Pod kopułą to kolejna produkcja oparta na motywach powieści niezastąpionego Stephena Kinga. Tym razem popularny pisarz zabiera nas do małego amerykańskiego miasteczka (to akurat żadna niespodzianka) Chester’s Mill, którego mieszkańcy będą musieli stawić czoła dość niecodziennej przeszkodzie i ograniczeniu. Otóż pewnego dnia na tę uroczą mieścinę gwałtownie opada niewidzialna kopuła. Co to jest? Nikt nie wie. Przezroczyste coś razi ludzi prądem, a z zewnątrz można odnieść wrażenie, że obywatele Chester’s Mill są zamknięci w wielkim kulistym akwarium dla złotej rybki. I tu rozpoczyna się akcja.
Pod kopułą to z pewnością serial dość przeciętny, który nie pozostawi w widzach większego śladu. Nawet po obejrzeniu całego sezonu nie będę w stanie zapewne zapamiętać choćby jednego imienia z tej historii (no może poza imieniem byłego żołnierza Dale’a Barbery, ponieważ mówią na niego Barbie). Tak jest z każdym filmem i serialem stworzonym na motywach twórczości amerykańskiego mistrza grozy (nawet z tymi najpopularniejszymi). Po co więc to oglądam i jeszcze zachęcam do oglądania? Dla przyjemności oczywiście.
Under The Dome, tak jak wiele mu podobnych obrazów ukazujących przełomowe momenty z życia małych społeczności, daje widzom przyjemne poczucie swojskości i pewnego ciepła (nawet gdy momentami robi się dziwnie lub nawet strasznie), którego nie mają kręcone w Nowym Jorku czy w Chicago seriale kryminalne czy komedie romantyczne. Opisanie historii na tle małej mieściny, która niczym soczewka skupia wszelkie możliwe konflikty społeczne, spięcia, tendencje i charaktery, sprawia, że tak samo jak niesamowitą fabułą, interesujemy się także indywidualnymi, prywatnymi sprawami poszczególnych bohaterów. W Pod kopułą historia jest jeszcze bardziej zagęszczona, ponieważ mieszkańcom zostały odcięte wszelkie drogi wyjazdowe i muszą siedzieć razem w niewielkiej grupie, skupionej na kilku kilometrach kwadratowych. Powstaje w ten sposób specyficzny socjologiczny poligon doświadczalny, a to jest dla widza zawsze ciekawe (to samo dają nam przecież filmy o łodziach podwodnych, samolotach, statkach kosmicznych, arktycznych stacjach badawczych, więzieniach czy szpitalach dla umysłowo chorych).
W małomiasteczkowych opowieściach pana Kinga nieodmiennie uwodzą także szczegóły z życia codziennego Amerykanów, dające poczucie coraz rzadziej już spotykanego realizmu. Myślę, że nie tylko mi sprawiają one dużo radości. Zapewne inni widzowie także lubią szczegóły z pracy policjantów czy strażaków, albo odpryski z życia wiejskich gospodyń domowych. Ja nawet z takiego hitu jak Misery zapamiętałam głównie jej uroczo, choć surowo urządzone domostwo na odludziu. Dlatego też właśnie uważam, że taka płytka choć przyjemna, a momentami nawet zajmująca opowieść jak rozpoczynająca się właśnie Under the Dome, to idealna rozrywka na wakacje.
[…] bardzo przypomina pewien nieudany serial na motywach powieści Stephena Kinga (pamiętacie jeszcze Pod kopułą). Otóż mamy panią w średnim wieku (Martina Gedeck), która wraz z parą swoich znajomych i ich […]
[…] Rozumiem, że ambitny pisarz tworzy dzieło z myślą o przyszłej adaptacji telewizyjnej lub nawet filmowej. W porządku, z czegoś literaci muszą żyć, a nie każdy zarabia jak J.K. Rowling. Ten tekst jednak jest zdecydowanie zbyt filmowy, a kolejne fragmenty są napisane tak, jakby stanowiły już gotowy scenariusz. Najbardziej rzuca się to w oczy w scenach miotania się Burke’a po miasteczku i okolicach. Dziesiątki stron opisu pościgu, a właściwie kilku kolejnych pościgów zupełnie wyczerpały moje, i tak nie największe, pokłady cierpliwości. Ethan Burke walczący wręcz, biegnący, wspinający się, pełzający, skradający i skaczący, to doprawdy przesada. A wszystko to robi z poważnymi obrażeniami ciała. To już bym chyba wolała kolejną opowieść o małym miasteczku, do którego przybywa agent celem wyjaśnienia śmierci młodej dziewczyny (bo na tym to zwykle polega, czyż nie?). Za to przyznam, że sam pomysł na rozwiązanie zagadki Wayward Pines wydaje mi się bardzo ciekawy, tyle że lepiej by się komponował z zupełnie inną opowieścią, mniej w stylu Pod kopułą. […]