Pomiń zawartość →

Tag: Anglia

Erin Kelly, Broadchurch

Trzeba przyznać, że seriale brytyjskie przeżywają obecnie swój renesans. Nigdy jeszcze nie było tak wielu doskonale zrealizowanych i intrygujących fabuł, a na szczególne zainteresowanie zasługują serie kryminalne, bardziej nastrojowe i stylowe, zwyczajnie głębsze niż amerykańskie. Choć po obu stronach Atlantyku królują ekranowe opowieści będące bezpośrednim potomstwem serialu Twin Peaks, to jednak wydaje mi się, że Brytyjczycy mają więcej wyczucia w opowiadaniu historii o cichych, spokojnych, idyllicznych miasteczkach, w których nagle dochodzi do strasznej zbrodni. Wśród tego rodzaju produkcji Broadchurch jest już klasykiem, który doczekał się wersji amerykańskiej (ze zmienionym zakończeniem), a teraz także bardzo dobrej wersji książkowej, do przeczytania której bardzo zachęcam.

Skomentuj

Sarah Waters, Za ścianą

Bardzo lubię pisarstwo Sary Waters, a już szczególną sympatią darzę Złodziejkę, pierwszą powieść pisarki, którą przeczytałam wiele lat temu (w ogóle pierwszą powieść lesbijską jaką przeczytałam). Była to dla mnie niesamowita przygoda czytelnicza, zwłaszcza, że nie czytałam wcześniej żadnych recenzji i zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Każdy rozdział był niespodzianką, a historyczna fabuła tak mnie wciągnęła, że pochłonęłam cały tom za jednym, całodniowym, posiedzeniem. Z Za ścianą jest podobnie. Porywająca historia romansu dwóch wyjątkowych młodych kobiet, Londyn z 1922 roku i cień potwornej zbrodni. Może nie jest to pisarstwo najwyższych lotów, ale zdecydowanie górna półka. Oprócz walorów rozrywkowych (emocji dostarczają płomienne opisy namiętnych zbliżeń i miłosnych podchodów) jest tu też wiele ważkich kwestii psychologicznych oraz społecznych. Za ścianą to lektura nie tylko przyjemna, ale i bardzo wartościowa.

Skomentuj

Jonathan Strange & Mr Norrell

No i doczekaliśmy się serialu! Nie będę ukrywać, że jestem tym faktem zachwycona. Uwielbiam trylogię Susanny Clarke, czemu dałam wyraz w zeszłe wakacje, a przeniesienie jej prozy na ekrany telewizyjne to prawdziwe mistrzostwo. Wiecie, że zazwyczaj unikam porównań książki z filmem, ale tym razem się nie oprę. Film, choć z pewnych względów nigdy nie dorówna powieściowemu oryginałowi, znakomicie oddaje klimat książek. Nie mogło być lepiej. Patrzę na aktorów i co chwila uświadamiam sobie, że właśnie tak sobie wyobrażałam bohaterów podczas lektury. Władca Pierścieni może się schować. Tu jest prawdziwa magia!

Komentarz

Poldark

Zaczęło się od sagi autorstwa Winstona Grahama, której pierwsza część (z dwunastu) ukazała się w 1945 roku i okazała się hitem. Twórczość Grahama dobrze wpisała się w modę na sagi rodzinne. Czytelnicy lubili drzewiej poznawać świat oczami pięknych i bogatych, których kolejne pokolenia próbowały odnaleźć się w zmieniających się realiach następujących po sobie epok. Najbardziej znanym (i moim ulubionym) wykwitem tamtej mody jest Saga rodu Forsyte’ów, ale Poldarkowie podobno też są nieźli. W 1975 BBC rozpoczęła transmisję serialu nakręconego na podstawie tej sagi, który tak się spodobał, że do dzisiaj jest bardzo lubiany, zwłaszcza przez starsze telewidzki (zapewne za sprawą grającego główną rolę Robina Ellisa) i uzyskał status kultowej produkcji. No a młodsze pokolenia mogą od niedawna cieszyć się nową wersją serialu, w której zagrał Aidan Turner, wampir z serialu Being Human.

8 komentarzy

Chimamanda Ngozi Adichie, Amerykaana

Na powieść Adichie trafiłam przypadkiem dzięki sugestii niezawodnej pani bibliotekarki i prawdę mówiąc na początku nie wzbudziła mojego zachwytu. Opis z okładki zapowiadający historię dwojga młodych kochanków z Nigerii, rozdzielonych przez emigrację, nie szczególnie mnie zainteresował, podobnie zresztą jak porównywanie Adichie do Zadie Smith. Podeszłam do sprawy jednak z ambitnym samozaparciem i zabrałam się za lekturę. Po kilku stronach wiedziałam, że mam w rękach bardzo ważny tekst napisany przez osobę obdarzoną wielkim talentem narracyjnym. Każdy powinien mieć Amerykaanę na swojej półce, szczególnie jeśli jest kobietą lub emigrantem.

Skomentuj

Remember me

Ostatnio trafiamy na same dobre brytyjskie mini serie. Choć wiele jest w tej grupie wartościowych produkcji, muszę przyznać, że Remember Me to coś absolutnie wyjątkowego. Nie jest to typowa obyczajowa opowieść, ale mrożący krew w żyłach dreszczowiec. Możliwe, że innych ten trzyodcinkowy serial aż tak nie wystraszy, ale ja byłam momentami naprawdę przerażona. To pewno moja wina, bo oglądałam zaraz przed snem i ciągle przypominając sobie równie oniryczno upiorne Twin Peaks. Mamy oto skromną opowieść o staruszku, który wręcz marzy o zamieszkaniu w domu opieki, ścigany mrocznymi wspomnieniami i tajemniczą klątwą, zabijającą każdego, kto się do niego zbliży. Nie ma fajerwerków, a jednak wysmakowane kadry i pomysłowe środki artystyczne jakich użyto prezentując wizje i sny jednej z bohaterek sprawiają, że Remember Me jest bardzo malarskie, nastrojowe i nie pozwala o sobie zapomnieć nawet po zakończeniu seansu. To serial przeznaczony z jednej strony dla osób o mocnych nerwach, a z drugiej dla estetów, szczególnie ceniących uroki angielskiego krajobrazu i pięknie zrobione zdjęcia

4 komentarze

Moje literackie wakacje w XIX-wiecznej Anglii

Wszystko zaczęło się od zobaczonego przez przypadek newsa, że podobno brytyjska telewizja kręci już filmową wersję Jonathana Strange’a i pana Norrella. Od razu w mózgu zaświeciły mi się lampki z radości, bo to moja ulubiona lektura z czasów studenckich. Zaraz też postanowiłam odświeżyć znajomość z powieścią fantasy Sussany Clarke, a że dzieło ma aż trzy grube tomy, zajęło mi to prawie całe wakacje. Jak każdy mól książkowy zapewne wie, literackie świry i obsesje nadciągają falami, dlatego też od pewnych klimatów nie można się tak łatwo uwolnić. Po Strange’u przyszła kolej na kolejną powieść, na podstawie której ma powstać podobno świetny serial z topowymi aktorkami. Chodzi o Mroczny sekret Libby Brey, którego akcja również toczy się w XIX-tym wieku i ma niewiele wspólnego z klasycznym realizmem, jednak okazało się, że trafiłam na tandetne romansidło dla nastolatek. Po tej lekturze przyszedł wreszcie czas na coś bardziej rzeczywistego i ,,normalnego”. Powrót do rzeczywistości zafundowała mi biografia najbardziej znanej brytyjskiej pisarki pt. Jane Austen i jej racjonalne romanse autorstwa Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej. Zabierałam się do tej książki od wiosny i wreszcie poczułam prawdziwą potrzebę poznania tajników życia uroczej Jane.

Komentarz

The Mill

W natłoku serialowego badziewia, jakie nas wyjątkowo szczodrze zalewa w tym sezonie, jest kilka produkcji, na które zdecydowanie warto zwrócić uwagę. Zaczęła się angielska wersja Homeland, czyli Honourable Woman, mamy ostatni sezon The Killing wyprodukowany przez Netflixa, no i jest oczywiście nowa Utopia. Są to rzeczy dziwne, ważne i bardzo współczesne, od których zalecam regularny odpoczynek, na przykład podczas oglądania brytyjskich produkcji historycznych. Nie jestem obiektywna, bo mnie naprawdę zachwyca wszystko co wyprodukuje angielska telewizja, ale The Mill, nawet jak na ich standardy, udał się znakomicie. Pod względem realizmu historycznego i wciągającej intrygi, Młyn jest bezkonkurencyjny. Myślę, że szczególnie spodoba się fanom Ziemi obiecanej, z którą, moim zdaniem, powinien być sprzedawany w pakiecie na DVD.

Komentarz

Medicus (The Physician)

Nadal pozostajemy w średniowiecznych klimatach. Szczerze mówiąc, obejrzałam Medicusa głównie ze względu na wydumany tytuł, który wydał mi się wyjątkowo absurdalny. Z samym filmem nie było jednak aż tak źle, choć jest to raczej wysokobudżetowe (jak na polskie warunki) kino przygodowe, a nie wielkie artystyczne osiągnięcie. Mogłoby to być bardziej zgrabne, zwarte, krótsze, ale w sumie dobrze się ogląda. Najwięcej radochy, jeszcze kilkanaście lat temu, z takich filmów mieliby nastolatkowie, a dziś zapewne cieszą się na seansach, jak dzieci, rodzice nastolatków, myśląc sobie jakie to przyjemne i pouczające kino dla młodych ludzi, pokazujące nie tylko jak wyglądały średniowieczne reali, ale także jak przebiegała w ,,ciemnych wiekach” walka pomiędzy różnymi religiami.

Komentarz

Bracia Hioba Rebeki Gablé

Powieści historyczne, których akcja umiejscowiona jest w średniowieczu, mają w sobie jakiś niepowtarzalny urok i tajemniczą aurę, od której podatny czytelnik może się wprost uzależnić. Pierwszą „średniowieczną” książką jaką przeczytałam było oczywiście Imię róży Umberto Eco. Teraz uwaga, będzie wątek humorystyczny. Było to w pierwszej klasie liceum, kiedy to, jak większość moich rówieśników, zwyczajnie nie byłam w stanie zrozumieć głębi tej gęstej od rozmaitych kontekstów powieści. To jednak nic. Nie zorientowałam się również (głupia koza), że z tyłu książki znajduje się słowniczek łacińskich cytatów, dlatego też sama fabuła pozostała dla mnie dość mętna (a jaką miałam niespodziankę na koniec, gdy już odkryłam do czego służy wspomniany słowniczek i że w ogóle jest!). Te piękne czasy beztroskiego czytania już minęły, a studia filologiczne dokładnie wybiły mi z głowy zabieranie się za lekturę dla czystej przyjemności. Od tamtego czasu przeczytałam Imię róży jeszcze wiele razy, a jednocześnie wciąż szukałam czegoś, co dorówna tej powieści choćby w niewielkim stopniu.

Komentarz