Pomiń zawartość →

Rodzina Borgiów Mario Puzo

Wszyscy czytają Borgiów, czytam i ja. Czytam, a właściwie już przeczytałam, i nie jestem zachwycona. Zapewne nikogo nie zdziwi moje stwierdzenie, że Mario Puzo nie był wybitnym pisarzem. Oczywiście, przyznaję, że miał wiele ciekawych zamysłów twórczych, znakomicie wypadających na ekranie, ale literatura to raczej marna. Autor Ojca chrzestnego miał ewidentne problemy ze zrównoważeniem wątków fabularnych i ustaleniem porządku akcji. Czytanie dokończonych pośmiertnie przez jego żonę Borgiów było jak czytanie scenariusza niezbyt atrakcyjnej produkcji klasy B lub C, słowem czegoś, co wydaje się od razu na DVD. Oczywiście nie zamierzam porównywać popularnego serialu z literackim oryginałem i wytykać co zostało przeinaczone (czyli popularne ,,nie tak jak w książce”), ale nie mogę się oprzeć pokusie by nie napisać, że to, co pokazano nam na ekranie, to totalne arcydzieło, zwłaszcza pod względem formalnym, w porównaniu z tym, z czym stykamy się na kartach powieści o pierwszej rodzinie mafijnej Italii.

Nie chcę oczywiście by ktokolwiek odniósł wrażenie, że zniechęcam do lektury Rodziny Borgiów. Ja tylko zachęcam do podejścia do niej jak do lekkiego czytadła, a nie wartościowego dzieła, to wszystko. Zresztą z pewnością wielu czytelników czuje się ubogaconych po przeczytaniu tych kilkuset stronniczek. Po pierwsze (i dla wielu najważniejsze) idzie to bardzo szybko, wzrok prześlizguje się po tym z taką łatwością, jak po jakim Harrym Potterze czy innym Zmierzchu, i już nawet dwa dni wystarczą do połknięcia całości. Czytelnicy, których kontakt ze słowem pisanym ogranicza się jedynie do wakacyjnych czytadeł, są z pewnością dowartościowani, że ,,dali radę”. Jest to idealne czytadło na lato także z tego względu, że jest na tyle rozrzedzone, iż nie sposób się naprawdę w czymkolwiek pogubić. Gdziekolwiek nam się tom otworzy, jesteśmy na bieżąco (taka to złożona fabuła). Dzięki temu Rodzina Borgiów może być wprost idealnym towarzyszem letnich wyjazdów i wakacyjnego chaosu, tym bardziej, że i tematyka taka wakacyjna. Cóż może nam się bardziej kojarzyć z letnim odpoczynkiem, niż słoneczna Italia? Borgiowie pełni są opisów rzymskiego skwaru, antycznych zabytków i letnich rezydencji papieskich. Czego chcieć więcej.

Osoby, które lubią mieć poczucie, że lektura jest pożyteczna i czegoś ich uczy, także powinny sięgnąć sobie po dziełko Maria Puzo. Są tu całkiem zgrabne opisy sytuacji politycznej włoskich państewek za pontyfikatu Aleksandra VI, oraz liczne uwagi i komentarze dotyczące kultury renesansowej. Jeśli więc ktoś nie wie nic na temat literatury, malarstwa i rzeźby odrodzenia, a na przykład widział parę odcinków Demonów Da Vinci i chciałby się jakoś bardziej wczuć w klimat, to Rodzina Borgiów będzie idealna.

Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że masowe zainteresowanie twórczością Mario Puzo to głównie zasługa wysoko budżetowego serialu. Czego zatem mogą po lekturze spodziewać się widzowie? No na przykład bardziej równomiernego rozłożenia akcentów pomiędzy historie czwórki naturalnych, jak się wówczas mówiło, dzieci (z nie wiedzieć ilu bękartów) Rodriga Borgii. Do tego Cezar jest znacznie mroczniejszy, a Lukrecja bardziej dobroduszna i skłonna do rozrodu niż w serialu. Mamy ciekawe dopowiedzenia wątków słabo wyeksponowanych na ekranie i kilka pikantnych smaczków. Zwolennicy dużej dawki kazirodczego erotyzmu (nie oceniam, co kto lubi) również nie będą zawiedzeni.

Jest jeszcze jedna grupa osób, dla której Rodzina Borgiów będzie wprost idealnym prezentem. Powieść spodoba się zdecydowanie zagorzałym antyklerykałom, których w końcu liczba w naszym kraju wzrasta wciąż lawinowo. W kontekście obecnych doniesień na temat tego, co dzieje się w Naszej Świętej Matce Kościele, sceny z Borgiów wydają się zadziwiająco aktualne (moja ulubiona reakcja na pierwszy sezon Borgiów to stwierdzenie, że ,,pewno niewiele jest w tej historii zmyślenia”). Osoby zszokowane na przykład doniesieniom o pedofilii wśród księży, podczas lektury będą mogły w pełni poczuć słuszne oburzenie. O tym, że za papieża Borgii knuto intrygi i zlecano morderstwa jak w prawdziwej rodzinie mafijnej, raczej szybko zapomnimy, ale o tym, że kardynałowie mieli w swych pałacach w Rzymie całe haremy młodych chłopców, albo, że powieściowe nastoletnie dzieci Aleksandra VI, z jego ojcowskiego nakazu, musiały przy nim odbyć stosunek płciowy, tak prędko zapomnieć się nie da.

Opublikowano w Książki

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *