Gdyby brytyjscy filmowcy oglądali więcej polskiej telewizji, ten trzyczęściowy dramat nigdy by nie powstał. Jego fabuła jest łudząco podobna do wątku z kultowego serialu Klan, a jego główny bohater to istny Rysiek Lubicz. Żeby było śmieszniej, to że oglądam Ryśka (a także nowe wcielenie jego małżonki Grażynki) dotarło do mnie dopiero pod koniec trzeciego, bardzo nieudanego, odcinka. Jeżeli nie jesteście zagorzałymi fanami brytyjskich seriali z gatunku tych, co to, jak ja, muszą obejrzeć wszystko, proszę, oszczędźcie sobie męki patrzenia jak londyński taksówkarz-niezguła bawi się w mafiosa.
Morrissey znów znudzony małżeństwem
Podobnie jak w 7.39 tym razem także David Morrissey wciela się w przeciętnego faceta po czterdziestce, którego dopada kryzys. Znowu ma nudną i upierdliwą żonę (Claudie Blakley) i zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym dobija go brak perspektyw na jakiekolwiek zmiany. By pomóc wam wyobrazić sobie smutek jego żywota napiszę, że najbardziej zasmuca go (oraz widzów) chyba nie to, że stracił syna na rzecz sekty, czy że ma strasznie brudzących nocnych klientów, których wozi swoją taksówką, ale to, że zabrakło mu w ankiecie jednego punku zaledwie, by miał swobodny dostęp do leków antydepresyjnych. Oj smutne jest życie taryfiarza!
Monotonia dnia codziennego, przerywana jedynie spięciami z żoną i kłótniami z nastoletnią córką. Ciągnie się to i ciągnie, za oknem taryfy szaro i pada, aż tu nagle stary kumpel wychodzi z więzienia i życie cichego niepozornego Vince’a nagle się odmienia. Przyjaciel Cole (Ian Hart) to niezły gagatek, który powoli, ale skutecznie wciąga taksówkarza w przestępcze środowisko, któremu szefuje karykaturalne indywiduum o ksywie Koń (Colm Meaney). Z początku Vince miał jedynie zajmować się przewożeniem za wysoką opłatą podejrzanych typów i dziwnych przesyłek, ale nim się zorientował, zaczął pomagać w znacznie grubszych akcjach, co jego samego przeraziło, a mnie szalenie zirytowało, ponieważ gangster z niego taki jak ze mnie śpiewaczka operowa.
Przez trzy długie godziny oglądamy tu różne sfery życia kierowcy. Towarzyszymy mu podczas nocnych kursów, rodzinnych posiłków i chwil totalnego załamania psychicznego, których ma naprawdę sporo jak na dorosłego faceta. Gdybym była bardziej empatyczna i tolerancyjna w stosunku do osób z poważnym deficytem inteligencji, może i nawet bym polubiła tego poczciwca. W sumie dobry z niego chłop, który chciałby zapewnić rodzinie spokój i dostatek, a jednocześnie łaknie dla siebie adrenaliny płynącej z mocnych wrażeń. Wszystko byłoby dobrze, gdyby się tak szybko nie rozmyślił w najmniej odpowiedniej chwili. Raz odgrywa twardego gangstera, by zamiast potem być rozlazłą, rozmemłaną ciapą i praworządnym, świętszym od papierza obywatelem. Mógłby się zdecydować.
Galeria wkurzających typów
Najbardziej denerwujący jest właśnie tytułowy taksówkarz Vince, tak bardzo podobny do Ryśka z Klanu (z tego co wiem, Rysiek też kiedyś pokazał swoją mroczną stronę, ratując córkę Bożenę). Gdy oglądałam tę produkcję, cały czas towarzyszyło mi napięcie związane wcale nie z tym, że chłopina zostanie na czymś przyłapany, albo że bandziory zrobią mu jakąś krzywdę, tylko z tym, że on niczego nie robi tak, jak powinien. Nie odbiera na czas wiecznie dzwoniącego telefonu, nie potrafi ukryć dowodów przestępstwa i nawet mały podsłuch leci mu z rąk (gdybym była z nim w tej łazience, to bym go pacnęła w twarz normalnie). A do tego to wieczne zagubienie w oczach i buzia w podkówkę, jakby był ciut opóźnionym przerośniętym chłopczykiem. Patrzenie na to nie należało do przyjemności.
Równie irytujące są pozostałe pacynki w tym teatrzyku. Koń jest dziwacznie przerysowany i razem ze swoim stadkiem bandziorów stanowią najbardziej stereotypowe, a zarazem pocieszne przestępcze grono jakie widziałam (to już w bramie mojej kamienicy stoją ciekawsze typy i założę się, że za kilka piw nieźle by zagrali). W grupie przestępców najgorzej wypada Cole, postać żywcem wyjęta z kabaretu. Scena, w której okazuje się, że jego ukochana jest w ciąży z jego bratem bliźniakiem jest chyba niezamierzenie, ale wręcz histerycznie, śmieszna.
Z rodziną taksówkarza jest równie źle. Jakby ktoś powstawiał kalki najbardziej stereotypowej nastoletniej córki i zgorzkniałej żonki, dopytującej głupio i upierdliwie o jakieś szczegóły. Tak, na ich widok także od razu myśli się o przemocy fizycznej.
Miniserial The Driver polecam chyba tylko autentycznym polskim taksówkarzom, którzy zastanawiają się, czy kolegom w Anglii lepiej się pracuje. Mogą rozważyć sobie plusy (serialowego taksówkarza stać na naprawdę ładny domek z ogródkiem) i minusy (brytyjskie nastolatki jeżdżące taksówkami są naprawdę wredne, groźne i mają problemy z trzymaniem moczu) ewentualnej emigracji i uczenia się mapy Londynu na pamięć.
A na koniec was rozbawię. Obejrzałam ten słaby serial tylko dlatego, iż sugerując się tytułem, myślałam że będzie w klimacie Drive’a.
Obejrzałem z zainteresowaniem. Ciekawa fabuła, równo rozłożone tempo.
Z perspektywy Polaka oglądającego serial: „Klan” ten mini serial wdaje się infantylny, śmieszny i wręcz nieprawdopodobny.
Z perspektywy Polaka, który spędził dwa lata w Anglii na zmywaku i poznał trochę rodowitych Brytyjczyków, którzy nie zawsze są po „Cambridge” , serial wydaję się bardzo intrygujący. Najciekawsza postacią i najlepiej zagraną jest według mnie Cole. Idę o zakład, że nie był to zawodowy aktor, tylko ktoś typu bohatera z filmu: ‘Edi’ (świetna rola Henryka Gołebiewskiego). Dla mnie serial 9/10. Gorąco polecam!!!