Wczoraj był nasz kolejny wieczór z My French Film Festivalem. Tym razem wybór padł na bardzo oryginalną i zmysłową prawie komedię pt. Liczę do trzech! Jak wynika z tytułu, jest to rzecz o trójkącie miłosnym, ale ukazanym w zupełnie nowy i świeży sposób. Nie jest to oczywiście film dla wszystkich. Jeśli gorszą was eksperymenty erotyczne (choć tu seks jest bardzo gustownie pokazany) lub jesteście mało odporni na długie ujęcia i bardzo oszczędne dialogi (bohaterowie głównie milczą i robią wymowne miny), to raczej nie jest to fabuła dla was. Ale jeśli chcecie się dowiedzieć czegoś o młodym pokoleniu odważnych i świadomych swych potrzeb Europejczyków, zapraszam do seansu.
Jaka piękna para
Micha (Félix Moati) i Charlotte (Sophie Verbeeck) są ze sobą od kilku lat i właśnie kupili stylowy stary dom w Lille, który razem remontują. Darzą się oczywiście wielkim uczuciem, miłość między nimi jest tu naprawdę wspaniale pokazana, ale coś w nieskrępowanej i buntowniczej naturze Charlotte nie pozwala jej się w pełni zaangażować.
Odskocznią od tego związku jest dla młodej kobiety kolejna relacja, tym razem z bliską przyjaciółką obojga małżonków, Melodie (Anaïs Demoustier). Gdy je poznajemy, panie przeżywają właśnie pierwszy poważniejszy kryzys w swym trwającym pięć miesięcy związku, w czym nie bardzo pomaga fakt, że muszą się z nim kryć przed Michą. Sytuacja dodatkowo się zagęszcza, gdy mężczyzna także zaczyna wykazywać zainteresowanie uroczą, rudowłosa i piegowatą Melodie. Ta historia, pełna tragikomicznych incydentów, będzie miała naprawdę nieoczekiwany finał.
Bez zbędnych słów
Mnie osobiście brak szczególnie rozbudowanych dialogów zupełnie nie przeszkadzał, zwłaszcza że trójka utalentowanych aktorów naprawdę potrafi oddać całą skalę emocji oczami i mimiką. Jest w tym mnóstwo ciepła i zmysłowości.
Urzekły mnie także nietypowo poprowadzone sceny komiczne. Gdy już myślimy, że ta kameralna produkcja jest ckliwym dramatem, Melodie zaplątuje się w swoją suknię, ucieka po dachach domów lub jej dziwny szef zostaje zaatakowany w najmniej odpowiedniej chwili. Warto to zobaczyć, szczególnie jeśli jest się wielbicielem wdzięków Anaïs Demoustier, pokazującej w filmie naprawdę sporo.
Oprócz tego, że to oryginalna opowieść o miłości i trudnych wyborach, zapamiętam Liczę do trzech! także z powodu pięknych budynków i ich wnętrz. Klimat Lille, małych ceglanych domków, zacisznych podwórek i krętych uliczek jest tu wprost magiczny i mocno zachęca do tego, by zobaczyć miasto osobiście.
Po Twojej recenzji jestem pewna, że kiedyś obejrzę ten film. Zdecydowanie. ;)
W weekend zamierzam przysiąść przy My French Film Festival i zastanawiałem się od czego zacząć. Z opisu wynika, że historia trochę podobna do „Wyśnionych Miłości” Dolana, które są w moim absolutnym topie, także „À trois, on y va” padnie jako pierwsze.
Póki co widziałam kilka filmów podczas tegorocznej edycji my French Film Festival. Liczę do trzech jest na pewno jednym z tych, które przypadły mi do gustu. Bardzo podobała mi się też muzyka. Mam nadzieję, że zdążę obejrzeć go jeszcze raz.