Pomiń zawartość →

Sama przeciw wszystkim

Przyznam, że nie będąc ani wielką fanką twórczości reżyserskiej Johna Maddena, ani tym bardziej aktorskich popisów Jessiki Chastain, odczułam dużą satysfakcję z obejrzenia tego filmu. Ta historia ma wiele minusów, ale ogólne wrażenie jest pozytywne, choć zapewne nie o to chodziło twórcom. Czuć, że filmowcy mieli większe ambicje, chcieli nakręcić poważny film polityczny, mówiący coś ważnego o sytuacji prawnej w USA i o tym jak ścierają się ze sobą strefy wpływów i interesów różnych grup, a zamiast tego nakręcili film, który ja odebrałam raczej jako czystą rozrywkę. Miał ciążyć w stronę głośnych w ostatnich latach dramatów społecznych, czy serialu House of Cards, a poszło niestety bardziej w stronę nieco kiczowatego Skandalu.

Jak wynika z polskiego tytułu…

Madeline Elizabeth Sloane (Jessica Chastain) jest znaną i cenioną, choć w niektórych kręgach też znienawidzoną, waszyngtońską lobbystką. Dzięki postaci Remy’ego Dantona z HoC nie dziwią nas zbytnio jej metody w osiąganiu powierzonych jej celów, które bywają naprawdę moralnie wątpliwe (gdy ją poznajemy zajmują ją legislacje związane z olejem palmowym, który w dzisiejszym świecie stał się symbolem czystego zła, zarówno ze zdrowotnego, jak i ekologicznego czy etycznego punktu widzenia). Miss Sloane jest w swych działaniach nie do powstrzymania, co naprawdę dobrze się ogląda. Na początku zapowiada się wspaniały czarny charakter i aż szkoda, że jednak przechodzi pewną przemianę. Niepowstrzymana i morderczo skuteczna promotorka idei wszelakich i specjalistka od lawirowania między przepisami, odkrywa, że nawet ona ma jakieś granice, gdy do kancelarii, w której pracuje, zgłasza się pan reprezentujący przemysł zbrojeniowy, któremu potrzebny jest ktoś do zwalczania szykowanej ustawy, mającej utrudnić dostęp do broni. Żeby była jasność, nie chodzi o żaden zakaz posiadania broni, a jedynie o wprowadzenie przepisów, dzięki którym trzeba by na broń poczekać kilka tygodni, podczas których będzie szansa na zweryfikowanie danych kupującego. Pomysł doskonały, zwłaszcza w obliczu nasilania się aktów przemocy z użyciem broni palnej w USA, ale panom sprzedającym pukawki zależy w końcu na tym, by sprzedawać jeszcze więcej, a nie na tym, by obywatele czuli się bezpiecznie. O dziwo, panna Sloane mówi NIE wykorzystaniu jej jako kobiety w kampanii skierowanej do matek, mających kupować broń w obronie swoich dzieci. Zamiast tego przechodzi do konkurencji i zaczyna lobbować za wprowadzeniem nowej ustawy, tak by dostęp do broni był choćby odrobinę trudniejszy niż do piwa w spożywczaku.

Przy okazji dowiadujemy się sporo o tym, jak wygląda praca lobbysty, choć na sam koniec nadal będzie nam trudno jednoznacznie nakreślić charakter obowiązków tej grupy zawodowej. Jest to w końcu działanie w szarej strefie, a lobbowanie często okazuje się tylko ładną nazwą na przekupywanie, szantażowanie i szpiegowanie.

A wracając do tytułu, to z biegiem dni, a nawet godzin, coraz bardziej samotnie robi się wokół Miss Sloane, gdyż jej przeciwnicy to takie same stare wygi jak ona i nie boją się użyć żadnej broni by ją zdyskredytować, ośmieszyć czy wręcz anihilować. To, że dobrzy i źli są do siebie tacy podobni i używają tak samo brudnych środków, okaże się bardzo przydatne w walce, gdyż nasza bohaterka będzie dzięki temu wiedziała jak z nimi postępować i co mają w głowie. Choć sama przeciw wszystkim, nie przejmuje się sobą za bardzo, bo w końcu jej uroczy charakter także się do tego przyczynił. I tu przechodzimy do najciekawszej warstwy tej fabuły, czyli do samej Sloane i tego, co robi w życiu, gdy nie przesiaduje akurat w biurach lub nie jest przesłuchiwana przez komisję w amerykańskim kongresie.

Ile kosztuje droga na szczyt?

Elizabeth Sloane to diabelnie inteligentna kobieta z ambicjami, mająca duże deficyty w sferze emocjonalnej, przez co idealnie pasująca do męskiego świata brudnych zagrywek, dużych pieniędzy i długich godzin spędzanych w pracy. Nie wiemy dlaczego jest tak zimna, cyniczna i wyrachowana, nie dowiemy się czy zawsze była takim Sheldonem, czy coś ją taką uczyniło, ale za to poznamy wiele pasjonujących szczegółów z jej osobistego życia, którego, no właśnie, faktycznie nie ma. Jedyne, co może nam pokazać kamera, to krótkie chwile intymności, w których bohaterka okazuje słabość (choć tak naprawdę nie mamy szansy do samego końca dowiedzieć się, czy to prawdziwe przejawy uczuć, czy jedynie część drobiazgowego planu).

Będąc niemal całą dobę na chodzie, zażywając dziwne stymulanty i czując od lat presję bycia najmądrzejszą osobą w pomieszczeniu, panna Sloane w końcu musi się załamać albo odpuścić, ale to jak to zrobi, jak niemal wszystko w jej otoczeniu, zależy od niej samej, co przyznam, że jako widzowi, bardzo mi się podobało.

Choć tam, gdzie Sloane jest jak młodsza siostra Claire Underwood, bywa naprawdę ciekawie i poważnie, to jednak jest to ciągle sprowadzane do parteru przez kuriozalne wątki, przystające bardziej Olivii Pope ze skandalu. Nie wdając się w szczegóły, jeszcze jakoś bym zniosła obecność pana Forde’a, męskiej eskorty (bo w końcu nawet kobieta pracująca ma swoje potrzeby), ale już karaluchy-roboty to było dla mnie za dużo.

Na koniec napiszę może jeszcze o dziwnym rozłamie w tej postaci, nie pozwalającym nam jej do końca uwierzyć. Choć Chastain robi co może, by uwiarygodnić poczynania bohaterki, pokazując nam całą różnorodną paletę swoich efektownych trików aktorskich, to jednak nie da się lekceważyć nielogiczności wpisanej w tę postać. Nielogiczne jest przede wszystkim to, dlaczego teraz i w tym momencie, akurat przy sprawie broni, w tym cyborgu rodzi się sumienie i ludzkie emocje. Nie rozumiem też zupełnie jak ktoś zupełnie pozbawiony empatii, nie rozumiejący relacji społecznych do tego stopnia, że asystenci muszą jej pisać scenariusze towarzyskich pogaduszek z politykami, może jednocześnie tak sprawnie manipulować ludźmi, używać szantażu i budować strategie psychologiczne, wykorzystywane w pracy. To mi się jakoś zupełnie nie skleja w całość.

Ważny temat, dobre aktorstwo i dynamiczny montaż, a także zaskakujący finał, to zalety filmu sprawiające, że warto się na niego wybrać do kina. Nie ukrywam jednak, że spodziewałam się znacznie więcej, zwłaszcza, że tak wiele jest w sieci ekstremalnie pozytywnych recenzji Samej przeciw wszystkim.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

  1. […] tak napiszę, że nie bardzo rozróżniam Jessikę Chastain z Gry o wszystko, od Jessiki Chastain z Samej przeciw wszystkim. Aktorka gra z tym samym przejęciem, w nieco tylko różnych strojach, w podobnych wnętrzach […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *