Naprawdę nie spodziewałam się, że to będzie aż tak pasjonująca opowieść. Liczyłam na kilka błyskotliwych dialogów, których i tak nie zrozumiem, oraz na całą masę nudnych jak flaki z olejem monologów o bankowości. Tymczasem niemal zjadłam paznokcie z emocji, śledząc poczynania grupki głównych bohaterów tego widowiska. Okazało się, że jako posiadaczka frankowego kredytu wziętego zaraz przed wybuchem ogólnoświatowego kryzysu finansowego, nie jestem w stanie (i nawet nie chcę) podejść do tematu obiektywnie. No powiem szczerze, że aż się we mnie zagotowało i zapewne wielu z was, którzy na każdym kroku odczuwają skutki kryzysu, podzieli moje odczucia z seansu.
Kalkulator w głowie, dolary w oczach
Big Short to w sumie bardzo prosta opowieść. Chodzi zasadniczo o to, że mamy bandę dziwaków, którzy kilka lat przed pęknięciem sztucznie dmuchanej bański nieruchomości w USA, wiedzieli o tym, co się stanie i postanowili na tym zarobić prawdziwe kokosy. Co ciekawe, nie była to żadna wiedza tajemna, a jedynie wynik dokładnych obliczeń i uważnej lektury umów kredytowych. Pierwszym ogniwem tego łańcuszka jest dr Michael Burry (Christian Bale) zarządzający funduszem wartym 555 mln dolarów. W momencie, w którym orientuje się, jak wątłe są podstawy amerykańskiej bankowości, postanawia zadbać w pierwszej kolejności o zarobek klientów swojego funduszu. Idzie do banku i ubezpiecza się na wypadek krachu rynku nieruchomości. Dlaczego cała reszta nowojorskich finansistów nie robi tego samego? Cóż, po prostu nikt mu nie wierzy. Wszyscy przywykli do myśli, że kredyty hipoteczne są pewną jak skała inwestycją, dlatego wyśmiewają wprost bosonogiego doktora bez oka, ale jednak podpisują z nim te absurdalne umowy.
Oczywiście znalazła się grupka finansowych rekinów, którzy wyczuli okazję niczym krew w wodzie i poszli śladem dociekań Burry’ego. Jest tu cwaniak, starzy wyjadacze, para bystrych żółtodziobów i pewien gotujący się we własnym sosie furiat, a wszystkich ich łączy chęć dorobienia się na nadchodzącej z nieubłaganą nieuchronnością klęsce kapitalizmu. No i tak to mniej więcej wygląda.
Aktorski top i niemal zrozumiałe terminy bankowe
Big Short to przede wszystkim niesłychane nagromadzenie najlepszych aktorów na tej planecie. Christian Bale, Brad Pitt i Ryan Gosling dzielnie rezygnują z przystojnego looku na rzecz niemodnych fryzur, tandetnej opalenizny i dziwnych ubrań. Przekaz jest jasny: w tym filmie, jak w Sherlocku, seksowna jest przede wszystkim inteligencja. To oczywiście nie dotyczy Steve’a Carella, on nie musiał z niczego rezygnować, bo aż tak korzystną prezencją jak wspomniana trójka nigdy nie dysponował. Trzeba mu jednak przyznać, że pod względem aktorskim wypada tu najlepiej (naprawdę można się przestraszyć tego tragicznego, gniewnego typa), choć Brad Pitt w roli finansisty-paranoika, który zrezygnował z kariery na rzecz hodowli organicznych warzyw i gromadzenia nasion, także może się podobać.
Szczerze wyznam, że jestem naprawdę wdzięczna twórcom filmu za to, że zrobili wszystko, by nawet ktoś tak matematycznie i biznesowo upośledzony jak ja, był w stanie zrozumieć te wszystkie bankowe terminy i praprzyczyny krachu na giełdzie z 2008. Cóż, nie udało się, w drugiej połowie filmu czułam się już jak dziecko we mgle, ale i tak doceniam starania. Choć ostatecznie umknął mi całościowy obraz, było tu wiele scen, które naprawdę przemówiły mi do wyobraźni. Wraz z bankowcami, sprawdzającymi osobiście, czy rzeczywiście na rynku nieruchomości panuje aż taka anarchia jak zapowiedział Burry, nie mogłam uwierzyć w kryminalną głupotę brokerów kredytów hipotecznych i pośredników w obrocie nieruchomościami. No i pomyśleć, że wszystko opierało się na niepoprawnym amerykańskim optymizmie, karzącym wierzyć milionom obywateli w to, że żądza zysku bankierów ma jakieś granice.
Na uwagę zasługuje także nietypowa, bardzo ożywcza, forma tego filmu. Jest tu, pomimo smutnego tematu (inaczej wygląda świat gdy się wie, że wzrost bezrobocia o 1% oznacza 40 tys. zgonów) ogromna dawka poczucia humoru i dystansu. Dosłownie co chwila trzeba sobie przypominać, że przecież wszyscy wiemy jak to się skończy i tak naprawdę nie ma się z czego śmiać. Fantastyczne są także chwilowe zawieszenia akcji, podczas których (przypadkowe?) gwiazdy zabierają głos i tłumaczą nam skomplikowane bankowe terminy. Świetny pomysł!
Polecam film Big Short każdemu. Nawet jeśli nie lubicie filmów w klimacie Wilka z Wall Street, nie macie kredytu znacznie przekraczającego wartość nieruchomości, czy nie jesteście bezrobotni przez kryzys, ta produkcja wam się spodoba. Choć nic już nie możemy na tę katastrofę poradzić (nigdy nie mogliśmy), to przynajmniej możemy mniej więcej zrozumieć kogo za nią winić.
Film powstał na kanwie książki Michaela Lewisa Wielki szort. Mechanizm maszyny zagłady, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Sonia Draga.
Komentarze