Pomiń zawartość →

Tag: Brian Gleeson

Nić widmo

Obejrzałam film może nie z jakąś wielką przyjemnością, ale na pewno z zaciekawieniem. Koniecznie chciałam się dowiedzieć o co chodzi w tym całym medialnym szumie wokół Nici widma i na pewnym poziomie się dowiedziałam. Piszę na ,,pewnym poziomie”, gdyż, czytając recenzje bardzo mądrych krytyków, dotarło do mnie, że nie jestem i nigdy nie będę modelowym odbiorcą podobnych dzieł. W sferze symbolicznej, tam gdzie znawcy doszukują się licznych odniesień do innych twórców i zjawisk kultury, ja dostrzegam dziwność i nudę. Cóż, po tylu latach zdążyłam się już pogodzić z faktem, że filmoznawca ze mnie żaden, ale przyznam, że jeszcze się troszeczkę dziwię, że tak wielu ludziom kino podobnej klasy przypada do gustu. Dla mnie prawdopodobnie (bo inaczej by się przecież zakochała w tym obrazie) za wysokie progi, ale dla rzeszy zachwyconych odbiorców na szczęście nie.

2 komentarze

Mother!

Matka mną wstrząsnęła i uważam, że każdy widz powinien zafundować sobie podobny wstrząs, nawet jeśli nie jest wielkim fanem Darrena Aronofsky’ego. Sama jestem zaskoczona tym, że było to dla mnie tak wielkie przeżycie, choć przecież widziałam Źródło, Noego i Pi, zatem wiedziałam mniej więcej czego mogę się spodziewać. Mother! To jednak zupełnie inna jakość. Przyznam, że nie od razu ten film do mnie przemówił. Nie lubię Jennifer Lawrence (łagodnie rzecz ujmując), a pierwsze połowa filmu, podczas której widzimy głównie ją miotającą się na boso po domu, przypomina reklamę Ikei lub Castoramy, ale za to to, co dzieje się później, gdy całość zaczyna układać się w logiczną całość, z powodzeniem wynagradza nam remontowe widoczki i chaos pierwszych scen. Zdecydowanie nie obejrzałabym tego drugi raz, ale nie żałuję pierwszego. Prawdę mówiąc, dziwię się tak wielkiej liczbie negatywnych opinii i bardzo małej liczbie widzów na sali (na czwartkowym seansie było z nami chyba tylko sześć osób). Uważam, że skoro tak rzadko możemy obcować w kinie z tak ostatecznym, głębokim tematem, to nie można sobie pozwolić na odpuszczenie sobie nowego dzieła Aronofsky’ego. Na mnie działa.

Komentarz