Pomiń zawartość →

Lekarstwo na życie

Każdy, kto miał szczęście przeczytać Czarodziejską górę Tomasza Manna, wie zapewne, że mało jest dzieł dających się z tym porównać. Ta powieść to szczyt szczytów, niedościgły ideał pisarstwa, dzieło wyjątkowej urody i źródło inspiracji dla innych twórców, mogących jednak tylko próbować osiągnąć choćby cześć tego co Mann. Nie będzie dla nikogo niespodzianką, że Czarodziejską górę wprost uwielbiam, a każde nawiązanie do niej we współczesnej kulturze uważam za rzecz ważną i godną odnotowania, dlatego też wybrałam się niedawno na seans Lekarstwa na życie. Recenzje ten horror miał różne, w większości jednak negatywne, ale i tak byłam filmem zachwycona. Wizualnie to pierwsza klasa, a fabularnie, jedno wielkie odwołanie do klasyków horroru (z tym, że tego mniej strasznego).

Wieje grozą u wód

Głównym bohaterem filmu jest młodzian o nazwisku Lockhart (Dane DeHaan), zapracowany, egocentryczny pracownik korporacji, który wspinając się po szczeblach kariery zawodowej, zaprzepaścił gdzieś po drodze duszę. Przy okazji wielkiego awansu, dostaje od przełożonych do wypełnienia misję: ma polecieć do Szwajcarii, gdzie w Alpach zaszył się jeden z szefów firmy, którego trzeba natychmiast ściągnąć z powrotem. Zadanie nie wydaje się zbyt trudne, bo co może pójść nie tak w miejscu tak spokojnym, a nawet nudnym, jak sanatorium dla znżonych życiem i schorowanych bogaczy z całego świata. Niestety jednak, misja od początku nie przebiega zgodnie z oczekiwaniami Lockharta. Mężczyzna, po którego przybył, jest przed nim ukrywany, cały personel, choć uprzedzająco uprzejmy, wydaje się jakiś dziwny, a zarządzający całością doktor Volmer (Jason Isaacs) to wręcz demoniczny typ. W dodatku, próbując wyjechać z sanatorium, nasz bohater ulega ciężkiemu wypadkowi, przekonując się tym samym, że zapewnienia pacjentów o tym, że stąd nikt nie wyjeżdża, nie były tylko czczymi pogróżkami. Na szczęście, czas rekonwalescencji, ogólnie pełen bólu i makabrycznych przeczuć, umilać mu będzie urocza Hannah (Mia Goth), jedyna młoda pensjonariuszka tego ośrodka. Oczywiście, jak można się spodziewać, ona sama także skrywa wiele mrocznych sekretów, choć sama do końca zdaje się nie zdawać sobie z tego sprawy.

Fabuła rozwija się dość wolno, ale dzięki temu mamy okazję odpowiednio wczuć się w klimat, poczuć zbliżające się do bohatera zło. Przyznam, że trochę sama się sobie dziwię, bo w tym bardziej thrillerze niż horrorze nie było absolutnie niczego oryginalnego, wszystkiego można było się dość szybko domyśleć, a jednak bawiłam się świetnie na seansie. Co z tego, że nie raz już widziałam zabójcze piękność o mrocznej duszy, szalonych naukowców, dziwnych sanitariuszy, diaboliczne pielęgniarki czy wreszcie groteskowych Igorów grzebiących po nocy w ogródku, skoro nigdy jeszcze nie podano mi tego w tak pięknej oprawie. Zapewniam, że jeśli macie w sobie choć odrobinę zmysłu estetycznego, nie dotknął was daltonizm ani kurza ślepota, docenicie tę wizualną ucztę.

Najpiękniejsze miejsce na ziemi

Powiem tak: muszę koniecznie dowiedzieć się gdzie znajduje się filmowe sanatorium by móc tam jechać na kurację i też, jak bohaterowie filmu, nigdy już nie wrócić. Miejscem akcji nie jest bowiem jakieś tam nowobogackie SPA w Szwajcarii, ale pierwszorzędny stary kurort, z gatunku tych, do których mogli jeździć jeszcze bogaci rówieśnicy naszych pradziadków przed wojną. To do takich miejsc jeżdżą bohaterowie powieści historycznych gdy mówią, że potrzebna im kuracja u wód. Patrząc na te malownicze budowle, półdziką zieleń, piękne wnętrza, w których czas niewiele zmienił, czułam, że piękno jednak ma znaczenia, a dzisiejsza pasteloza i plastikoza okradają nas z czegoś bardzo ważnego. W dodatku zdjęcia są tu tak pomysłowe, a scenografia dobrana tak gustownie, że praktycznie każde ujęcie nadaje się na zjawiskową fototapetę czy olejny obraz. Nie umiem nawet powiedzieć, które ujęcia bardziej mi się podobały. Czy było tu górskie niebo odbijające się w wodzie z fontanny, czy zjazd rowerem po otoczonej lasem drodze, czy może wreszcie (chyba jednak to) przebudzenie się po wypadku Lockharta w typowym sanatoryjnym pokoju? Zrozumiecie mnie, gdy sami po filmie zaczniecie się zastanawiać, czy by tu nie kupić dokładnie takich samych kafelek, nie przemalować ścian na dokładnie ten odcień zieleni lub czy nie wywalić absolutnie całego plastiku z domu, by też mieć iluzję, że czas zatrzymał się gdzieś na końcu XIX wieku. Bardzo chętnie poddałabym się właśnie takiemu wizualnemu eksperymentowi.

Choć może sama intryga mnie nie zelektryzowała, to jednak muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało to, jak się powoli rozwija i ma jakąś swoją wewnętrzną, choć groteskową logikę. Jestem też pewna, że każdemu, kto lubi Czarodziejską górę, spodoba się obsada tego filmu (aż szkoda, że to nie jest dosłownie adaptacja powieści Manna, bo tak ładnie wszystko dopracowano, że aż szkoda tego na horror). DeHaan spokojnie mógłby uchodzić za bladego, nieco zmęczonego Castorpa, któremu nagle cygara nie smakują (te worki pod oczami są bardzo wymowne). Zresztą jego postać też rzuca palenie. Starzy pacjenci to malownicze stadko charakterystycznych typów z każdego zakątka świata. No a już sam doktor Volmer udał się znakomicie. To właśnie on wprowadza ten niepokojący klimat, który tak mnie kiedyś zachwycił w powieści. Grający go Isaacs ma w sobie coś takiego, co czyni z niego idealnego szalonego naukowca, o czym już się mogliśmy przekonać oglądając serial OA.

Zamieszkanie w takim miejscu jak to jest moim wielkim marzeniem, a dzięki filmowi Gore’a Vebinskiego przez ponad dwie godziny czułam się tak, jakbym naprawdę znalazła się w świecie Czarodziejskiej góry. Jako czytelniczka doceniam także mruganie okiem do widza, tak jak w scenie deprywacji sensorycznej, w której pan pielęgniarz czyta właśnie powieść Manna. Ogólnie, cały ten film to taka śmieszno-straszna wariacja na temat, ale jak napisałam na początku, dla mnie każdy hołd złożony najlepszej powieść jaką wydała kultura Zachodu się liczy.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

  1. […] pisałam o inspirowanym Czarodziejską górą Tomasza Manna dreszczowcu pt. Lekarstwo na życie, a tu znowu trafił mi się rarytas na ten sam temat. Już nie samym oryginałem niemieckiego […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *