Pomiń zawartość →

Tag: Marvel

Venom

Mimo niepochlebnych recenzji, pospieszyłam ochoczo do kina, może nie na sam film, ale z pewnością na kolejną znakomitą rolę Toma Hardy’ego. Na tę okoliczność nawet po wielu miesiącach zjechałam z gór do samego Wrocławia, a to już z mojej strony wielki wyczyn. Niestety, film okazał się gorszy od moich najgorszych przeczuć. Aż się przykro robiło patrząc na dobrych przecież aktorów, którzy dosłownie nie mieli za bardzo co grać. Poszatkowana, niespójna akcja, jednowymiarowi bohaterowie i suche żarty – oto co zostało mi w pamięci po seansie. W dodatku podejrzanie krótki ten film (podobno najlepsze sceny wycięli), dziwnie przypominający rozbudowany teledysk, a nie ekranowe dzieło. Nie wiem sama czego się spodziewałam? Że niby jak Tom w czymś komiksowym zagra, to będzie to miało głębię Mrocznego Rycerza?

Skomentuj

Deadpool 2

Na nowego Deadpoola po prostu trzeba iść, nawet jeśli się nie lubi komiksów, bo to fenomen kulturowy na taką skalę, że zwyczajnie nie wypada go nie znać, a przynajmniej ja tak uważam. Poza tym to świetna rozrywka, fajerwerki śmiechu i efektów specjalnych, które jak nic resetują mózg, po seansie jest przewietrzony, zrelaksowany i gotowy na ,,ambitniejsze” wyzwania. Dla mnie to było coś, czego bardzo potrzebowałam, dlatego nie bacząc na nawał superpilnych obowiązków, wybrałam się do kina w środku tygodnia i to na szokującą godzinę 10.15 (#ciezkiezyciablogera). Wraz z liczną grupą wagarujących licealistów i podejrzanych mężczyzn z brodą i w komiksowych T-shirtach, zafundowałam sobie seans śmiechu i wam też to serdecznie polecam. Zresztą jak często słyszycie ludzi dzwoniących po filmie do znajomych ze słowami „Stara, musisz to zobaczyć! Prawie się posikałam ze śmiechu”?

Skomentuj

Avengers: Wojna bez granic

Nie planowałam na to iść, ale poszłam i nie żałuję (jakie to cuda potrafią zdziałać darmowe bilety :). Dobrze jest czasem wiedzieć, co jest na czasie, co ogląda młodzież, czym pasjonują się tłumy wiernych fanów. W końcu jak by nie było saga Marvela to ikona popkultury i nie można pozostać, co do niej całkowitym ignorantem. Film, od początku wygrywający wszelkie rankingi popularności, okazał się niezbyt męczący (no wcale nie czułam tych 2 godz 40 min w kinowym siedzeniu), a co najważniejsze, nie trzeba znać dokładnie wszystkich poprzednich części, by dobrze się bawić na seansie. Oczywiście dokładna znajomość całości może pogłębić odbiór licznych niuansów. Choć osobiście przyznaję się do kojarzenia tylko jednej trzeciej z ekranowych bohaterów, nawet ja szybko się zorientowałam, że fabuła nowych, epickich Avengersów to jedno długie mruganie okiem do wiernego widza, a tak żeby miał trochę radości i poczuł, że te setki złotych wydanych w ciągu ostatniej dekady na filmy o latających i skaczących facetach i babkach w lateksie, nie były całkowicie zmarnowane.

3 komentarze

The Defenders

Jak siadłam w piątek rano, tak skończyłam oglądać wieczorem. Nie kierowała mną żadna ciekawość, bo o tym w przypadku takich bohaterów nie może być mowy, ale raczej sentyment do specyficznego klimatu, który dominował w każdej z serii poświęconej osobno poszczególnym Defendersom. Przyznam, że się nie zawiodłam, bo to naprawdę porządna produkcja. Widać, że twórcy wyciągnęli wnioski z przeszłości, dzięki czemu ograniczyli się do ośmiu (a nie do trzynastu) odcinków, które nie męczą widza aż tak, choć nadal trudno stwierdzić, że akcja jest szybka, dynamiczna czy zaskakująca, ale i nie o to w tym chodzi. W serialach takich jak Daredevil, Jessica Jones, Iron Fist czy Luke Cage chodzi o pokazanie różnego rodzaju bohaterstwa, herosów, którzy czasem, jak panna Jones, wbrew sobie, zawsze muszą zrobić swoje, zachować się dobrze, uratować swoje miasto. To te ich wszystkie dość poważne dialogi o wewnętrznych konfliktach i systemach wiary, walkę nie tyle na pięści, co psychologiczną wewnętrzną z własnymi demonami, kochają lub nienawidzą (albo też kochają nienawidzić) widzowie i czytelnicy komiksów na całym świecie. Tego i wspomnianego klimatu, zdecydowanie nie zabrakło w The Defenders.

Skomentuj

Spider-Man: Homecoming w Kinowym uniwersum superbohaterów

Czekałam z tym tekstem do premiery nowego Spider-Mana, gdyż (słusznie) podejrzewałam, że będzie on idealnym uzupełnieniem książki Tomasza Żaglewskiego pt. Kinowe uniwersum superbohaterów. Analiza współczesnego filmu komiksowego. Gdy pierwszy raz usłyszałam o nadciągającej premierze, miałam bardzo sceptyczne myśli i nie zamierzałam wybierać się na seans. Nie będę ukrywać, że, poza trylogią Christophera Nolana, filmowe adaptacje komiksów uważałam za płochą rozrywkę i w sumie trochę mi nawet szkoda tych wszystkich milionów z pompą wydawanych na kolejne serie spektakularnych wybuchów i gaże najlepszych hollywoodzkich gwiazd (których talent także mógłby być spożytkowany lepiej w czymś ambitniejszym). Nadal trochę tak uważam, lecz po lekturze książki Tomasza Żaglewskiego rozumiem też, że inni widzowie mają inne potrzeby i oczekiwania, a także zupełnie inny punkt widzenia. Przyznam również, że podczas seansu nowego Spider-Mana udało mi się na chwilę zapomnieć o moim gderliwym czepialstwie, bo bawiłam się doskonale, podobnie jak, sądząc po komentarzach i wybuchach śmiechu, cała kinowa widownia.

Skomentuj

Doktor Strange

Poszłam na film w doborowej obstawie, bo z nastoletnim bratem, który jest prawdziwym specem od komiksów Marvela. Zawsze to lepiej mieć kogo spytać o oryginalną wersję wygibasów, jakie widzimy na ekranie. Pomoc jednak nie była konieczna, nie pogubiłam się w fabule ani razu i nawet dobrze się bawiłam (cóż z tego, że pewno umknęło mi kilka niuansów, czytelnych jedynie dla komiksowych zapaleńców:). W dodatku filmowcy zadbali o doborową obsadę i widowiskowość, i gdyby jeszcze w podobny sposób zadbali o głębię dialogów i wymowę całej fabuły, to byłoby naprawdę fantastycznie.

Komentarz

Mój pierwszy komiks! Jessica Jones: Alias

Może was to zdziwić, gdyż już dawno nie mam kilkunastu lat, a w dodatku do tej pory zupełnie nie zajmowałam się tego typu twórczością, ale oto postanowiłam zagłębić się w świat komiksu. Skłoniło mnie do tego wiele rzeczy, ale przede wszystkim młodszy brat, który do rysunkowych opowieści zapałał miłością odkąd dostał w swoje kilkuletnie łapki pierwszy komiks o Spider-manie.

Od tamtej pory z wielkim zapałem opowiada o swoich kolejnych komiksowych odkryciach (o czym możecie przekonać się zaglądając na jego youtubowy kanał MASŁO). Czasem nawet, jak w przypadku Deadpoola, zdarza nam się wybrać razem do kina na którąś z komiksowych adaptacji. Drugim powodem mojego zainteresowania są oryginalne serie Netflixu, opowiadające o Daredevilu, Jessice Jones, a wkrótce także o Luke’u Cage’u. Są one tak klimatyczne, mroczne i tajemnicze, że nawet ja dałam się wciągnąć. Dlatego też, by z przyszłych sezonów wyciągnąć jeszcze więcej przyjemności i już nie zadręczać brata pytaniami, postanowiłam przeczytać nowo wydany tom z dziewięcioma pierwszymi zeszytami z serii Alias, w których jedną z bohaterek jest fantastyczna Jessica Jones. Kto wie, może to będzie początek dłuższej przygody z komiksami. Na razie muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona.

Komentarz

Deadpool

Zazwyczaj nie chodzę na marvelowskie komiksówki, ale przekonała mnie opinia specjalisty (czyli młodszego brata), że Deadpool nie jest filmem o standardowym superbohaterze. Właściwie to jest wręcz odwrotnie, gdyż tytułowa postać robi absolutnie wszystko byśmy ani przez chwilę nie podejrzewali go o szlachetne zamiary, czy dobre intencje. I tak, zamiast pisać o kolejnej adaptacji klasyki, wybrałam się w piątkowe przedpołudnie do kina, by razem z kilkudziesięcioma gimnazjalistami zasiąść do tego bardzo niepoprawnego seansu. Przyznam, że naprawdę było warto. Po generacji płaskich i nudnych facetów w rajtuzach, po mrocznych, ciężkich i poważnych serialach o Daredevilu i Jessice Jones, nadszedł czas na zupełnie nową jakość w kinie komiksowym. Deadpool robi wszystko by być oryginalnym, ironicznym i po prostu tak meta, jak się tylko da.

2 komentarze

Jessica Jones

Marvel dla dorosłych podoba mi się znacznie bardziej niż plastikowo-lajkrowa papka dla dzieciaków. Z niewiadomych przyczyn kolorowi superbohaterowie, zamiast cieszyć oko i przywoływać miłe skojarzenia z dzieciństwem, zwyczajnie budzą we mnie agresję. Co innego jeśli chodzi o Daredevila, Jessikę Jones i zapewne kolejne zapowiadane produkcje Marvela dla widzów mających więcej niż piętnaście lat. Jak wiecie, serialowego Daredevila uwielbiam, nie tylko (ale głównie) ze względu na świetną rolę Charliego Coxa, i naprawdę bardzo się cieszę, że w Jessice udało się stworzyć podobnie mroczną i tajemniczą atmosferę. Znów mamy do czynienia z potężnymi, lecz też ludzkimi herosami i znów zaglądamy pod podszewkę nowojorskiej rzeczywistości, gdzie roi się od przestępców, dewiantów i złych mocy.

2 komentarze

Ant-Man

Nie pałam wielką miłością do produkcji Marvela, nie czekałam z niecierpliwością na ten film, ale jak na wakacyjny hit, Ant-Man zaprezentował się całkiem nieźle. Tytuł, będący przydomkiem głównego bohatera, działa niestety na jego niekorzyść, ale naprawdę nie było tak źle jak się tego spodziewałam i seans przeszedł zupełnie bezboleśnie. Pomimo licznych odwołań do Avengersów i innych marvelowskich tworów, Ant-Man to samodzielna opowieść o wielkich ambicjach pewnego naukowca, rodzinnych emocjach, a także mikrokosmosie bardzo uroczych i niezwykle pomocnych owadów. Przed klęską banalności i nudy ratuje Ant-Mana ironiczne poczucie humoru, nie pozwalające brać nam tego wszystkiego zbyt dosłownie, co moim zdaniem przydałoby się wielu innym produkcjom o super bohaterach traktujących siebie samych śmiertelnie poważnie.

Skomentuj