Miło się oglądało, naprawdę miło, choć zapewne fani klasycznej wersji z niesamowitą kreacją Faye Dunaway nie będą zachwyceni. Ja tam jednak szczególnie wybredna nie jestem, specjalnej akcji czy napięcia mi nie potrzeba, a za to doceniam wszelkie próby pogłębienia portretów psychologicznych postaci oraz dopracowaną warstwę wizualną. Szalenie przypadł mi też do gustu tragiczny ton tej właśnie wersji opowieści o dwojgu zatraceńcach. Ze wszystkich filmów jakie widziałam do tej pory, nowi Bonnie i Clyde najbardziej przypominają Troję. Młodzi i piękni przestępcy podobnie jak Brad Pitt – Achilles na każdym kroku muszą dokonywać tragicznego wyboru między przeciętnym, zwykłym, szczęśliwym życiem, a krótką za to dobrze zapamiętaną i zmitologizowaną karierą na nędznym ziemskim padole. Lubię grecką epikę, więc przemawia to bardzo do mojej wyobraźni, choć mam świadomość, że tak naprawdę mamy do czynienia z komiksem.
SkomentujKategoria: Seriale
Już z pierwszym odcinkiem paradokumentalnego serialu Idiota za granicą poczułam, że wreszcie znalazłam idealne show podróżnicze. Jakoś nie przemawiają do mnie tradycyjne formaty, w których opalony bosy pan w średnim wieku lub opalona blondynka w bojówkach, jeżdżą po świecie zachwycając się absolutnie każdym przejawem innej niż zachodnioeuropejska kultury. Dodać należy, że najczęściej pokazywane atrakcje, choć znajdują się na końcu świta, są nam dobrze znane i należą do nich największe budowlane cudaki turystyczne oraz specjały lokalnej kuchni (też ciągle te same). W Idiocie za granicą dla odmiany niewiele nas może zachwycić, ale za to odrzucić czy obrzydzić już bardziej i takie zwiedzanie świata mocno do mnie przemawia.
KomentarzDzisiejszy wpis zacznę może od wyznania dotyczącego innego serialu. Przyznaję zatem, że uwielbiam serial Louie Louisa C.K. Pierwsze odcinki były dla mnie prawdziwym szokiem, a z każdym kolejnym żałowałam, że nie ma więcej takich produkcji. Na szczęście wraz z pojawieniem się Hello Ladies brytyjskiego komika Stephena Merchanta zyskałam kolejnego ulubieńca. Podejrzewam, że większość widzów oglądających tę produkcję może poczuć frustrację, żal, a nawet nienawiść do głównego bohatera. Zapewniam jednak, że przy odrobinie dystansu i autoironii, można oglądając Hello Ladies poczuć przyjemność, jaką daje tylko śmianie się z własnych wad i słabości.
Skomentuj
Z tym serialem cofamy się radośnie do czasów, gdy po Atlantyku piraci hulali w najlepsze. Na wstępie poznajemy wesołą gromadkę, której kapitan szuka mitycznego skarbu, czyli poluje na hiszpański galeon z ogromnymi zasobami złota. Niestety coś ciągle staje mu na drodze do zdobycia pewnej kartki, zawierającej rozkład trasy pożądanej łajby. Nie dajcie się jednak zwieść, że jest to serial o piratach i piraceniu. Wszystkie odcinki jakie obejrzałam do tej pory, rozgrywają się głównie na lądzie, lub w jego pobliżu. Piracka wyspa, pełna nie tylko rabusiów, ale także prostytutek i wszelkiego rodzaju handlarzy, to chaotyczna sceneria, po której poruszają się podobni do siebie nawzajem jak dwie krople wody bohaterowie. Bardzo szybko akcja zamienia się w typowy, przesiąknięty drobnymi spiskami i intrygami slaby dramat historyczny, momentami bardzo przypominający jakąś kiczowatą, nastoletnią fantazje erotyczną.
Pojawienie się serialu Helix uratowało mi normalnie filmowo zimę. Gdy za oknem było straszliwie mroźno, mogłam sobie spokojnie siedzieć pod kocem i oglądać doktorów, którzy utknęli na Arktyce i walczą ze śmiertelnym, zmutowanym, kosmicznym wirusem. Kto by się przejmował, że jest -12, gdy ci biedacy na ekranie mają -50. A tak poważnie, to wszystkich zachęcam do oglądania Helixa, ponieważ to naprawdę świetna zabawa. Produkcja jest może skromna pod względem finansowym (raczej wnętrza się nie zmieniają i nie ma mega znanych aktorów), ale za to jest naprawdę bogata jeśli chodzi o sposoby na pobudzenie ciekawości widzów.
4 komentarzeNie jest totalnie beznadziejnie, ale liczyłam na znacznie więcej. To w końcu Trzej muszkieterowie! Przyznaję, że może i moje podejście nie jest właściwie. Nie jestem wcale obiektywna jeśli chodzi o tę historię, ponieważ do opowieści o dzielnych muszkieterach mam bardzo sentymentalny stosunek. Adaptację powieści Aleksandra Dumasa z 1973 roku widziałam chyba z tysiąc razy i jest to jeden z najjaśniejszych telewizyjnych promyków mojego dzieciństwa. Bez pociesznej twarzy D’Artagnana granego przez Michaela Yorka nie wyobrażałam sobie wprost żadnych świąt (zwłaszcza wielkanocnych; teraz puszczają nam na zmianę Potop i Chłopów). Wszystko mi się w tym filmie podobało, a już zwłaszcza aktorzy, z dużym dystansem i humorem wcielający się w swoje role. Kto może zapomnieć niebezpieczną i oziębłą jak zima Milady De Winter zagraną przez Faye Dunaway? A jaka wspaniała była Raquel Welch jako Konstancja! Do tego każdy z muszkieterów był intrygującą indywidualnością. Tu wszystko było jak trzeba i może dlatego nie mogę się przyzwyczaić do zdecydowanie niższego poziomu nowej serialowej wersji stworzonej przez BBC.
5 komentarzyJak już się zdążyłam zorientować, to serialem Detektyw trzeba się koniecznie zachwycać, bo jak się ktoś nie zachwyca, to jest debilem nie ogarniającym zupełnie filozoficznych kontekstów. Otóż ja się nie zachwycam, mnie się nie podoba i powoli mam już dosyć tego widowiska. Mam takie wrażenie, że niektórzy uważają za wartościowe takie twory kultury, które wydają im się trudne i takie niezrozumiałe, bo wtedy można się snobować na bycie inteligentem. Detektyw idealnie trafia w gusta właśnie takiej widowni (czemu mam wrażenie, że to głównie młodzi mężczyźni z dużych miast, którzy chodzą w szarych swetrach i noszą okulary w czarnych oprawkach?). Niestety, z racji tego, że jestem zupełnie pozbawiona inteligenckich zapędów, nie kupuje tego widowiska.
5 komentarzyMiejscem łączącym wszystkie wątki tego serialu jest tytułowy adres, czyli ogromna, wystawna, przedwojenna kamienica w samym sercu Nowego Jorku, która nosi miano The Drake, czyli smok. Pod ten bardzo prestiżowy adres wprowadza się para miłych, ładnych i prostodusznych młodych ludzi. Henry (Dave Annable) jest prawnikiem marzącym o pracy dla burmistrza, a Jane (Rachel Taylor) fascynuje się konserwacją zabytkowych budynków. Na zamieszkanie w Drake stać ich tylko dlatego, że otrzymują tu okazję na dorobienie jako zarządcy budynku. Bardzo szybko okazuje się, że wymiana żarówek czy porządkowanie piwnicy są doskonałymi okazjami do poznania zadziwiająco tajemniczych losów mieszkańców kamienicy oraz jej właściciela, czyli urzędującego w penthousie demonicznego Gavina Dorana (Terry O’Quinn).
2 komentarzeNapisanie o Glee kosztuje mnie najwięcej siły woli i samozaparcia ze wszystkiego, co wystukałam w ciągu ostatniego roku. Trudność wyrażenia sądu o tej produkcji wynika z tego, że z jednej strony jest to bardzo irytująca, plastikowa, kiczowata papka, a z drugiej strony jednak jest to serial ze szlachetną misją szerzenia tolerancji i szeroko pojętej miłości bliźniego (szczególnie jeśli jest gejem lub przedstawicielem jakiejkolwiek innej mniejszości). Zaczęło się od tego, że już w wakacje postanowiłam oglądać Glee by móc o nim napisać na blogu. Z kilku odcinków zrobiło się kilka sezonów i nim się zorientowałam, codzienne poobiedne seanse tego amerykańskiego plastiku stały się czymś w rodzaju rodzinnego rytuału. Moi drodzy, dałam radę i obejrzałam wszystko, choć przyznam, że nie było to łatwe (a z drugiej strony aż za łatwe, przez co bardzo źle o sobie teraz myślę).
3 komentarzeParty Down mnie zasmuca. Niby to serial komediowy, a jednak patrząc na kelnerów w muchach, pracujących dla tytułowej firmy kateringowej, odczuwam irytację, gorycz i głębokie współczucie dla tych nieszczęśliwych idiotów. A może właśnie tak miało być. Może pod kupą nieśmiesznych, żenujących wręcz żartów, kryje się głęboka i przemyślana strategia twórców, ukazujących widzom tragizm bycia obywatelem zidiociałego amerykańskiego społeczeństwa. A może jednak nie…
Skomentuj








