Przygotujcie się na seans pełen wzdychań, wzruszeń i westchnień, bo jeśli macie lub kiedykolwiek mieliście kota, to nie ma szans, żeby przy tym dokumencie nie rozkleić się choć troszeczkę. Ten piękny film jest hołdem złożonym jednocześnie kotu i miastu. Przedstawione tu bowiem czworonogi żyją w przebogatym historycznie i kulturowo Stambule, gdzie tak jak liczne wpływy polityczne i religijne, mieszały się przez wieki kocie rasy. Przyznam, że mnie samej taki sposób patrzenia na miasto, czyli kocimi oczami, odpowiada najbardziej. Jest to dość niezwykła perspektywa, pokazująca to, co najważniejsze, czyli co kryje się w sercach mieszkańców tureckiej metropolii.
Koty i ich ludzie
Kedi to niemal półtoragodzinny dokument, którego bohaterami są współcześnie żyjące w Stambule koty. Poznajemy sylwetki licznych kocich osobowości, przy których ich (niemniej ciekawi) opiekunowi odchodzą na dalszy plan. Zrobione jest to tak, że koty ukazane zostały podczas wykonywania typowych dla siebie czynności, które są na bieżąco komentowane przez bliskich im ludzi. Od razu zwraca uwagę to, jak różne relacje wypracowali sobie przez lata przedstawiciele dwóch kompletnie różnych gatunków. Mamy zatem kota Przylepę, uwielbiającego pieszczoty ponad wszystko, ale też dumnego kociego arystokratę, wyjadającego przysmaki z delikatesów, choć nigdy nie zniżającego się do żebrania o jedzenie. Są zwinne i zdeterminowane kocie matki, chowające w ukryciu dzieci, które pokazują z dumą opiekunom jak największy skarb. Serce niejednego widza ma szansę skraść kot Flirciarz, będący uosobieniem kociej urody, wdzięku i zalotności. Mnie osobiście najbardziej spodobał się Rudy, kot nowy w swojej okolicy, który próbuje walczyć o dominację i wpływy na dzielni. Widok tego ryżego młodzieńca, dzielnie stawiającego opór tubylcom, te kocie wrzaski, kłótnie i grymasy, uważam za totalnie rozczulające (pewnie dlatego, że sama mieszkam z podobnym przystojniakiem i zdarza mi się obserwować go w akcji na żywo).
Najbliższy mi jednak jest chyba filmowy portret kocicy Szajby, ulicznej psychopatki, zachowującej się jak znerwicowana kobieta. Szajba trzęsie okolicą, przegania nawet psy i jest gotowa sprać po pysku nie tylko swojego potulnego męża, ale też każdą inną kocicę, która się do niego zbliży. Z tą wariatką nie ma żartów, bo nawet gdy daje się głaskać, to w każdej chwili może się zawinąć i ugryźć w palucha. Mieliśmy kiedyś taką Malwinkę (a raczej ona nas miała) i zapewniam, że nic nie równa się z chwilą, gdy sama wskakiwała na kolana pokazując, że wreszcie opiekun zasłużył na jej względy. Choć teraz mam przy sobie non stop pieszczocha Elę (która z kociej miłości ciągle mnie ślini), to jednak kocia psychopatka nadal zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. (No i widzicie, chciałam po prostu napisać o czym jest film, a tu znowu tak osobiście się zrobiło. Ale taki właśnie jest ten film – wzrusza i przywołuje wspomnienia)
Kot jest tym, czym się wydaje
W wielkiej szczerości i tkliwości, z jaką mieszkańcy Stambułu mówią o swoich kotach, widać, że sama pani reżyser, Ceyda Torun darzy i ludzki, i koci gatunek szacunkiem i empatią. Z początku, słuchając historii poszczególnych osobników, chciałoby się powiedzieć, że jest tu jak wszędzie, ale szybko orientujemy się, że to nieprawda. Takiego oddania kotom, sympatii, czułości a jednocześnie akceptacji ich niezależności, jeszcze nigdzie nie widziałam. To nie jest miejsce, w którym (jak niestety w wielu polskich miastach) koty są utożsamiane z brudem, chorobami, odchodami i wszelaką nieczystością. Tutaj, a przynajmniej tak wynika z filmu, ludzie i zwierzęta żyją w pełnej symbiozie, pomagając sobie nawzajem na wiele sposobów.
Z wzajemnych relacji to z pozoru koty mają najwięcej korzyści, bo są karmione, chronione, leczone i pieszczone, ale to tylko pozory. Ich opiekunowie często mówią o całkiem wymiernej współpracy, czyli o kociej walce ze szczurami i szkodnikami, których w portowym mieście jest zatrzęsienie. Bardziej interesujące są jednak profity niewymierne, psychiczne, których więcej jest po ludzkiej stronie. To ludzie wciąż powtarzają, że koty pochłaniają ich złą energię, uspokajają, wprowadzają piękno i poczucie harmonii wszędzie tam, gdzie się pojawiają. Jeden pan nawet wierzy, że są posłannikami boga, który przez kota wspomógł go w kłopotach finansowych, a inny mieszkaniec Stambułu opowiada o tym, że jego uliczni podopieczni wydobyli go z ciężkiego załamania psychicznego i teraz czuje, że ma po co żyć.
W wypowiedziach tych ludzi przeglądać się można jak w lustrze, bo jednak miłość w każdym kraju ma tę samą postać. Tak samo jak Turcy, Polacy (choć procentowo w mniejszej ilości) też antropomorfizują czworonożne stworzenia, przypisując im różne cechy osobowości, intencje i zachowania, w zależności od tego, co sami chcą widzieć i to naprawdę ma wartość terapeutyczną.
Nikogo chyba nie zdziwi też fakt, że bycie kociarzem czy kociarą uliczną w Stambule wygląda jakość znajomo, choć nie spotyka się raczej z taką wrogą niechęcią jak w naszym pięknym kraju. W tym dokumencie pokazano kilka osób, obojga płci, dzielnie wyruszających co dzień na swą najważniejszą w świecie misję dokarmiania bezdomniaków, zakraplania oczu i wtykania strzykaw do rozdziawionych pyszczków.
Kedi to pięknie zrealizowany film, z klimatyczną muzyką i wyrazistymi bohaterami, dzięki którym widz może poczuć, że poznał miasto z zupełnie nowej, oryginalnej strony. Jedyny dyskomfort, jaki czułam podczas oglądania, wiązał się z ogromną ilością kociaków, całych miotów poukrywanych w każdym możliwym zakątku Stambułu. Martwi mnie to, że nic się nie wspomina o potrzebie sterylizacji, bo w końcu nawet tak wielka metropolia tych wszystkich kotów nie pomieści. Poza tym film wspaniały, poruszający liczne aspekty kociowatości i spokojnie można go polecić kociarzom w każdym wieku.
PS. Z ekranu co chwila dobywają się głośne dźwięki wydawane przez koty, więc wasz domowy zwierzyniec także może być dokumentem zainteresowany. Ela i Fiflak obejrzeli z przejęciem prawie cały film :)
No tak, film dla mnie, zważywszy że kotka na działce obok, przyprowadziła 4 maluchy, a mam już 3 w domu. Nie wiem czy dam rade na kolejne 4 , a koty są świetne.
Oj, to trzeba znaleźć im nowe domy. Też mieliśmy taką sytuację i choć chciałoby się wszystkie przygarnąć, nie da rady się tak całkiem zakocić :( Na Twoim miejscu spróbowałabym dać ogłoszenia gdzie tylko się da, wrzucić filmik na Facebooka i oczywiście każdemu znajomemu zakomunikować jak ważne jest posiadanie przynajmniej dwóch kotów w domu :) Nam się udało znaleźć domy dla całego miotu i to w środku sezonu kocenia jak teraz, więc Tobie też się powinno udać.
No a kocią mamę przydałoby się złapać i na sterylkę, bo zaraz będą następne i następne.
Kocham koty bezgranicznie. Są magiczne a sam Leonardo da Vinci powiedział,że najmarniejszy kot to arcydzieło. Baaaardzo potrzebuję obejrzeć ten film i jak znam siebie – spłaczę się na amen. Pomagam kotom. Mam swoje stadko w ilości 13 sztuk, które wysterylizowałam na początku, potem kupiłam budki, poszyłam kocyki, by włożyć w nie miękkie poduszki i tyle. Karmię je i doglądam. Chwile, gdy patrzą na mnie są mistyczne.
Rozumiem to doskonale :)
Nie ma co się bać płakania podczas seansu. Na szczęście ten dokument pokazuje raczej jasną stronę kociowatości. Nic złego im się tu nie dzieje, poza tym, że jest ich dużo i nie są sterylizowane. To film dla takich kociarzy jak my, którzy kochają koty ponad wszystko i odkąd go zobaczyłam, polecam każdemu, kto ma do czynienia z tymi fantastycznymi zwierzętami. Sama mam szczęście opiekować się dwoma uroczymi dachowcami, Elą i Fiflakiem, dzięki którym każdy dzień jest jaśniejszy, a noc cieplejsza :)
To cudownie, że opiekujesz się aż tak dużym stadkiem. Świat potrzebuje więcej takich osób.
Pozdrawiam serdecznie :)