Pomiń zawartość →

Wyspa psów

Ten film jest doskonały! Zachwytom na sali kinowej nie było końca od pierwszej do ostatniej minuty, choć muszę przyznać, że sala była nieszczególnie zaludniona, bo i film nie jest dla każdego. Nie jestem jakąś zagorzałą fanką twórczości Wesa Andersona, ani tym bardziej animacji poklatkowej, ale tutaj doskonale się zgrywa ekscentryzm i poczucie humoru reżysera, ze sztucznością, nastrojowością i artyzmem lalek. Historia jest uniwersalna, trafi do każdego widza, niezależnie od tego, z jakiego kraju pochodzi, a jeśli do tego jesteście miłośnikami zwierząt, to zapewniam, że to będzie wasz nowy ulubiony film. Ja sama nie mogę się doczekać, kiedy go znowu zobaczę i już poszukuję plakatu na ścianę, żeby moje zwierzęta też zobaczyły jakie cuda o nich w kinie puszczają.

Przyjaciele z wysypiska

Wes Anderson zabiera nas do Japonii z przyszłości, takiej za dwadzieścia lat. Jesteśmy w mieście Megasaki w Prefekturze Uni, którym rządzi groźny i mściwy burmistrz Kobayashi. Jego rodzina od wieków nienawidzi psów i jest gotowa na wszystko, by się ich raz na zawsze pozbyć z miasta. Pod pretekstem uniknięcia kontaktu z chorymi zwierzętami, które masowo zapadają na psią grypę, burmistrz wydaje dekret, na mocy którego wszystkie burki, łatki i pikusie mają zostać przetransportowane na wyspę, będącą wcześniej wysypiskiem śmieci. W tempie ekspresowym czworonogi zostają tu przewiezione i pozostawione samym sobie. Ich życie upływa na walce o odpadki, kichaniu i prychaniu oraz na plotkach (te psiaki kochają plotkować). Po wielu miesiącach od przybycia tu pierwszego z wielu psich więźniów, Ciapka, przylatuje na wyspę jego dawny opiekun, dwunastoletni chłopiec Atari Kobayashi. Mały lotnik jest najmłodszym, choć adoptowanym, członkiem rodziny Kobayashi, który nie podziela nienawiści burmistrza do wszystkiego co szczeka. Po dość kłopotliwym lądowaniu, Atari zaprzyjaźnia się z watahą psów, które starają się mu pomóc w odnalezieniu Ciapka. Rozpoczyna się ich wspólna wędrówka przez dziwną wyspę, aż po jej najdalsze krańce (palce i skórki :). Podczas tej niebezpiecznej przeprawy jesteśmy świadkami narodzin więzi chłopca z bezpańskim, nieco zdziczałym kundlem o imieniu Wódz, który w przeciwieństwie do czwórki swych psich towarzyszy, nie ma ochoty ani siadać, ani aportować, ani szukać Ciapka.

W międzyczasie w Megasaki burmistrz Tobayashi zaostrza antypsie przepisy, szerzy złowieszczą propagandę i próbuje zastraszyć mieszkańców. Jego jedynymi przeciwnikami są uczniowie pewnej szkoły, prawdziwi partyzanci, którzy zrobią wszystko by udowodnić swoją teorię spiskową i uwolnić psi ród spod rządowej opresji. Takie rzeczy się tu dzieją, proszę państwa.

Japońskie klimaty

Mówiąc o tym filmie, należy zwrócić uwagę na trzy rzeczy. Ja oglądając skupiłam się najbardziej na tym, że jego głównymi bohaterami są psy, a ludzie zostali zepchnięci, także językowo (wypowiedzi po japońsku nie są tłumaczone, co absolutnie nie przeszkadza w odbiorze) na drugi plan. Z wielkim zaciekawieniem i wzruszeniem obserwowałam przemianę Wodza, uśmiałam się z każdego tekstu wypowiadanego przez jego towarzyszy o przywódczych imionach (Rex, King, Boss, Duke) i podziwiałam epizodyczne role kobiece, a właściwie sucze, Gałki i Wyroczni. Widać, że ten film zrobił człowiek, który kocha i rozumie zwierzęta, czuje ich inteligencję i humor.

Prawdopodobnie wzruszyłam się tą opowieścią tak bardzo, gdyż sama posiadam w domu takiego jak Wódz byłego bezdomniaka, który nie do końca rozumie dlaczego gryzie i co mu w ogóle siedzi w głowie.

Drugą osobną sprawą jest uniwersalizm tej historii, bardzo mimo to aktualnej i na nasze czasy. Pokazane są tu w sposób alegoryczny wszystkie mroczne mechanizmy władzy. W filmowym Megasaki pełno jest skorumpowanych polityków, maniaków przeprowadzających osobistą zemstę, ludzi z uprzedzeniami i dziwnymi obsesjami (po raz pierwszy zobaczyłam, że można za bardzo kochać koty). Obserwujemy rozwój totalitaryzmu, w którym kluczową rolę odgrywa szerzona przez media propaganda i zastraszanie przeciwników (pojawia się eksterminacja, a psy są zamykane w obozach). Jestem bardzo ciekawa, co będą sobie myśleli i czuli niektórzy dziennikarze i prezenterzy z polskiej telewizji (wiadomo której) oglądając Wyspę psów.

Trzecim wreszcie, choć równie ważnym zagadnieniem, wartym omówienia, są japońskie inspiracje, ten wyjątkowy klimat, w którym cała opowieść jest zanurzona. Znajdziecie na ekranie dosłownie wszystko, co może się przeciętnemu Europejczykowi czy Amerykaninowi kojarzyć z Krajem Kwitnącej Wiśni. Od scen jakby żywcem wyjętych z filmów Kurosawy, po inspiracje tradycyjnym japońskim teatrem. Jest ogród zen, sumo, sushi, a nawet pięknie wplecione w fabułę haiku („opadający kwiat”, rewelacja!). Do moich ulubionych scen z Wyspy psów zdecydowanie należą te najbardziej japońskie, czyli scena z robieniem sushi i wędrowanie po opuszczonym boisku. Aż mi się w gardle coś zaciska gdy o nich pomyślę, tak to jest dobrze nakręcone.

Oczywiście osobną kategorią jest estetyzm poszczególnych ujęć. Zapewniam, że każda klatka tej animacji jest skończenie piękna i nadaje się na obraz. Nie wyobrażam sobie nawet kosztem jakiego ogromu pracy powstał taki efekt, jaki możemy oglądać gdy na przykład Atari płacze. A wybuchy, a sowa, a głodny szczeniak! Pan Lis może się schować :)

No i aktorzy! To na nich przede wszystkim idziemy do kina, zanim odkryjemy inne walory dzieła filmowego. Trudno by było znaleźć lepszą obsadę. Tu po prostu nie ma słabych ról, a każdy aktor ma szansę zabłysnąć. Króluje oczywiście Bryan Cranston w roli Wodza i zapewniam, że ten pies ma jego wyraz twarzy/pyska, a nawet ironicznie nawiązuje do roli w Breaking Bad. Grupa psich plotkarzy to Edward Norton, Bob Balaban, Bill Murray i Jeff Goldblum. Gałkę gra Scarlett Johansson (najlepsza jej rola od dawna), a zapatrzoną w TV Wyrocznię sama Tilda Swinton. No i Yoko Ono jako sama Yoko Ono. Oczywiście to nie wszyscy, a każdy z widzów z pewnością będzie miał swojego ulubionego bohatera drugiego planu. Moim absolutnym faworytem jest nastoletni haker, który jest archetypem wszystkiego, co może nam przyjść do głowy gdy myślimy o chłopakach od komputerów :)

No jednym słowem film znakomity. Trzeba iść na niego koniecznie do kina, co uwaga, nie jest proste, bo nie wszędzie go puszczają.

Opublikowano w Filmy

4 komentarze

  1. Jeep Jeep

    Dawno nie czytałem tak świetnej recenzji. Właśnie zarezerwowałem bilet. A nie lubię animacji. Dziękuję

  2. Ola Ola

    Bardzo się cieszę :) Trzeba rezerwować i oglądać póki jest. Nieiwel kin to puszcza, a na przykłąd w szczecińskim Multikinie odwołami ostatnio seans. NIe jest łatwo jak ktoś chce iść na coś ambitniejszego.

    Też raczej za animacją nie przepadam, ale dla Wyspy psów warto było zrobić wyjątek.

  3. Jeep Jeep

    Wielkie, wspaniałe, wzruszające kino. Dzięki, bez Twojej recenzji umknąłby mi film, który naprawdę robi wrażenie…..

  4. Ola Ola

    Dziękuję za ten komentarz. Ogromnie się cieszę, że moje skromne notki coś komuś dają. Akurat na Wyspie psów szczególnie mi zależało i chciałabym zachęcić do seansu tego filmu jak największą liczbę widzów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *