Seria z Żurawiem znowu pozytywnie zaskoczyła. Z każdym kolejnym tomem dostajemy coś świeżego, nowego, oryginalnego i nieprzewidywalnego dzięki temu, że Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego stawia na mniej znane w naszym kraju, ale docenione za granicą i nagradzane nazwiska. Tym razem spotkało mnie kompletne zaskoczenie, gdyż Tygrysica i Akrobata to baśń filozoficzna, którą wielu czytelników porównuje do Małego Księcia. Może to niezbyt miłe, ale ja Małego Księcia wprost nie trawię i mam alergię na wszechobecne cytaty z tego dzieła. Nie chodzi zresztą o samą książkę, a o to, do czego jej niektórzy używają. Otóż zauważyłam, że jest to wszechstronna atrapa dla ludzi bardzo leniwych i nie czytających absolutnie niczego, którzy jednak chcą uchodzić za „głębokich” i „wrażliwych”, zatem zmuszają się do przeczytania jednej z najkrótszych lektur szkolnych, by potem przez resztę życia ciskać frazami o Księciu i jego Róży. Albo to, albo mądrości pana Coelho. Na szczęście, pojawia się alternatywa, czyli właśnie Tygrysica i Akrobata, rzecz mogąca być odtrutką na Małego Księcia, gdyż jest bardzo pouczająca i wszechstronna, ma ciekawą zwierzęcą bohaterkę, a do tego nie jest jeszcze tak totalnie wyeksploatowana.
Flying Tiger
W Bezkresnej Tajdze, tam gdzie lasy gęste, zimy srogie, a wiosny krótkie, gdzie człowiek jeszcze nie zdążył zniszczyć przyrody do cna, przychodzi na świat Mała Tygrysica. Z początku jej życie jest całkiem zwyczajne: kociak uczy się wraz z bratem jak sobie radzić w świecie, wychodzą z matką na polowania, śpią w przytulnej jamie i rozmawiają o przyszłym dorosłym życiu. Wszystko zmienia się wraz z odwiedzinami taty tygrysa, który zasiewa w Tygrysicy ziarno niepokoju. Otóż rodzic mówi, że „Tygrys musi być zawsze Tygrysem” a potem jeszcze dodaje „Nie możesz dać miejsca innej naturze. Myśli lisa nie mogą być twoimi myślami, a spojrzenie kruka nie może być twoim spojrzeniem”. To daje naszej bohaterce do myślenia. Przez dociekanie, jak niby ona, królowa Tajgi, miałaby stać się lisem czy krukiem, często zagapia się podczas polowań, przez co udaje jej się najczęściej schwytać tylko najmniejsze zdobycze, takie jak zające. Matka, niepokojąc się o dorastającą córkę, postanawia zapewnić jej lepszy start poprzez zostawienie jej swojego królestwa, czyli terenów łowieckich. I co robi z tym darem nasza Tygrysica? Ciekawa świata, już jako dorosły drapieżnik, rusza ku Słońcu, na Wschód, gdzie czekają ją liczne przygody.
Podczas swej niesamowitej wędrówki Tygrysica zazna wiele szczęścia u boku Człowieka, który, wbrew przekonaniom matki, nie okaże się żądnym krwi zabójcą. Niestety, ludzie przyniosą jej też wiele goryczy i cierpienia, gdyż zwabieni pięknem jej futra, postanowią uwięzić ją w cyrku. To tutaj Tygrysica zatęskni najmocniej za byciem czymś innym niż tygrysem. Pozna bowiem małego Akrobatę i sama zapragnie tak jak chłopiec, poczuć jak to jest unosić się w powietrzu. Czy uda jej się wreszcie spełnić to marzenie, czy spędzi resztę swych dni w ciasnej klatce? O tym już musicie przekonać się sami. Zapewniam, że nie jest to absolutnie taka typowa baśń, do jakich przywykliśmy, i wcale nie kończy się banalnym i przewidywalnym happy endem z morałem.
Odnaleźć w sobie tygrysa
Tę opowieść można interpretować na wiele sposobów. Dorosłym czytelnikom może się kojarzyć z wielką krzywdą, jaką wyrządzamy naszej planecie, wyrębując lasy, zabijając zwierzęta lub umieszczając je w ogrodach zoologicznych i cyrkach. Możemy także zastanowić się nad tym, co to dla nas znaczy być tygrysem, jakimi cechami się wyróżnia i czy to na pewno musi być krwiożercza syberyjska bestia. Młodsi czytelnicy, do których z pewnością baśń przemówi silniej do wyobraźni, mogą wynieść z niej pokrzepienie, bo w końcu to historia o zaakceptowaniu siebie, swojej inności, tego, że każdy z nas ma osobne przeznaczenie, które w głębi serca pragnie zrealizować. Dzieci i młodzież, dzięki tej niezwykłej książce, mogą także odebrać ważną lekcję ekologii, czyli nauki o wzajemnych powiązaniach w naturze. Wchodząc w pręgowaną skórę tygrysicy, widzimy świat jej oczami. Dla drapieżnika, on sam nie jest groźnym i bezlitosnym myśliwym (tacy są tylko ludzie), ale strażnikiem harmonii i ładu w przyrodzie, kimś, kto atakując tylko najsłabsze, chore i stare osobniki (jelenie, zające, kozice, a nawet świstaki) reguluje liczebność populacji stad i dba o to, by ekosystem działał sprawnie. Sądzę, że na taką naukę nigdy nie jest za wcześnie, szczególnie teraz i tu, w kraju, gdzie myśliwi rosną w siłę.
Sama starałam się czytać Tygrysicę i Akrobatę zwyczajnie, jak wciągającą historię. Naprawdę doceniam to, z jak wielką empatią autorka opisała życie wielkiego kota, dzięki czemu sama nie raz czułam się jakbym wędrowała w śniegu, polowała czy spała bezpiecznie w jamie. Wiele radości miałam także z licznych nieoczekiwanych zwrotów akcji, bardzo oryginalnych i można by rzec nietypowych. Co jak co, ale naprawdę lubię dobre niespodzianki, a tu ich nie brakuje. Najdłużej jednak zapamiętam z tej lektury fragmenty opisujące okres, w którym Tygrysica i Człowiek żyją razem w doskonałej harmonii. Naprawdę mnie to wzruszyło, bo pokazuje jak mogłoby być, gdyby ludzie wyzbyli się swojego poczucia wyższości nad naturą. A gdy Człowiek mówi do swej przyjaciółki, że znają się już dobrze i pasują do siebie jak ręka do rękawiczki, pomyślałam o mnie i moich kotach, o psie (także pozornie groźnym zwierzu) i o tym, że już dawno nikt w literaturze tak pięknie nie opisał przyjaźni.
Nominowałam Wasz blog do wyróżnienia Mystery Blogger Award. Zasłużone! (Szczegóły na moim blogu). Pozdrawiam serdecznie – Emma
Dziękuję bardzo :) To szalenie miłe z Twojej strony.