Przeczytałam dziś w porannych newsach o nominacjach do Złotych Malin i opanowało mnie totalne oburzenie. Z większością propozycji się co prawda zgadzam, ale nominowanie Sylvestra Stallone aż za trzy filmy, w tym za Escape Plan, to jakieś nieporozumienie. Aktor ten jest moim zdaniem zasłużony dla kinematografii jak mało kto. Jestem pewna, że każdy widz, który wychowywał się w latach osiemdziesiątych podziela mój niesłabnący sentyment do gwiazdy Rocky’ego, Rambo czy Cobry. Można panu Stallone zarzucać złe aktorstwo tylko w przypadkach, gdy stosujemy względem niego takie same kryteria oceny jak wobec innych artystów, ale to przecież nie ma sensu, ponieważ ma on swój własny niepodrabialny, oryginalny styl (nie tylko mówienia). Podobnie jak jego kolega z planu Niezniszczalnych i Escape Plan, czyli pan Arnold, w każdym filmie gra właściwie głównie siebie, ale widzowie przecież o tym wiedzą, a ich ciągłe zainteresowanie świadczy o tym, że tego właśnie oczekują od tych dwóch nieśmiertelnych ikon męskości.
Do oglądania Escape Plan trzeba mieć pewien dystans, poczucie ironii i mocny żołądek, czego akurat dzieciom lat 80-tych nie brakuje. Tylko dzięki tym cechom przełkniemy pewne schematy i będziemy mogli się naprawdę dobrze bawić. Zapewniam, że pod wieloma względami jest to naprawdę bardzo dobre kino akcji.
Głównym bohaterem Escape Plan jest grany przez Sylvestra Stallone Ray Breslin, wybitnie inteligentny specjalista od więziennych zabezpieczeń. Skuteczność systemów mających trzymać złych typów za kratami sprawdza na własnej skórze, zakradając się do najcięższych więzień pod przykrywką, udając osadzonego i uciekając z twierdzy w bardzo wymyślny sposób. Oczywiście szybko przychodzi czas na moment prawdziwej próby umiejętności i charakteru. Ray otrzymuje super tajne i super trudne państwowe zlecenie, na które opacznie i pochopnie się zgadza. Niestety, uwięzienie w miejscu, o którym nikt nie wie, okazuje się wymyślną pułapką, prawdziwym piekłem na ziemi i to w dodatku skonstruowanym wedle szczegółowych wytycznych z jego książki. Na szczęście, nawet w więzieniu można znaleźć przyjaciela. W stworzeniu kolejnego planu ucieczki (i to naprawdę dobrego) pomaga Rayowi niejaki Emil Rottmayer, grany przez samego Arnolda Schwarzeneggera.
Przyznam szczerze, że Escape Plan to bardzo zręczne połączenie klasyki gatunku ze świeższymi więziennymi produkcjami, takimi jak Prison Break. Wbrew początkowym obawom, nie miałam przy oglądaniu choćby jednego momentu zażenowania. Sądzę, że wprost idealnie wykorzystano tu konwencję i warunki głównych aktorów. W kilku przypadkach byłam nawet autentycznie zaskoczona zwrotami akcji. Oglądanie tej produkcji to naprawdę świetna, niezobowiązująca rozrywka, a już patrzenie na spotkanie dwóch gigantów kina akcji w bardzo dojrzałym wieku to czysta radość. Smuci mnie jedynie to, że Sylvester Stallone zdaje się znosić upływ czasu znacznie gorzej niż Arnold Schwarzenegger. Twarz mu obwisła, brwi wyglądają jak dorysowane i coś się stało z szyją (jak chce spojrzeć w bok, obraca całe ciało co daje zaskakujący efekt komiczny). I tak jest jednak znacznie lepiej niż mogłoby być w przypadku kogoś mniej prawdziwego, zgrywającego się tylko na twardziela, jak to się często zdarza w filmach akcji. Za to Arnold prezentuje się wręcz kwitnąco. Czyżby miał lepszych lekarzy? Muskulatura i rysy twarzy jak najbardziej na miejscu, a do tego ten germański zarost… Uważam, że obaj panowie pokazują spora klasę powracając po latach do, tego w czym niegdyś byli mistrzami świata. Ich dialogi i sceny walki to wciąż klasyka gatunku. Jest śmiesznie, inteligentnie, zaskakująco i świeżo, nie rozumiem więc za co ta Złota Malina.
Filmu nie widziałem, słyszałem i chciałem obejrzeć. O złotej malinie dla tego tytułu nie słyszałem. Zwiastun jest niczego sobie. Powyższa recenzja pochlebna, więc spróbuję sam się przekonać jak tytuł wypadł. Pozdrawiam
Zachęciłaś mnie. Uwielbiałem wszystkie filmy ze Stallonem i Arnoldem. Mimo, że na niektórych zasypiałem (jak Conan Barbarzyńca). Seria o Rockym ukształtowała mój mózg bardziej niż szkoła i otoczenie, tak jak kultowa piosenka. Chociaż ostatnio Rocky był już bardzo średni.
Moim zdanim znacznie wyższy trzyma poziom niż ostatnia „seria” Niezniszczalnych, szczególnie jeśli chodzi o Stallone w których totalnie się w nich wygłupił i ośmieszył. Tamte filmy to było takie na siłe wskrzeszanie dawnych bohaterów i nic poza tym. Bardzo zresztą nieudane.
Tutaj jest naprawde nieźle (twórcy odrobili lekcje co trzeba zrobić z dawnymi herosami by znowu przyciągnąć widzów i by widzowie, cześto młode pokolenia nie czuli rozczarowania) Stallone gra jak za starych dobrych czasów, botoks oklapł i już tak nie straszy widzów, do tego jeszcze Arnold który całkiem nieźle się trzyma i jest wciąż niezłym aktorem.
Nic dodac, nic ujac. Jak na starych dziadkow, film rewelacyjny. Klasyka w kazdym calu, warty obejrzenia po obiadku dla relaksu. Zdecydowanie lepszy od Niezniszczalnych. Scena podczas ucieczki gdy pozuja do kamery G.E.N.I.A.L.N.A! Polecam:)