Wydawać by się mogło, że serial o piratach to idealna rozrywka na letnie upały. Perfekcyjnie opaleni, muskularni panowie i pomysłowo, acz skąpo, odziane panie hasający po barwnej egzotycznej wyspie, a do tego naukowa zagadka, intryga polityczna i szpiedzy. Naprawdę mogło wyjść naprawdę dobrze, ale niestety otrzymaliśmy kolejnego pirackiego serialowego bubla. Tej kolorowej masakry pod palącym słońcem nie jest w stanie uratować nawet udział samego wielkiego Johna Malkovicha. Oczywiście produkcji nie pomagają nawiązania do Black Sails, których zwyczajnie jest zbyt wiele, by mówić o przypadku. Coś czuję, że Crossbones to jeden z naprawdę niewielu seriali, które sobie odpuszczę już po kilku odcinkach.
Chyba nie ma sensu oglądanie serialu, który jest jednocześnie nudny i irytujący. Zapewniam, że bardzo trudno jest dotrwać do końca choćby pierwszego odcinka (osobiście obejrzałam go w trzech ratach, bo naraz nie dałam rady). Fabuła skupia się tu wokół nasłanego przez rząd brytyjski Toma Lowe (Richard Coyle), szpiega udającego pokładowego lekarza na statku napadniętym przez piratów. Jego tajną misją jest zabicie szefa wszystkich morskich przestępców, czyli ukrywającego się na tajemniczej wyspie Edwarda ,,Czarnobrodego” Teacha (Malkovich). Tym razem stawką w grze nie jest odnalezienie wyspy skarbów, lecz tajemniczy chronometr pokazujący położenie statku na morzu, bez względu na to, gdzie się łajba znajduje. Urządzenie to przypomina wielki złoty zegarek i jest chyba odpowiednikiem GPS sprzed trzech wieków. Prawdziwa sensacja mórz i oceanów.
Tak samo jak w Black Sails, główny bohater cudem kilka razy ratuje się przed bolesną śmiercią z rąk piratów. Mamy wspinaczkę po dachach, a nawet szybkie zapamiętanie niezbędnych wskazówek i wkradanie się w łaski głównodowodzącego. No i oczywiście nie zabrakło damskich biustów, hojnie prezentowanych przez zamieszkałe na wyspie piratów prostytutki (tych oczywiście nie mogło zabraknąć). Jedyne co mnie tu momentami ciekawi (jak już bardzo wysilę wyobraźnię) to dzielne kobiety, których rola została tu bardzo wyeksponowana. Mamy Kate (Claire Foy), ukrywającą się brytyjską arystokratkę, która na wyspie Czarnobrodego zajmuje się inwentaryzacją i dystrybucją skradzionych dóbr. Uwagę zwraca także prawa ręka szefa piratów, niejaka Selma (Yasmine Al Massri), która jest nie tylko piękna, ale także bardzo inteligentna. Jej specjalnością jest rozwiązywanie zagadek i łamanie szyfrów. Mnie osobiście najbardziej przypadła do gustu czarnoskóra piratka Nenna, która najwyraźniej sprawdza się w męskiej profesji, a do tego wypracowała bardzo ciekawy styl ubraniowy.
Przy swoich paniach sam Czarnobrody wypada raczej blado. Naprawdę bardzo lubię Malkovicha, ale ta jego rola to jakieś kuriozum. Starszy już aktor bardziej tu bawi i straszy niż gra. Najdziwniej jest, gdy szczerzy do kamery ewidentnie sztuczne kły. Mam wrażenie, że mówienie sprawia mu wielką trudność. W ogóle cała ta postać to jakieś nieporozumienie. Łysy Czarnobrody bez brody to ironiczna zmyłka, ale to, że nakłuwa sobie czaszkę igłami do akupunktury, cierpi na migreny niczym wrażliwa panienka, a w wizjach ściga go latająca biała dama… Chyba autor scenariusza nieco się zapędził (już wyobrażam sobie parodiową wersję teatralną). Decyzję o zaprzestaniu oglądania Crossbones podjęłam patrząc na walkę Czarnobrodego z dwoma przeciwnikami, których to pirat w pewnym momencie zaczął okładać dzwonkiem znalezionym w kapliczce. Przydzwonił dosłownie napastnikowi w głowę. No są chyba jakieś granice absurdu!
Naszła mnie niedawni myśl, że ten serial o piratach to tak naprawdę gorsza wersja Wikingów. Też siedzą nad morzem, też mają charyzmatycznego przywódcę, też płyną, rabują i gwałcą. Właściwie robią wszystko to, co przed wiekami koledzy z Północy, tyle że w tropikalnym klimacie i w znacznie gorszym guście. Już chyba lepiej obejrzeć po raz kolejny znakomita drugą serię Wikingów i odpuścić sobie piratów, którzy przy męskich mężczyznach zamieszkujących fiordy wyglądają jak stado zniewieściałych wielbicieli solarium.
Komentarze