Pomiń zawartość →

Michaela DePrince, Elaine DePrince, Wytańczyć marzenia

Wszyscy uwielbiamy opowieści o baletnicach. Kochamy na nie patrzeć, gdy pełne gracji i delikatności przemykają przez scenę. Urzekające są także opowieści o tym jak ciężką pracą osiągnęły perfekcję w tańcu. To właśnie ta szalona dyscyplina, połączona z kobiecym pięknem, stanowi źródło inspiracji do takich obrazów jak Czarny łabędź czy rewelacyjny serial Pot i łzy. Balet ma też inną twarz, mniej przyjazną i delikatną, o czym przekonuje historia Misty Copeland, ciemnoskórej baleriny, która nieraz w swej karierze usłyszała, że czarne dziewczyny nie są stworzone do klasycznego baletu. Jeśli, tak jak mnie, zaintrygowała was historia Misty Copeland, to opowieścią Michaeli DePrince będziecie wprost zachwyceni. Ta dziewczyna naprawdę dokonała niemożliwego!

Taniec afrykańskiej sieroty

Michaela DePrince przyszła na świat w ogarniętym wojennym chaosem Sierra Leone jako Mabinty Bangura. Nawet w swym ojczystym kraju, na łonie rodziny, nie miała łatwego życia. Bycie jedynym dzieckiem ubogich rodziców, w dodatku dziewczynką, nie było proste, a już bycie dziewczynką z bielactwem praktycznie nie dawało jej szans na normalne życie. Z powodu szykan ze strony wujka, ciotek i innych dzieci, Mabinty była bardzo samotna i zamknięta w sobie. Jej życie jeszcze się pogorszyło, gdy rebelianci zabili jej rodziców, a okrutny wuj oddał ją do najbliższego sierocińca, domagając się przy tym jeszcze opłaty za dziecko. W przytułku dla sierot nasza bohaterka została sprowadzona do numeru 27, jak nazywali ją opiekunowie. Tutaj także przeszła wiele traumatycznych przeżyć, cudem unikając śmierci od chorób czy z reki panoszących się po okolicy rebeliantów. I to wszystko przed ukończeniem piątego roku życia. Na szczęście los się do niej uśmiechnął i znaleźli się ludzie gotowi adoptować nie tylko ją, ale i jej najbliższą przyjaciółkę z sierocińca. Od momentu poznania swych amerykańskich rodziców i przybycia do USA, wszystko się dla Mabinty zmieniło, a przybranie imienia Michaela było symbolem tej zmiany.

Jeszcze w Afryce, gdy nie mówiła po angielsku i nie wiedziała co to balet, Michaela wiedziała, że chce zostać z tancerką. Znalezione przypadkiem czasopismo ze zdjęciem baletnicy, było jej pociechą w najgorszych momentach. Po znalezieniu nowej (i to bardzo kochającej) rodziny, marzenie o tańcu mogło się spełnić.

Wytańczyć marzenia to opowieść nie tylko o tym, jak przetrwać bardzo wymagające kursy baletu będąc małym (a potem już coraz starszym) dzieckiem, ale też o tym, jak ważne jest w życiu właściwe nastawienie. Micheala na każdym kroku musi walczyć z rozmaitymi uprzedzeniami, w tym także rasowymi. Nie podoba się białym, a jeszcze bardziej czarnym, którzy nie rozumieją, dlaczego ma białych rodziców. W wielu miejscach jest traktowana gorzej od pozostałych członków swej adopcyjnej rodziny, ale z tym bardzo dobrze sobie radzi i stara się godnie wybrnąć z takich sytuacji. Gorzej jest z uprzedzeniami w świecie baletu, przybierającymi bardziej zawoalowane formy. Nikt nie mówi jej wprost, że się nie nadaje, że to nie jej świat, ale już jako dziecko słyszy z każdej strony ogóle sądy dotyczące tego, że Afroamerykanki są zbyt mocno zbudowane, że podczas dojrzewania tyją i nie mają fizycznych predyspozycji do wymagającego gracji i delikatności klasycznego tańca. Można sobie wyobrazić, że gdy doszły do tego związane z bielactwem białe plamy na ciemnej skórze Michaeli, nasza balerina miała naprawdę masę kompleksów i uprzedzeń do pokonania, ale zrobiła to i to w doskonałym stylu, z mistrzowską gracją godną najlepszych światowych scen.

Dziś panna DePrince jest jedną z najmłodszych i najbardziej cenionych zawodowych tancerek na świecie, występującą w Dance Theatre w Harlemie i w Narodowym Balecie Holenderskim. Do tego ta nieśmiała i mówiąca z silnym akcentem baletnica udzieliła także wielu telewizyjnych wywiadów, pojawiała się w licznych programach rozrywkowych, a nawet we wspaniałym filmie dokumentalnym poświęconym dziecięcym tancerzom baletowym (Pozycja pierwsza, reż. Bess Kargman). Wszystko to z myślą o innych czarnoskórych dziewczynkach, o innych dzieciach wojny, które przecież jak każdy, też mają swoje marzenia.

Amerykański sen

Muszę jasno powiedzieć, że pod względem formy i języka nie jest to książka efektowna. DePrince w prostych słowach opisuje to, co jej się przydarzyło, jak wyglądało jej życie w Afryce i w Ameryce zanim stała się światowej sławy tancerką. Uważam, że ta prostota i szczerość emanująca z każdego zdania tej książki, to jej największa zaleta. Czytelnik od razu może poczuć siłę opisywanych tu emocji, możemy być naprawdę blisko naszej bohaterki. Żadnych ozdobników, żadnego użalania się nad sobą, tylko naga prawda i wiele opisów licznych wyrzeczeń i ciężkiej pracy, potraktowanych tak, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie i każdy mógłby dokonać tego samego, gdyby tylko chciał.

Naprawdę urzekło mnie to, jak biedna, chora, z góry skazana na niepowodzenie afrykańska sierota, staje się na kartach tej książki prawdziwym wcieleniem amerykańskiego snu. Michaela ma od początku jasno wytyczony cel, któremu wszystko podporządkowuje. Zaczyna jako pięciolatka, prawie nie rozumiejąca angielskiego, ale nim czytelnik zdoła się zorientować, towarzyszy już przedsiębiorczej nastolatce, która oprócz tego, że uczestniczy w wymagających kursach, obozach i konkursach tanecznych, to jeszcze bije pływackie rekordy i jest prymuską w szkole. Coś niesamowitego! Do tego wszystkiego nasza bohaterka jest naprawdę wspaniałą siostrą i córką, dobrym człowiekiem i świadomym członkiem afroamerykańskiej społeczności, robiącym co w jej mocy, by zainspirować inne osoby w podobnej sytuacji.

Polecam tę książkę szczególnie młodym czytelnikom. Czyta się w jeden wieczór, a wzór do naśladowania zostaje na całe życie.

Opublikowano w Książki

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *