Pomiń zawartość →

Vegan Summer Festival Berlin

Ostatnio ujawniłam swoją wegańską tożsamość, co zostało bardzo mile przyjęte, zatem kontynuując tematykę wegepropagandy, opowiem, co robiłam w ten weekend. Wybraliśmy się (z Darkiem i Wojtkiem) na Vegan Summer Festival do Berlina i zapewniam, że był to bardzo dobry pomysł na zakończenie lata. Piszę o tym, bo wiem, że w Polsce także są coraz częściej organizowane podobne wydarzenia i jeśli akurat coś takiego wegańskiego wydarzy się w waszej okolicy, zachęcam byście się tam wybrali.

Vegan Summer Festival w Berlinie organizowany jest od 2008 roku, a w tym roku zbiegł się w czasie z konferencją i premierą filmu The End of Meat, więc jeśli ktoś był w niemieckiej stolicy w tym czasie, mógł naprawdę owocnie spędzić ten weekend. Głównym organizatorem przedsięwzięcia było stowarzyszenie VEBU, którego pracownicy i wolontariusze spisali się znakomicie. Mimo tłumów zebranych na Alexanderplatz, nie było problemów ze swobodnym poruszaniem się między poszczególnymi stoiskami, ani z braniem udziału w kolejnych punktach programu. A ten był wyjątkowo bogaty. Można było przede wszystkim wysłuchać i obejrzeć prezentacje i wykłady związane z weganizmem, wegetarianizmem, dbaniem o środowisko i zdrowie. Wiele wystąpień odbyło się po angielsku, dzięki czemu nawet takie osoby jak ja, niezdolne do przyswojenia niemieckiego, mogły coś z nich wynieść. Nie brakowało także stoisk oferujących wegańskie produkty, od kosmetyków i napojów, poprzez ubrania, aż po buty i torby. Uważam, że na tym mogli skorzystać najbardziej nie-wegetarianie i nie-weganie, którzy nawet nie wiedzieli, że weganizm to nie tylko jedzenie, ale cały styl życia.

Wegański burger – Vincent Vegan

Wiele osób, w tym mój młodszy brat, mogło się zdziwić obecnością zwierzęcych podobizn (plastikowe świnie, krowy, przebrany za kurczaka człowiek), które od razu kojarzą się ze sprzedażą mięsa. W tym przypadku jednak chodziło o edukowanie, uświadamianie jak wygląda życie zwierząt hodowlanych. Przy takich stoiskach najbardziej ciszyła mnie obecność rodziców z małymi dziećmi, którym można było po kolei wytłumaczyć np. dlaczego te plastikowe cielaczki są w klatkach.

Prócz stoisk informacyjnych, najbardziej podobały mi się oczywiście punkty z jedzeniem. To dla tych wegańskich potraw wybrałam się do Berlina i przyznam, że nie żałowałam sobie roślinnych pyszności z budek i food trucków. Miło dla odmiany być w miejscu, gdzie nie trzeba się dopytywać o skład, czytać długich list składników, tylko można bez zastanowienia ładować na co ma się ochotę. Moimi faworytami były przepyszne roślinne burgery, frytko-kebab oraz gofry z bitą śmietaną i dżemem morelowym. Koniecznie muszę teraz odtworzyć te smaki we własnej kuchni :)

Czymś, dlaczego warto odwiedzać podobne festiwale, jest także niewymierna, ale bardzo istotna atmosfera. Na co dzień nie przebywam zbyt często z weganami (no chyba, że akurat jem na mieście), przez co czuję się nieco wyobcowana, a tam byli sami ludzie myślący podobnie jak ja i mający podobną wrażliwość. Z radością patrzyłam na całe rodziny, w tym na małe dzieci, dla których taki styl życia jest naturalny. Na widok tak ogromnej ilości wegan i wegetarian aż mnie z początku zatkało. Wiedziałam, że Berlin jest europejską stolicą wegan i hipsterów, ale takich tłumów się nie spodziewałam. Jest nadzieja dla ludzkości jednym słowem.

Opublikowano w Wegepropaganda

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *