No i stało się. Tyle czekania, tyle ważnych pytań i niepewności, wreszcie tyle wrażeń pojawiających się z każdym nowym odcinkiem, a tu nagle koniec. Naprawdę ciężko być fanką tej serii, bo na kolejną odsłonę trzeba znowu długo poczekać. Na szczęście mamy na pocieszkę książki Diany Gabaldon (w tym przypadku „Podróżniczkę”), których serial jest adaptacją. Po finałowym odcinku pojawił się żal, bo przez tyle lat naprawdę można przywyknąć do tych bohaterów, jak bardzo by nas nie denerwowali. Niestety, mimo wielu plusów, tym razem minusy przeważają. Jest co prawda chemia między bohaterami, dużo sympatycznych nowych postaci i barwne wątki, jednak wiele z tego przykrywają negatywy, które teraz postaram się streścić w kilku punktach.
Jamie – król mężczyzn
Nasz dzielny wojownik o szkocką niepodległość z każdą serią zyskuje kolejne kompetencje i oczywiście we wszystkim, za co się tylko zabierze, jest znakomity. Tym razem przyszło nam go podziwiać we wcieleniu drukarza, wilka morskiego, przemytnika i więziennego bohatera. Do tego ten najprzystojniejszy ze wszystkich rudzielców ma też nienaganny charakter, w trzeciej serii objawiający się tym, że opiekuje się pasierbicami, nieślubnym synem i swoją wesołą kompaniją składającą się zwykle z francuskiego złodzieja bez dłoni, siostrzeńca i kilku szkockich opojów. A jakim jest wylewnym mężem! Między nim a Claire, zwłaszcza w scenach łóżkowych, jest tyle słodyczy, że aż mdło się robi. Jednym słowem, największą wadą tej postaci jest to, że jest bez wad.
To tu, to tam
Jakby komuś streścić co działo się w trzecim sezonie Outlandera, to nasz słuchacz mógłby słusznie przypuszczać, że streszczamy trzy różne produkcje. Najpierw jesteśmy w w Anglii w latach 40-tych, potem w Bostonie lat 60-tych (oczywiście XX wieku), a następnie w osiemnastowiecznym Edynburgu, na statku płynącym na Karaiby, na Jamajce i wreszcie w Ameryce Północnej. Dekoracje, stroje i fryzury zmieniają się jak kalejdoskopie. Nim przyzwyczaimy się do Claire zrobioną na Jackie O. już ją widzimy ratującą życie na statku w ubraniu zadziornej piratki. Oczywiście zmianom miejsca towarzyszą za każdym razem burzliwe wydarzenia i nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, przez co całość nabiera kuriozalnego charakteru kiczowatej parodii harlekina.
Ludzie bez wieku
Choć główna para kochanków powinna mieć już koło pięćdziesiątki, żadne z nich nie wygląda na więcej niż trzydzieści lat (choć większość z nas mając i dwadzieścia lat nie prezentuje się tak młodzieńczo i świeżo), co rzuca się w oczy zarówno w licznych scenach łóżkowych, jak i wtedy, gdy występują razem ze swoimi serialowymi dziećmi, wyglądającymi na ich rówieśników. Nie wiem jak innych, ale mnie to śmieszy. Znając następne części sagi, mogę sobie tylko wyobrażać, jak komicznie będzie w przyszłości gdy lekko połamany Jamie i Claire z menopauzalnymi wybuchami gorąca, będą grani przez Caitrionę Balfe i Sama Heughana nienadgryzionych zupełnie zębem czasu :)
Jak córeczka z tatusiem
Pierwsze odcinki trzeciego sezonu pełne były irytujących min Tobiasa Menziesa, grającego najbardziej irytującą postać ever, czyli Franka (nieprzemyślany i niepotrzebnie rozbudowany wątek). Nie rozumiem zupełnie jak tak uprzedzona, zacofana jednostka, która nie dostrzega, że żona jest mu równa intelektem i że kobiety zasługują na równouprawnienie, mogła jednocześnie wychować tak pewną siebie i przedsiębiorczą córkę jak Brianna. No i zdradzanie Claire przez te wszystkie lata to bardzo słabe zagranie z jego strony.
Słaby casting
Ja i reszta fanek czekałyśmy z zapartym tchem na to, co najbardziej nas ciekawiło w tej serii, czyli kto zagra Briannę i Rogera, jedne z najważniejszych postaci kolejnych po „Podróżniczce” części sagi. Niestety, szału nie ma. Rogera gra Richard Rankin, który co prawda jest dość przystojnym mężczyzną i sprawnym aktorem, ale jakimś takim bez życia i charyzmy. Po lekturze spodziewałam się kogoś bardziej zapadającego w pamięć, ale widać nie można drugi raz mieć tyle szczęścia i obsadzić roli tak idealnie jak w przypadku Jamiego. Z Brianną jest jeszcze gorzej, gdyż grająca ją Sophie Skelton jest wprost irytująca i w ogóle nie podobna do serialowego ojca. Nie rozumiem dlaczego filmowcy bardziej się nie postarali. Jak trudne może być znalezienie młodszego żeńskiego odpowiednika Sama Heughana, czyli dwumetrowej aktorki o płomiennorudych włosach, posągowej figurze i symetrycznej twarzy (koniecznie z wystającymi kośćmi policzkowymi)? Zamiast tego mamy taką wkurzoną myszę z dziwnym zgryzem i ogólnie urodą raczej wątpliwą. No, ale poważnie, mogło być lepiej.
Coś się ciachnęło przy montażu
I ciachnęło się tak, że widzowie, którzy nie czytali powieści, mogli się podczas oglądania łapać za głowy ze zdumienia. Może to tylko u mnie tak wyglądało, może mam jakiegoś gorszego Netfliksa, ale nie sądzę. Było na przykład tak, że czekam na wielki moment wyjawienia przez matkę córce prawdy o tym, że jej prawdziwym ojcem jest nie profesor historii, ale szkocki góral żyjący dwieście lat temu, ale ta scena nie następuje, przeskakujemy te momenty aż do scen, gdy Claire rusza z powrotem w przeszłość. Podobnie rzecz ma się z samą podróżą przez kamienny krąg i z udziałem Geillis w całej akcji. Żeby to jeszcze zostało tylko pominięte, ale nawet to nie wyszło, gdyż postaci odwołują się do zdarzeń, których nie pokazano i o których nie mają prawa (tak na logikę) wiedzieć. Podejrzewam, że odcinki wyszły za długie i trzeba było z czegoś zrezygnować, ale wyszło niekorzystnie i trochę z lekceważeniem inteligencji widzów. Sama musiałam się nieźle nawyjaśniać mężowie o co chodzi z tą rudą czarownicą (że niby się dziewczyny spotkały też w XX wieku), bo zupełnie chłopak nie wiedział co się dzieje, a na czytanie było już za późno.
To chyba największy minus tej serii, o który długo będę mieć pretensję do twórców.
Jeśli chcesz zapoznać się z pierwowzorem serialu, to zapraszam do zakupu książki Diany Gabaldon poniżej ;)
Pod koniec 2 sezonu Claire spotkała Geillis.
Ale mi chodziło o spotkanie Geillis i Brianny, o którym matka z córką dyskutują w ostatnim odcinku, a którego nie mogliśmy zobaczyć na początku serii (no chyba, że mam bardzo dziurawą pamięć, co jest też możliwe :).
Masz dziurawą pamięć. To było w sezonie 2. Podobnie jak wyjawienie Briannie, kto jest jej prawdziwym ojcem. Inna sprawa, że rzeczywiście coś się ciachnęło nie tak przy montażu, ale akurat nie w tym momencie. Ogólnie rzecz biorąc, sezon 3 to wielkie rozczarowanie, tylko dla mnie z zupełnie innych powodów niż dla Ciebie. Odejście od książkowego pierwowzoru zdecydowanie nie wyszło serialowi na dobre.
Geiilis występowała w pubie, gdy zjawiły się tam Claire i Brianna. Było to bodajże w odcinku „Wolność i whisky”.