Zrobiło się na blogu ostatnio dość przygnębiająco i mroczno, więc postanowiłam poszukać czegoś na rozweselenie. Na odtrutkę od oldboyów i różnych otchłani mroku wybrałam oczywiście francuską komedię, o dość durnowatym polskim tytule Babcia Gandzia. Nie ma to jak niezobowiązujący rechot z nieoczekiwanych, niestereotypowych akcji francuskich aktorów. Jak można się domyślać rzecz jest o seniorach i narkotykach (sprawy, których zdecydowanie w życiu unikam, ale kino to co innego). Główna bohaterka Paulette to dla mnie postać przełomowa. Dzięki niej chyba przestanę wreszcie myśleć, że wszyscy Francuzi są piękni, bogaci i stylowi. Ta babcia jest wredną, biedną, rasistowską i skwaszoną zakałą społeczeństwa, dlatego też od pierwszych chwil poczułam do niej szczerą sympatię, jak do straconej w dzieciństwie siostry bliźniaczki.
Paulette trwa w swoim nieszczęściu, wyżywając się na wszystkich dookoła, dopóki nie dostaje pobudki w osobie komornika, zabierającego meble z jej biednego blokowego mieszkanka. Wtedy to zaradna seniorka postanawia wziąć sprawy w swoje pomarszczone ręce, a że od zięcia policjanta wie jak opłacalny finansowo jest narkotykowy proceder, szybko sama postanawia przyłączyć się do używkowego biznesu. Okazuje się, że w handlu haszyszem jest nieoczekiwanie dobra. Paulette posiada liczne walory, którymi nie dysponują jej nastoletni koledzy po fachu z osiedla. Ma wygląd nie wzbudzający podejrzeń, spryt i tupet, a do tego 35-letnie doświadczenie w branży gastronomicznej, które bardzo przydaje się przy wypieku specjalnych ciastek ze sporą zawartością haszyszu (kosmiczne ciastka i rasta ciastka to przeboje w jej ofercie, ale ma też bezy i inne cukiernicze cudeńka ze wzmocnieniem). Jak można się domyśleć, nie obejdzie się przy takiej działalności bez problemów, ale zasadniczo zabawa jest przednia, a podczas oglądania przynajmniej raz prawie popłakałam się ze śmiechu (a to się prawie nie zdarza).
Z czasem oczywiście szorstki charakter babci Gandzi się zmienia, jednak muszę szczerze przyznać, że wyjściowa wersja zgredki bardziej mi odpowiada. Szczególnie śmieszą jej rozmowy z księdzem, który jako jedyny czarny zasługuje na to by być biały zdaniem Paulette (bardzo stosowny komentarz) oraz z jej zięciem, który niestety także jest czarny, czego babcia nie może wybaczyć ani córce, ani tym bardziej wnukowi narodzonemu z tego związku. Grający zięcia policjanta o ciekawym imieniu Ousmaue Jean-Babtiste Anoumon wykazał się naprawdę dużym dystansem przyjmując rolę faceta, którego staruszka obraża podczas każdej rozmowy. Jej niepoprawne docinki na temat ,,asfaltów i ciapatych” (spokojnie, dostaje się też ,,żółtkom” i ,,ruskim”) nie odejmują jednak nic z uroku tych arcyciekawych wymian zdań.
Myślę, że Babcia Gandzia spodoba się nie tylko przyćpanym nastolatkom, ale także seniorom, którzy zobaczą w tej satyrze społecznej część swojej własnej rzeczywistości. Biedne blokowisko, czy emeryckie mieszkanie w wieżowcu, wyglądają tak samo, bez względu na europejski kraj, w którym akurat kręci się film. Także bez względu na narodowość możemy podziwiać doświadczenie i zaradność starszych osób, dzięki którym przychodzi im z łatwością dostosowanie się do trudnych kryzysowych warunków. Babcia Gandzia mogłaby być spokojnie taką polską panią Jadzią, która znalazła dla siebie miejsce na wymagającym rynku usług osobistych. Jedyna różnica mogłaby polegać na tym, że o polskiej bizneswoman nasi rodzimi producenci filmowi nie byliby w stanie nakręcić równie sympatycznej i bezpretensjonalnej komedii.
[…] i wnętrza mieszkań takie bardzo polskie są w sumie i możemy się swojsko poczuć (podobne jak w Babci Gandzi). Świetne jest też to, że nazwisko Mouge wymawia się jak Mąż, przez co momentami robi się […]