Tytułowy on, czyli, jak można się domyśleć po okładce, sam Adolf Hitler, budzi się niespodziewanie w Berlinie w roku 2011. Nie pamięta niczego z ostatnich chwil wojny i nie rozumie, co mogło go sprowadzić z powrotem do Niemiec (ja stawiam na akcję klonowania z sukcesem przeprowadzoną przez neonazistów). Wbrew wszelkim przypuszczeniom, mężczyzna z wąsikiem i w śmierdzącym benzyną wojskowym mundurze, radzi sobie nadzwyczaj dobrze we współczesnej rzeczywistości. Żadna krytyka nie przedostaje się przez zbudowany w pierwszych dekadach XX wieku fanatyczny upór w walce o lepszą przyszłość Niemiec. Hitlera nic nie zniechęca, nic go nie obraża i żadne środki nie są dla niego zbyt błahe by powalczyć o nowe, jeszcze liczniejsze niż przed laty, grono zagorzałych zwolenników.
Do napisania takiej książki jak On wrócił potrzeba naprawdę wiele taktu. Na szczęście Timur Vermes dysponuje nim w wystarczających ilościach. Autor nie roztacza przed nami utopijnej wizji powrotu Trzeciej Rzeszy, ale maluje celną krytykę społeczną, nie tylko zresztą Niemiec, ale i całej zjednoczonej Europy. Cały tekst jest właściwie monologiem wewnętrznym powstałego z martwych Adolfa Hitlera, który na początku może co wrażliwszych czytelników nieco oburzać, jednak z każdą stroną można dostrzec w spostrzeżeniach i żelaznej logice wodza wiele racji. Jego przemyślenia, choć z początku absurdalne, po dłuższym zastanowieniu naprawdę trafiają do przekonania, szczególnie tych niezadowolonych z dzisiejszego stanu rzeczy/Rzeszy.
Adolf Hitler, który doszedł do władzy dzięki mistrzowskiemu wykorzystaniu narzędzi propagandowych, wspaniale dopasowuje się do dzisiejszego świata, w którym z ogromną łatwością udaje mu się dostać na łamy prasy i do telewizji. Choć działa według norm i zasad z zamierzchłej przeszłości, to i tak udaje mu się z piorunującą szybkością zjednać sobie ludzi i odnieść sukces medialny (a w perspektywie także polityczny). Nie przeszkadza mu nawet, że biorą go za komika i dają program satyryczny. Oczywiście jego fanatyczne sądy brzmią dość śmiesznie, ale naprawdę zadziwiło mnie, jak bardzo książkowy Adolf Hitler jest po prostu i do bólu Adolfem Hitlerem, jakiego znamy z kart podręczników historii i z niezliczonych filmów dokumentalnych o drugiej wojnie światowej. Od razu rodzą się też w umyśle czytelnika pytania, czy gdyby On rzeczywiście wrócił, to czy byłby naprawę śmieszny i czy odniósłby aż taki sukces. Na podstawie wszystkiego tego, co dziś oglądamy i czytamy w wiadomościach, na oba pytania wypadałoby odpowiedzieć twierdząco.
Wprost urzekły mnie niektóre wnioski, jakie Hitler wysnuwał na temat współczesnej Europy. Są bardzo trafne, pomimo iż wódz nie miał zbyt wielu danych do dogłębnego poznania spraw, na temat których się wypowiadał. Naprawdę trudno się nie zgodzić z tym co mówi o skutkach wojny, Unii Europejskiej, bezrobotnych, polityce socjalnej Niemiec czy polskich pracownikach. A już wszystko, co mówi i myśli, o zwierzętach i posiadaczach zwierząt jest doprawdy celne i momentami histerycznie śmieszne. Jeśli jesteście ciekawi jaka rasa jest najbardziej żydowska wśród psów koniecznie to przeczytajcie.
On wrócił spodoba się nawet tym, którzy nie bardzo interesują się tematykę polityczną czy społeczną (i nie chcą wiedzieć, że Trzecia Rzesza naprawdę może się odrodzić lada moment), a chcieliby się zwyczajnie pośmiać. Oj dawno się tak nie ubawiłam. Pomijając kontekst historyczny, Adolf Hitler jest naprawdę przekomiczną kreaturą. Szczególnie podobały mi się jego sądy na temat męskiej mody i własnej powierzchowności (oczywiście zawsze uważał, że wygląda nienagannie), a o jego filozofii dotyczącej damsko-męskiego magnetyzmu powinna powstać moim zdaniem osobna książka.
Jak przystało na powieść z takim bohaterem, On wrócił wywołał spore poruszenie i oburzenie, ale głównie wśród osób, które dzieła jeszcze nie czytały. Po lekturze bowiem już wiadomo, że najbardziej się tu dostaje samemu wodzowi, a wszystkie absurdy nazizmu są tu szczegółowo wypunktowane.
Komentarze