic nie jest w stanie powtórzyć. Wtedy Frank Underwood i jego Lady Makbet byli nowi, oryginalni, groźni i nieobliczalni, a do tego tak stylowi, pełni wdzięku i klasy, jak to się do tej pory jeszcze nie zdarzyło ani na ekranie, ani w prawdziwej polityce. Underwoodowie to prototypy nowej generacji czarnych charakterów, którym widz intensywnie kibicuje i których podziwia, zamiast trzymać kciuki za normalnych, przyzwoitych ludzi, nudnych, bo grających według reguł i mających jakieś moralne skrupuły. Gdy do nas dotarło, że Frank i Claire ich nie mają, rozpoczęła się nowa era telewizji. Niestety, wszystko co piękne jest, przemija, także mroczny urok nowości serialu Netflixa, w którym wszystko jest szare bądź czarne, a jedyna biel jaką zobaczymy, to ta na stylowych wdziankach pani Underwoodowej.

3 komentarze

Legion samobójców

Z dużej chmury mały deszcz, lub jak ktoś woli, góra urodziła mysz. Efektem ogromnych nakładów finansowych i przemyślnej oraz szalenie skutecznej kampanii reklamowej jest wspaniała frekwencja w kinach i całkiem przeciętny, jeśli nie słaby, film. Idąc do kina, nie spodziewałam się wybitnego dzieła, ale przynajmniej godziwej rozrywki, a nawet tego nie dostałam, Choć kilka osób w kinie rżało przy wątpliwej jakości żarcikach padających z ekranu, ja się wynudziłam i zirytowałam. Tak chaotycznego i nielogicznego filmu dawno nie widziałam. Rozumiem, że docelowymi odbiorcami mają być głównie nastolatkowie zakochani w komiksach DC, ale im też chyba należą się filmy na przyzwoitym poziomie, a nie taka sieczka.

Skomentuj

System

Nie jestem jedną z tych osób, które przy każdej okazji zrzędzą, że film niepodobny do książki, ale tym razem chyba się nie powstrzymam. Naprawdę trzeba się było postarać, żeby zmarnować wielki potencjał kryjący się w powieści kryminalnej Toma Roba Smitha, ale Espinosie się to udało. Oczywiście i tak warto udać się do kina, choćby po to, by móc podziwiać kolejne aktorskie popisy Toma Hardy’ego, ale wielkiej sensacji filmowej się raczej nie spodziewajcie. Ja się spodziewałam i się zawiodłam. A mogło być tak pięknie… Tym, którzy nie życzą sobie spojlerów, odradzam dalsze czytanie.

Komentarz

Nocny pościg

Poszłam na ten film głównie dla Joela Kinnamana, który bardzo ciekawie się rozwija, no i trochę też dlatego, że już naprawdę nie było na co (w kinach posucha straszliwa). Zwiastun nie był przesadnie zachęcający. Zapowiadało się to to na skrzyżowanie Johna Wicka i Uprowadzonej i takie w większości było, ale i tak sądzę, że warto się wybrać, szczególnie jeśli tak jak ja lubicie od czasu dobre kino akcji. Nocny pościg jest o tyle lepszy od wspomnianych poprzedników, że nie tylko podnosi ciśnienie czy cieszy oczy widowiskowymi scenami walki i pościgu, ale też wzrusza, a nawet przywołuje skojarzenia z grecką tragedią. To naprawdę sprawnie nakręcony film, z bardzo przyzwoitymi kreacjami aktorskimi, który z pewnością wkrótce zyska status klasyka gatunku.

Skomentuj

To już koniec The Killing

Właśnie zakończyłam oglądanie finałowego odcinka finałowego sezonu mojego ulubionego serialu The Killing. Każdy kto go ogląda z pewnością zrozumie, że jestem jednocześnie zachwycona i niepocieszona. Zachwyca mnie oczywiście to, w jaki sposób zakończono produkcję (lepiej być nie mogło, choć dziwnie), a zasmuca rozstanie na stałe z parą ulubionych detektywów. No jak tu żyć bez The Killing?! Chyba znowu zacznę oglądać skandynawską wersję, choć nie ma co się oszukiwać, że to to samo. Życie i oglądanie już nigdy nie będą takie same po tym, co pokazał nam Netflix.

Skomentuj

RoboCop

Dużo ostatnio nurzałam się w odmętach historycznych, więc dla odmiany postanowiłam zając swój umysł czymś bardziej nowoczesnym. Padło akurat na RoboCopa. Muszę także przyznać, że liczyłam po cichu, iż widok uroczego Joela Kinnamana trochę ukoi moją tęsknotę za The Killing. No i oczywiście jestem także wielką fanką pierwotnej wersji opowieści o cyberrycerzu strzegącym prawa na ulicach amerykańskiego miasta. Nowy RoboCop nie jest totalną stratą czasu, ale to zdecydowanie nie to, czego można by się spodziewać.

Skomentuj

Szybki cash 2

Szybki cash 2 wcale nie jest szybki. Powinni ten film nazwać raczej Wolny cash, albo Smutek, nuda i melancholia. Jakby jeszcze reklamowali tę produkcję jako melodramat to nie byłoby problemu. Tymczasem człowiek liczył na jakieś tempo, sensację, akcję no i się zawiódł. Co prawda nadal jest mrocznie, surowo i chłodno, ale to już nie to samo co pierwsza część. Najbardziej boli to, że twórcy wycięli to, co było w historii o ambitnym studencie najciekawsze, czyli samego studenta. Sceny z JW to zaledwie jedna trzecia (jak nie mniej) całego Szybkiego casha 2. Resztę wypełniają Jorge, Mrado i Mahmoud, czyli koledzy gangsterzy JW z pierwszej części, postaci zupełnie drugoplanowe.

Skomentuj

Szybki cash

Zanim zabierzecie się za oglądanie drugiej części Szybkiego cashu, warto odświeżyć sobie pierwszą część opowieści o ambitnym studencie ekonomii. Film ten miał zdumiewająco dobre recenzje, ale w czasach totalnego zalewu amerykańskiego gangsterskiego kiczu, wcale mnie to nie dziwi. Wszyscy podkreślali, że film jest taki oryginalny i autentyczny, surowy, brutalny i wyrazisty, że stał się jedną z ważnych pozycji na liście kultowych pozycji ,,męskiego” kina. Prawda jest jednak taka, że film ma swoje momenty, ale ogólnie i obiektywnie jest co najwyżej niezły. Za to zyskuje na wartości przy zderzeniu z amerykańskimi stereotypowymi kryminałami. Jest to ten sam przypadek co z literackimi skandynawskimi hiciorami. Podobają się, bo są inne.

Komentarz

The Killing (Dochodzenie)

Trzeci sezon The Killing rozpoczął się właśnie specjalnym podwójnym odcinkiem, w którym otwarto kolejne dochodzenie w sprawie śmierci nastolatki. Przypomnę może krótko na czym polegał fenomen pierwszych dwóch serii tego wręcz uzależniającego serialu kryminalnego.

Nie jestem fanką skandynawskiego kryminału, ale trzeba przyznać, że The Killing jest jego bardzo udaną adaptacją (wcześniej powstał duński serial Forbydelsen). Dzięki temu, że akcję osadzono w amerykańskim Seattle, gdzie jest mroczno, deszczowo i tak przygnębiająco jak to tylko możliwe, depresyjny klimat mamy zapewniony. Inaczej jednak niż w szwedzkich, duńskich czy norweskich produkcjach filmowych i książkowych, nie ma tu mowy o nudzie, choć trzeba przyznać, że przez większość czasu patrzymy na niemożliwe (ale o dziwo niezbędne) dłużyzny. Akcja ciągnie się i wlecze, a widz po każdym odcinku żałuje, że nie ciągnęła się i nie wlekła jeszcze dłużej. A o czym to właściwie jest? Cóż, schemat mamy niby prosty. Akcja rozpoczyna się zniknięciem nastoletniej Rosie Larsen oraz odnalezieniem jej zwłok w bagażniku zatopionego samochodu. Policyjnym dochodzeniem w tej sprawie zajmuje się Sarah Linden (Mireille Enos) wraz ze swoim nowym partnerem Stephenem Holderem (Joel Kinnaman). Morderstwo i dochodzenie to jeszcze nic takiego, ale sekret tkwi w tym, jak poprowadzona jest historia, oraz jacy są główni bohaterowie. Oprócz głównego wątku, fabuła wzbogacona jest o poboczne historie osób, które mogły mieć powiązania ze śmiercią Rosie Larsen. Przez dwa sezony dowiadujemy się więc wszystkiego, nie tylko o życiu prywatnym i zawodowym policjantów prowadzących śledztwo, ale także o poszczególnych członkach rodziny Larsenów, a także o szczegółach toczącej się w tle kampanii wyborczej na burmistrza Seattle, która również jest w niezwykły sposób związana ze śmiercią nastolatki. W tej porządnie, acz niespiesznie, prowadzonej opowieści można się zagnieździć i poczuć jak we własnym świecie, co wcale nie znaczy, że widz nie jest zaskakiwany, bo jest i to często.

15 komentarzy