Pomiń zawartość →

Moonlight

Bardzo bym chciała dobrze napisać o tym filmie, tak, żeby dołączyć do chóru zachwyconych widzów i krytyków, spodziewających się zalewu oskarowych statuetek. Zapewne bardziej by się to Wam podobało, byłoby więcej wejść i miłych komentarzy, ale niestety, nie da rady. Na filmie Moonlight wynudziłam się potwornie, a w chwilach, kiedy się nie nudziłam, byłam przerażona, bo praktycznie każda scena nakręcona jest tak, by móc się spodziewać rychłej śmierci głównego bohatera. Tam gdzie inni widzą poezję i piękno, ja widziałam tylko, że wieje grozą, a ogromna nuda była chyba wynikiem obrony mojej wyobraźni przed niemiłosiernym wydłużaniem się tej niemej grozy. Niestety, bardzo mi przykro, ale obraz wyreżyserowany przez Barry’ego Jenkinsa trafi do mojej osobistej kategorii o nazwie ,,Pretensjonalne filmy, w których bohater mało mówi, więc jest ambitnie”. A niech będzie, że się nie znam, co mi tam.

Dzieciaki czują inność

Film jest adaptacją sztuki Tarella’a McCraney’a, którą ten napisał na podstawie autentycznych wydarzeń ze swojego życia. Głównym bohaterem filmu jest czarnoskóry chłopak pokazywany w trzech odsłonach. W pierwszej jest małym chłopcem o imieniu Chiron, ale wszyscy mówią na niego Mały (Alex R. Hibbert). Mały chodzi już do szkoły, ale spokojnie mógłby uchodzić za przedszkolaka. Jest drobnej budowy i prawie nie mówi, a do tego nie bardzo potrafi się porozumieć z większymi kolegami. Ze względu na swoją ,,delikatność” jest przez rówieśników prześladowany. Ogólnie Mały ma w życiu pecha, bo nie dość, że mieszka w paskudnej dzielnicy Miami, w której królują gangi, to jeszcze ma matkę narkomankę, zupełnie rozchwianą emocjonalnie i zaniedbującą syna. Jedyną osobą, której zależy na Chironie jest paradoksalnie lokalny narkotykowy diler Juan (Mahershala Ali), który spotyka się z chłopcem, trochę zastępując mu ojca. Juan jakby wie, że chłopak będzie miał w przyszłości pod górkę, zatem stara się wyposażyć go, w zastępstwie rodziców, w tyle siły i pozytywnych emocji, ile się tylko da.

Drugą odsłoną naszego bohatera jest nastoletni Chiron (Ashton Sanders), równie samotny i małomówny co mały szkrab, ale za to narażony na bardziej brutalną przemoc w szkole i poza nią. Chiron powoli odkrywa swoją prawdziwą tożsamość, także płciową, co ma w końcu bardzo smutne konsekwencje. O trzecim, dorosłym Chironie (Trevante Rhodes), dilerze nazywanym Czarnym, nie ma co się za wiele rozpisywać, by nie spojlerować. Jego nowa tożsamość jest bowiem bezpośrednio związana z wydarzeniami z części drugiej. Napiszę może tylko, że dorosły Chiron jest mistrzem autokreacji.

Niebieski chłopiec w świetle księżyca

Obiektywnie rzecz ujmując, należy docenić to, że ktoś nakręcił film o ważnej sprawie, czyli o czarnym geju z biednej dzielnicy, który może albo stać się ofiarą, albo groźnym drapieżnikiem. Dobrze, że powstała kolejna opowieść o tym, jak ludzkie stado odrzuca wszystko to co inne, delikatne, bardziej wrażliwe i podatne na zranienie. Moonlight to wreszcie w pewnym sensie uniwersalna opowieść o odkrywaniu własnej tożsamości, o ucieczce przed prawdą oraz o woli stworzenia się na nowo. Wszystko to rozumiem i doceniam, jednak wyłącznie na poziomie intelektualnym, bo emocji (poza nudą i strachem) jakoś we mnie głębszych ten film nie wywołał.

Niestety, muszę dołączyć do nielicznego grona widzów, którzy czują w tym obrazie fałsz i determinację by zdobyć jak najwięcej nagród. Nie dziwi mnie w ogóle, że Moonlight stał się tegoroczną maskotką krytyków, bo jest zwyczajnie wyrachowany, zaprogramowany na sukces. Który obraz niby mógłby zasługiwać bardziej na uznanie niż smutna (wręcz depresyjna) opowieść o biednym czarnym dziecku, napiętnowanym ze względu na swoją seksualność? No i ta matka, ten diler, te dziecięce łzy na chmurnej twarzy! W dodatku dochodzi dodatkowy czynnik w postaci tendencji do nagradzania w poprzednich latach artystów o jasnej karnacji, więc teraz wszyscy czują, że nadszedł ,,czarny rok” i poprawność polityczna wymaga by myśleć podobnie.

Tym, co najbardziej mnie odrzuca w tym filmie jest właśnie odrzucenie. Nie rozumiem zupełnie dlaczego te wszystkie maluchy i własna matka Chirona, odrzucają go za miękkość i delikatność, która w tak wczesnym wieku wcale nie musi oznaczać homoseksualizmu (ależ stereotypowe myślenie!). Jakby ktoś nie zauważył, to dzieci z natury są miękkie i delikatne, a mali chłopcy bywają nieporadni, wrażliwi i ,,śmiesznie chodzą”, z czego tak okrutnie natrząsa się matka-narkomanka (swoją drogą naprawdę dobra w tej roli Naomie Harris). Nastoletni Chiron, choć równie dobrze mógł być po prostu odludkiem, też jest jednoznacznie napiętnowany jako gej i to z takim przekonaniem wśród rówieśników, jakby ci byli nie ludźmi, a psami gończymi, zdolnymi wyczuć najmniejsze zmiany w wydzielaniu feromonów u samców z tej samej watahy. To tak zwyczajnie nie działa, a przynajmniej nie z takim nasileniem, a wiem, bo od dziecka przyjaźniłam się z chłopcami bardziej delikatnymi niż rówieśnicy, potem pracowałam w szkole i mogę zapewnić, że takie nasilenie prześladowań jest bardzo mało prawdopodobne. Może i bohaterowie filmu są z gorszej dzielnicy niż moja, może są przez to bardziej agresywni, ale dzieci to zawsze dzieci i nie mają specjalnego radaru by w wieku 6 lat namierzać innych właśnie pod względem przyszłej orientacji płciowej. W moim odczuciu to tak nie działa.

Na siłę zrobiony wydaje mi się też wątek związany z dilerem Juanem, choć muszę przyznać, że (podobnie jak wszystkich odtwórców Chironów) bardzo dobrze ogląda się Mahershalę Aliego w tej roli. Niestety jednak, to, że aktor ma charyzmę i kamera go kocha, nie zmienia faktu, że wciela się w postać niewiarygodną, tragiczną do przesady, a przy tym anielsko dobrą, zupełnie jakby to była jakaś wróżka chrzestna, a nie facet sprzedający codziennie śmierć na ulicy. A już ostatnia wspólna scena chłopca i Juana to mistrzostwo szantażu emocjonalnego.

Cóż jeszcze mogę dodać? Dostrzegłam na ekranie próby stworzenia poetyckiej atmosfery, ale w moim odczuciu były to wyłącznie próby nieudane. Nie poczułam ,,tego czegoś” nawet w scenie, w której chłopcy rozmawiają na plaży o niezwykłym wietrze, ani nawet podczas tych niezliczonych ujęć prześwietlonych zachodzącym słońcem. Za to muzyka ładna i owszem. Dodając do tego porządne aktorstwo i ważny temat, otrzymujemy średni film o wielkich ambicjach, o którym w ciągu roku większość z nas zapomni.

Opublikowano w Filmy

Komentarz

  1. […] rozczarujecie. Po takie emocje musicie sięgnąć do zeszłorocznego oskarowego faworyta, czyli Moonlight. Ten film nie ma z mrokiem, frustracją, czy wykluczeniem nic wspólnego. To raczej radosna […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *