Po entuzjastycznej recenzji z zeszłego roku, nie ma chyba wątpliwości, że Wersal należy do moich ulubionych seriali. Choć z pozoru może się on wydawać jedną z wielu lekkich historycznych fabuł, jakich mamy pod dostatkiem ostatnio, dla mnie jest to o wiele więcej. Cenię ten serial przede wszystkim za to, że porządkuje mi w głowie informacje, których bez podobnej wizualizacji nie byłabym w stanie przyswoić w najmniejszym stopniu. Każdy, kto próbował kiedyś spamiętać wszystkie zasługi Ludwika XIV, jego zalety i wady, sojusze i wojny, a przede wszystkim imiona i powiązania jego licznych kochanek, zrozumie co mam na myśli. Król rządził długo, a przez jego dwór przewinęło się tak wiele osób, że taka pomoc jak właśnie ten serial, jest niezwykle cenna w porządkowaniu wiedzy. Cieszę się, że ktoś wybrał najważniejsze wątki, dokonał selekcji postaci, a my możemy teraz chłonąć atmosferę dworu Króla Słońce i kibicować mu w kolejnych przedsięwzięciach.
Drugą, bardzo ważną dla mnie sprawą, za którą uważam Wersal za wspaniały projekt, jest udział znakomitych aktorów, którzy, dzięki swym nieopatrzonym jeszcze twarzom, wnoszą powiew świeżości, demonstrując naprawdę znakomity warsztat. Od najskromniejszej służki kuchennej, poprzez żołnierzy, szlachciców i ministrów, aż po króla, każdy z mieszkańców pałacu ma ciekawą historię do opowiedzenia i widać, że aktorzy bardzo to szanują. A wy, za co lubicie Wersal? Też macie wrażenie, że ten serial jest jeszcze za mało doceniany?
Z przytupem w drugi sezon
Nowa odsłona to idealna mieszanka tego, co już dobrze znamy (tylko z jeszcze większym rozmachem) z nowymi i ekscytującymi wątkami. Ne zabrakło tego, co tak kochamy, czyli wielkich uczt, tańców, dworskich intryg, ekscytujących romansów i jeszcze bardziej ekscytujących scen mierzenia ubrań przed lustrem (mówię wam, gdyby jakaś firma wypuściła serię ubrań inspirowanych tym serialem, wykupiłabym wszystko, także w wersji męskiej:). Ludwik (George Blagden) nadal rozbudowuje Wersal, zmienia się jednak jego stosunek do tego miejsca, gdyż tu, gdzie miało być jego schronienie, w pałacu będącym chlubą imperium i symbolem jego władzy, pojawia się niebezpieczeństwo i trzeba zamienić pałac w twierdzę. Jedną z nowości drugiego sezonu jest trucizna i to nie tylko w wymiarze fizycznym, ale i duchowym. Okazuje się, że piękna Henrietta nie była ostatnią ofiara otrucia. Wkrótce po niej zostaje otruty jeden z ministrów króla, a nieco później także pani ministrowa. Na dworzan pada blady strach, głównie dlatego, że nawet mimo najlepszych chęci, nie sposób ustrzec się niebezpieczeństwa w miejscu, gdzie tysiącami przebywa szlachta wraz ze służącymi, gdzie ciągle przybywają nowi rzemieślnicy wykańczający pałac, a także niezliczeni handlarze, zapewniający mieszkańcom stały dopływ luksusowych produktów. Strach ma też związek z tym, że lokatorzy Wersalu, próżni lubieżnicy, lubują się w zażywaniu podejrzanych substancji, głównie takich poprawiających potencję i urodę. No i jak tu zapewnić bezpieczeństwo takiej gromadce?
Bardzo ważne dla tej serii jest także dojrzewania Ludwika do sprawowania władzy. Nasz młodzian zmężniał i teraz zastanawia się nie tylko nad tym, jak utrzymać władzę i zwalczać wrogów, ale też nad tym, jaką spuściznę po sobie pozostawi. Niestety, trucizna na dworze także w jego duszy odcisnęła swoje toksyczne piętno. Król zaczyna lunatykować, mając przy tym szalone wizje senne, a do tego ogarnia go lekka paranoja dotycząca tego, kto tak naprawdę sprawuje władze, on czy może bliscy mu ludzie, próbujący na niego wpłynąć.
Niezwykle ciekawie obserwuje się też rozwój wynalazku z poprzedniego sezonu, czyli wymyślonej przez brata króla, Filipa (Alexander Vlahos), etykiety. Drobiazgowo spisane zasady zachowania się na dworze to przede wszystkim broń w rękach króla, który za ich pomocą pilnuje swoich gości ze złotej klatki by za bardzo nie rozrabiali. Niestety, sam też ciągle musi walczyć z tym co wypada, a co już nie.
Co wolno królowi, a co jego bratu?
Pod wieloma względami to, co wyrabiało się na dworze Króla Słońce, mogłoby uchodzić za skandal nawet w dzisiejszych czasach. Ludwik lekceważy żonę i nasyłanych przez nią duchownych, żyjąc w bardzo bliskim związku ze swą oficjalną faworytą, markizą De Montespan (Anna Brewster). Oczywiście on i inni władcy już wcześniej miewali kochanki, jednak tym razem, to co innego, gdyż markiza jest mężatką, a po urodzeniu królowi córki, niemowlę nie zostaje odesłane, lecz zostaje w Wersalu, będą kującym oczy królowej dowodem zdrady jej męża.
Z markizą to też nie jest prosta sprawa, bo można odnieść wrażenie, że jest znacznie sprytniejsza od króla, co on też chyba wie. Jego sen w stylu ,,z chłopa król” pokazuje wyraźnie, czego władca obawia się najbardziej. Tocząca się między nimi rozgrywka to jedna z bardziej pasjonujących potyczek tego sezonu.
Podobnie złożone relacje ma Ludwik z bratem, który po oddaniu mu ukochanego Kawalera Lotaryńskiego, decyduje się na powrót do Wersalu. Niedługo trwają jego beztroskie igraszki, gdyż Ludwik, szukając kolejnych sojuszy w Europie, zmusza go do ślubu z niemiecką księżniczką. Braterska więź jest mocno nadszarpnięta, tyle tu emocji, że pozostaje tylko spokojnie czekać aż coś wybuchnie lub aż wreszcie chłopcy się pogodzą.
Jeśli wciąż, mimo moich żarliwych zachęt, macie jakieś wątpliwości, czy zasiadać do drugiego sezonu Wersalu, to spieszę donieść, że ja bym to zrobiła choćby dla kolejnego wielkiego momentu Filipa, który przywdziewa kobiece szaty na własną noc poślubną. To po prostu trzeba zobaczyć!
Komentarze