Pomiń zawartość →

Nić widmo

Obejrzałam film może nie z jakąś wielką przyjemnością, ale na pewno z zaciekawieniem. Koniecznie chciałam się dowiedzieć o co chodzi w tym całym medialnym szumie wokół Nici widma i na pewnym poziomie się dowiedziałam. Piszę na ,,pewnym poziomie”, gdyż, czytając recenzje bardzo mądrych krytyków, dotarło do mnie, że nie jestem i nigdy nie będę modelowym odbiorcą podobnych dzieł. W sferze symbolicznej, tam gdzie znawcy doszukują się licznych odniesień do innych twórców i zjawisk kultury, ja dostrzegam dziwność i nudę. Cóż, po tylu latach zdążyłam się już pogodzić z faktem, że filmoznawca ze mnie żaden, ale przyznam, że jeszcze się troszeczkę dziwię, że tak wielu ludziom kino podobnej klasy przypada do gustu. Dla mnie prawdopodobnie (bo inaczej by się przecież zakochała w tym obrazie) za wysokie progi, ale dla rzeszy zachwyconych odbiorców na szczęście nie.

Archetyp wielkiego artysty

Jesteśmy w Londynie lat 50-tych, w którym niekwestionowanym królem mody jest wybitny krawiec Reynolds Woodcock (Daniel Day-Lewis). Prowadzi on samotniczy żywot, w którym najważniejsze są piękne suknie, projektowane dla księżniczek, arystokratek i bogaczek, czyli jednym słowem dla brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, w której każda kobieta, od najmłodszej po najstarszą, wprost marzy o galowym wdzianku uszytym w The House of Woodcock. Choć Reynolds uchodzi za tajemniczego i przystojnego mężczyznę, w którego życiu nie brakuje kobiet, uparcie pozostaje kawalerem. Jedyną niewiastą obecną w jego życiu na stałe jest siostra Cyril (Lesley Manville), również bardzo zaangażowana w prowadzenie rodzinnej firmy. Nieoczekiwanie, pedantyczne zwyczaje Reynoldsa i praktycznie wszystko, czym żyje wielki krawiec, zostaje zachwiane w momencie, w którym pojawia się w jego życiu urocza młoda kelnerka Alma (Vicky Krieps). Zachwycony jej kobiecymi kształtami Reynolds, najpierw bierze z niej miarę na suknię, a następnie czyni swoją kochanką. Alma, na pierwszy rzut oka cicha, skromna i zahukana istota, mogąca uchodzić za wcielenie niewinności (ale nie dajcie się zwieźć, bo z niej też niezły numer), próbuje się dopasować do sztywnych zwyczajów panujących u Woodcocków. Stopniowo i z wielkim trudem, udaje jej się wywalczyć pewną pozycję w tej dziwnej rodzinie, a także znaleźć dla siebie miejsce w firmie.

I to tyle jeśli chodzi o fabułę, która opiera się na uczuciach dwojga kochanków i złowieszczej obecności demonicznej siostry w tle. Dla mnie osobiście, najciekawszym aspektem tego filmu są przepiękne zdjęcia, szczególnie zbliżenia na suknie i wszystkie te szczegóły związane z mistrzowskim wykonywaniem krawieckiego rzemiosła. Zawsze miło jest oglądać przy pracy ludzi, którzy robią coś najlepiej na świecie, nawet jeśli są to postaci fikcyjne. Praca Reynoldsa Woodcocka, znakomicie zagrana przez Daniela Day-Lewisa, jak zawsze dokładnie przygotowanego do roli, to rzeczywiście prawdziwa uczta dla oczu, nawet tak niewprawnych jak moje.

Bardzo przemówiło do mojej wyobraźni także to, jak główny bohater obchodzi się ze sobą i wszystkimi dookoła tak, by nie zakłócać swego wyjątkowego twórczego stanu. Jego sztywna codzienna rutyna, dziwne rytuały i ogromna troska z jaką on i siostra starają się nie zachwiać delikatnej równowagi jego artystycznego umysłu, są często histerycznie śmieszne. Sztuka sztuką, ale aż by się chciało nim potrząsnąć i wykrzyczeć: „Stary! Przecież ty tylko szyjesz kiecki!”. Podejrzewam, że wielu mistrzów w swej dziedzinie, na przykład neurochirurgów, czy światowej klasy polityków, mniej się ze sobą certoli niż ten pan. Myślałby kto, że to Beethoven komponuje symfonię, a nie krawiec bierze miarę na spódnicę.

Trafił swój na swego

O tym, że miłość to dziwne i nieprzewidywalne uczucie wiemy od dawna, ale historia tego związku wprawia w niemałą konsternację. Alma wydaje się dziewczyną wprost idealnie skrojoną na potrzeby Reynoldsa i na odwrót, a w dodatku zachodzi tu zjawisko, które roboczo nazywam ,,trzymaniem sztamy przeciwko widzowi”, gdyż przez większość czasu oni doskonale wiedzą w co grają i co się między nimi dzieje, ale niemal do samego końca my nie jesteśmy w to wtajemniczani. Nie wyczytamy niczego z chłodnych gestów i rzadkich spojrzeń, nie zdradzą ich też słowa, gdyż tych pada w Nici widmie bardzo mało (szczególnie jak na tak długi film). Muszę przyznać, że gdzieś w połowie filmu zaczęło mnie to nużyć i frustrować.

Moje ambiwalentne uczucia związane z tym obrazem spowodowane są prawdopodobnie tym, że od początku nie rozumiałam układu jaki jest między Almą a krawcem, organicznie obce są mi takie akcje, jakie dziewczyna organizuje w kuchni i ogólnie uważam, że obojgu przydałby się dobry terapeuta. Denerwuje mnie samo założenie, z jakiego najwidoczniej wychodzi Alma, że jej partner, z racji tego, że jest uznanym twórcą, może zachowywać się tak oschle i okrutnie. No, ale może zwyczajnie nie miałam na żywo do czynienia z wielkim artystą i nie rozumiem tej charyzmatycznej aury.

Muszę też napisać, że podejrzewam, że gdyby nie ogłoszono, że Nić widmo będzie ostatnim filmem Daniela Day-Lewisa, zachwytów byłoby znacznie mniej. Sympatia do wybitnego aktora (choć zdecydowanie nie mojego ulubionego) nie powinna przeważać szali, na której leżą też ponad dwie godziny milczenia, niemiłosiernie wydłużanych scen przy stole i ładnych zdjęć sukienek.

Opublikowano w Filmy

2 komentarze

  1. Abby Abby

    SPOILER: Mnie ten film podobał się prawie do samego końca, ale zakończenie to klapa. Miałam nadzieję, że Alma okaże się silna i sobie z nim poradzi, ale przecież nie w taki sposób! Moim zdaniem, zakończenie nie jest wiarygodne psychologicznie. Alma mogła okazać się tym, kim się okazała, ale Woodcock? Nie wierzę. Prędzej najadłby się tylko po to, żeby wezwać lekarza i policję.

  2. Ola Ola

    Też tak uważam! Miałam wrażenie, że postaci na siłę udziwniono. Nie rozumiem na przykład jakim cudem kobieta chce założyć z krawcem rodzinę i mieć w przyszłości dzieci, skoro zamierza go regularnie podtruwać (chyba w ramach terapii na uspokojenie i wyciszenie :), co musi być niebezpieczne dla zdrowia i życia. No a gdy czytam, że to taka wyrafinowana komedia, to mam wrażenie, że oglądałam zupełnie innych film niż krytycy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *